Przechadzki teatralne – Z CYKLU http://zcyklu.pl rozwijamy kulturę Tue, 23 Mar 2021 16:13:13 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.9 Zupełnie inna historia http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/zimowla-spektakl-teatr-slowackiego/ http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/zimowla-spektakl-teatr-slowackiego/#respond Tue, 23 Mar 2021 16:13:11 +0000 http://zcyklu.pl/?p=5360 Na informację, że krakowski Teatr Słowackiego pracuje nad sceniczną adaptacją powieści Zimowla Dominiki Słowik, natknęłam się w zasadzie przypadkiem. Jako osoba szczerze zachwycona książką natychmiast kupiłam bilet i zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Trailery zapowiadające spektakl sugerowały jednak, że się nie zawiodę, a wiedza, że autorka książki jest współtwórczynią scenariusza, uspokajała.

Klimat spektaklu da się poczuć zaraz po wejściu. Eleganccy panowie z obsługi widowni w czarnych koszulach i czarnych nitrylowych rękawiczkach. Gęstniejący tłumek w foyer, zdjęcia ze spektaklu na ścianach i zagadkowe kwestie padające z antresoli („Pani z pieskiem zwraca się do pana w czarnej marynarce. Dezynfekcja. Tak, stoją, patrzą. No, chyba wszyscy”). Wchodzimy. Trochę to trwa – pandemia ma swoje prawa, trzeba nas rozsadzić. W tym czasie ze sceny kilkakrotnie rozlega się monolog o Cukrówce – miasteczku w województwie małopolskim, na trasie między Wysoką a Wadowicami, między Bielskiem a Krakowem, słowem – o miejscu akcji. Za każdym razem jest wypowiadany inaczej. I kiedy coraz poważniej myślę, że może to główny pomysł na spektakl (zmiana intonacji robi swoje, a niezależnie od monologu na scenie trwa pantomima), zaczyna się właściwa historia.

Trudno mi się jednak w tej rzeczywistości odnaleźć. Powieściowa fabuła została maksymalnie skondensowana: wątki okrojone, czasem połączone, liczba bohaterów zredukowana do minimum (w ten sposób pszczelarz Makowski i proboszcz Śmietana stają się tu jedną osobą). Na pierwszy plan wysuwa się intryga kryminalna, w książce spajająca co prawda opowieść, ale traktowana w zasadzie równorzędnie z innymi jej elementami. Scenografia jest raczej umowna. Gra aktorska – bardzo wyrazista, zahaczająca czasem o przesadę. Jako odbiorczyni, która na Zimowlę poszła ze względu na książkę – wielowątkową opowieść zaludnioną przez pełnokrwiste, barwne postaci, pełną szczegółów – z początku niezupełnie wiem, co się dzieje.

Tyle że teatralna Zimowla to zupełnie inna historia, z powieścią połączona raczej luźno. Kto inny ją opowiada, z innej perspektywy, siłą rzeczy – w inny sposób. Jeśli tak na to spojrzeć, okaże się, że wszystko tutaj jest tak, jak być powinno.

Postacią, która wygłasza początkowy monolog, jest agentka (w tej roli Wanda Skorny), która na miejscu rozpoczyna śledztwo. Z dużego miasta? Możliwe. W każdym razie z zewnątrz – o Cukrówce wie to, co naprędce przeczytała. I to, co ludzie z metropolii nierzadko wiedzą o małych miasteczkach. Ta właśnie obiegowa wiedza staje się ramą całej opowieści. Bohaterowie są przerysowani niekiedy do granic wytrzymałości, śmieszni, niewiarygodni – bo nie mogliby być inni, widziani jej oczami.

W ten schemat wpisuje się także Wiktoria (zagrana efektownie przez Agnieszkę Judycką), powieściowa narratorka, obdarzona w książce wyjątkowym zmysłem obserwacji i ironicznym poczuciem humoru. Tam uzbrojona w podwójną perspektywę – nastolatki uczestniczącej w opisywanych wydarzeniach i dorosłej kobiety starającej się je zrekonstruować – tu staje się egzaltowanym dziewczątkiem, które mówi z irytującą manierą (kiedy czasem na chwilę odzyskuje swój głos, trudno nie odczuć dysonansu). Agentka, przesłuchując cukrowian, ma w głowie spójny obraz wydarzeń i wie, co chce usłyszeć. Dlatego wypowiedzi zaprzeczające jej wyobrażeniu ostentacyjnie ignoruje, unieważnia, powtarzając z naciskiem własną wersję. Z Cukrówki, której nazwę natychmiast zapomina, wyjeżdża, nie doszedłszy do żadnych wniosków.

fot. Bartek Barczyk / Leica Camera Poland  © Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie

Ostatecznie historię ratuje towarzyszka Sarecka (świetna Anna Tomaszewska). Babka powieściowej narratorki, dea ex machina, spuszczona na linie na scenę, z właściwą sobie swadą w krótkich słowach doprowadza do końca wszystkie wątki. Nie traci nic z oryginalnej wyrazistości – ale w teatralnej Cukrówce pojawia się dopiero na końcu. Wcześniej widzimy ją i słyszymy tylko z monitora, w trakcie rozmów telefonicznych z wnuczką oraz zięciem. Cały czas pozostaje więc poza zasięgiem ramy fabularnej narzuconej przez agentkę przybyszkę. Być może właśnie dlatego może pozostać sobą.

Monitory są zresztą istotnym elementem scenografii. Widać na nich to, czego nie można zobaczyć na scenie albo czego nie dałoby się dostrzec tak wyraźnie, jak należy – choćby wyraz oczu bohaterów i szczegóły twarzy Maryi Stanowojennej. Nie sposób przy tym nie wspomnieć choć krótko o oprawie scenicznej spektaklu – operowaniu światłem, dźwiękiem, ruchem. To właśnie ona spaja całość i pozwala wydobyć elementy, bez których Cukrówka nie byłaby Cukrówką, takie jak choćby taniec w dyskotece czy reklama telewizyjna pląsającego wróża Arrevalda, nakręcona za pożyczone pieniądze.

Spektakl robi duże wrażenie i pozostawia niepokój. Jest barwny, rozbuchany trochę jak cukrowska przyroda latem 2005 roku, kiedy toczy się akcja. Trudno pozostać wobec niego obojętnym. Może męczyć (stroboskop i dyskotekowa muzyka robią swoje), może irytować – ale to dobrze, bo skłania do stawiania sobie pytań. Zdecydowanie warto go zobaczyć.

Zimowlę można będzie obejrzeć jeszcze od 21 do 24 kwietnia. Mam nadzieję, że na tym Teatr Słowackiego nie poprzestanie.


Tytuł: Zimowla
Adaptacja i reżyseria: Jakub Roszkowski
Scenografia, kostiumy, światła: Mirek Kaczmarek
Muzyka: Dominik Strycharski
Ruch sceniczny: Maćko Prusak
Występują: Agnieszka Judycka, Magdalena Osińska, Agnieszka Przepiórska, Wanda Skorny, Anna Tomaszewska, Marcin Kalisz, Rafał Dziwisz, Wojciech Skibiński, Feliks Szajnert
Czas trwania spektaklu: ok. 100 min

]]>
http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/zimowla-spektakl-teatr-slowackiego/feed/ 0
Bóg mordu we mnie http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/bog-mordu-we-mnie/ http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/bog-mordu-we-mnie/#respond Sun, 31 Mar 2019 11:18:38 +0000 http://zcyklu.pl/?p=1745
Ostatnie dwa miesiące przyniosły mi bardzo dużo zawodów spowodowanych przez teatry warszawskie. Wprawdzie incydent numer jeden został przeze mnie bardzo szybko zapomniany (wiązał się z paleniem na małych scenach), ale incydent numer dwa pozostanie w mej pamięci bardzo długo i nie sądzę, aby kiedykolwiek minęło mi uczucie niesmaku po tym doświadczeniu. Poniższa recenzja jest zatem również apelem do każdego teatru, każdego aktora i każdego reżysera, aby rozważnie wybierali środki wyrazu artystycznego i odróżniali je od chamstwa.
Wiele lat temu obejrzałam po raz pierwszy Rzeź Romana Polańskiego. Obraz ten zachwyca mnie do dziś. Nie znam innego filmu doskonałego pod względem aktorskim, reżyserskim i scenograficznym, który jednocześnie zachowywałby starożytne zasady decorum i trzech jedności: akcji, czasu i miejsca. Istny majstersztyk.

Rzeź to historia dwóch małżeństw, które muszą omówić nieprzyjemną sytuację zaistniałą pomiędzy ich nastoletnimi synami. Z jednej strony pojawiły się wyzwiska, z drugiej odwet przy pomocy kija, co poskutkowało wybitymi zębami. Jako że żyjemy w czasach oświeconych i w części świata należącej do ludzi cywilizowanych, obie pary postanowiły zachować się wytwornie i spotkać się, by spokojnie porozmawiać o zdarzeniu.

Czy rzeczywiście?

Gdy opadnie sztuczność konwencji, pojawią się stres i irytacja, hamulce puszczają, a czworo bohaterów pokazuje, co mają w zanadrzu. Całość oglądam za każdym razem z rosnącym napięciem i niepokojem. O tak, emocje się udzielają…

Wcale nie zmieniłam zdania, gdy dowiedziałam się, że Rzeź ma swój francuski pierwowzór: sztukę teatralną autorstwa Yasminy Rezy. Ubolewałam jednak, że nie mogę obejrzeć tego samego widowiska w teatrze. Dlatego gdy tylko dowiedziałam się, że Bóg mordu wystawiany jest na deskach Teatru 6. piętro w Warszawie, od razu zarezerwowałam bilety (dość drogie jak na teatr kameralny).

Szłam na spektakl bardzo podekscytowana, karcąc się jednocześnie, że nie powinnam nakręcać się tak bardzo, bo być może teatralny pierwowzór i do tego jeszcze w wykonaniu polskich aktorów wcale mi się nie spodoba. Bardzo się myliłam i takie właśnie pomyłki sprawiają, że chce się żyć!

Bóg mordu w wykonaniu Anny Dereszowskiej, Jolanty Fraszyńskiej, Cezarego Pazury oraz Michała Żebrowskiego to istny majstersztyk. Muszę wręcz przyznać, że nie posądzałam o tak dobre aktorstwo ani Dereszowskiej (której maniera zawsze przyprawia mnie w komediach romantycznych o ból głowy), ani Pazury (którego znam przede wszystkim z ról, w których się wydurnia – mnie samej zawsze przychodzi to z łatwością, nie mam więc w zwyczaju podziwiać tego u innych). Wielkim zaskoczeniem była również Fraszyńska, która jako doskonała „kabarecistką” tchnęła w rolę wiele własnej inwencji, dzięki czemu stworzyła bardzo nietuzinkową i ciekawą sylwetkę kobiecą. Michał Żebrowski wprawdzie trzyma się ustalonego już w rolach filmowych emploi, ale mimo wszystko jest na co popatrzeć.

Pozostaje jednak jeden szkopuł. Całą drogę do teatru zastanawiałam się, jak rozwiążą najobrzydliwszy moment w całej akcji: wymiotowanie bohaterki granej przez Annę Dereszowską. Obawiałam się, że scena zamiast symboliczna będzie bardzo naturalistyczna, na co mój żołądek może kiepsko zareagować… Niestety nie myliłam się i to właśnie zmotywowało mnie, aby napisać ten tekst. Po oddaniu pierwszej salwy na stolik stanowiący część scenografii Anna Dereszowska podchodzi do krawędzi sceny, odwraca się twarzą do publiczności i oddaje drugą salwę prosto na pierwsze trzy rzędy.

Gdy to zobaczyłam, osłupiałam. Na szczęście siedziałam w rzędzie piątym, dzięki czemu oszczędzono mi tego przykrego doświadczenia, widziałam jednak oburzenie i zaskoczenie na twarzach kilku osób, między innymi dwóch starszych pań, które natychmiast zaczęły wycierać się z płynu, który wydobył się z ust aktorki. Dobrze się stało, że siedziałam dalej, ponieważ nie należę do osób spokojnych i z pewnością podniosłabym zaraz veto w akcie protestu przeciwko takiemu traktowaniu widza, gdybym należała do osób poszkodowanych. Oburzona jestem do dziś, mimo że minęło już kilka tygodni.

Czy jesteśmy już tak bardzo znudzeni, że sprowadzanie widza do poziomu podłogi stanie się nowym środkiem wyrazu w teatrze? Słyszałam o scenach alternatywnych, gdzie dzieją się różne rzeczy, ale Teatr 6. piętro, który sam siebie nazywa konserwatywną sceną przywracającą blask tradycyjnemu aktorstwu, do nich nie należy. Jeżeli natomiast właściciel placówki takie ekscesy uważa za niezbędne dla sztuki, ma obowiązek uprzedzić widzów, że jedna z aktorek będzie wyrażać swoją postać poprzez rzyganie na publiczność… Pogratulować kreatywności i braku wyobraźni jednocześnie.

Apeluję zatem do twórców, aby przestali szukać kontrowersji w bezpośrednim obrażaniu widza, naruszaniu jego przestrzeni osobistej czy też próbach zszokowania w sposób podobny do tego, jaki miał miejsce na Bogu Mordu w Teatrze 6. piętro. Bo mimo że spektakl jako całość był rewelacyjny, to jednak ten jeden incydent, tak mocny, zaważył na moim odbiorze sztuki. Bóg mordu miał być widoczny na scenie. Czy trzeba go wzbudzać w publiczności? Nie pozostaje powiedzieć nic więcej tylko – WSTYD!

]]>
http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/bog-mordu-we-mnie/feed/ 0
Draka http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/draka/ http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/draka/#respond Thu, 21 Mar 2019 12:21:31 +0000 http://zcyklu.pl/?p=1750
21 lutego Teatr Młyn wznowił spektakl autorstwa Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej z roku 2013. Draka jest zatem dla niego przedstawieniem dość starym i widzom zaznajomionym z twórczością sióstr Fijewskich bardzo łatwo to zauważyć. Estetyka i stylistyka, zupełnie inne niż w spektaklach, które recenzowaliśmy wam ostatnimi czasy, wprawiły autorkę tej recenzji w konsternację i wymogły szybką adaptację do niespodziewanych warunków, a że autorka jest mało elastyczna, potrzebowała aż kilkudziesięciu godzin, żeby się pozbierać. 
Skąd takie wrażenia? Przede wszystkim Draka zawiera znacznie więcej niedopowiedzeń niż pozostałe produkcje Teatru Młyn, a jednocześnie jest o wiele dosadniejsza w aspekcie werbalnym. Estetyka oraz tempo sztuki natomiast zostały doskonale dopasowane do charakteru prostego życia prostych ludzi. Momenty intensywniej nacechowane emocjami przeplatają się z momentami nudy i stagnacji. Jak w życiu, tak na scenie. Niektórzy uznają to za zaletę, inni pytać będą o sens.

Draka opowiada o ostatnich miesiącach życia emerytowanego policjanta chorego na raka (Krzysztof Kiersznowski) oraz o trudnej sytuacji młodej kelnerki w ciąży (Agata Fijewska) pracującej w barze mlecznym na warszawskim Powiślu, dziewczyny prostej, o ciętym języku i dobrym sercu. Losy tej dwójki splatają się w kilku bardzo ważnych tygodniach ich życia. Całość przeplatana jest nieco ulicznymi songami, które nie wyróżniają się ani błyskotliwą treścią, ani niesamowitymi walorami poetyckimi. Czemu? Aby połączyć wszystko w spójną całość i metaforę życia, przygnębiającego i trochę pozbawionego sensu.

Błyskotliwy natomiast jest sposób ukazania służby zdrowia jako kapitalizmu w czystej postaci, który nie znosi czynnika ludzkiego w swoich szeregach. Czynnik ludzki nie jest mile widziany i przeczy zdrowiu psychicznemu, jednak w końcu się pojawia – chociaż tylko na moment. Szczególnie wymowne są zaś chwile sam na sam z Panią Doktor (Zuzanna Fijewska-Malesza), która odrysowuje przed pacjentem utopię anielską, w której anioły mieszkają z grzecznymi dziećmi w domach sprzątanych przez Ukrainki i nigdy nie chorują. To zdecydowanie najlepszy moment sztuki, który ukazuje nierówność oraz niesprawiedliwość w społeczeństwie.

Pod względem muzycznym nie jest to dzieło sztuki, pod względem symboliki oraz aktorstwa istna perełka, jak zawsze zresztą w przypadku spektakli Fijewskich. Rzecz jest przeznaczona zdecydowanie dla widzów ceniących sobie minimalizm oraz kameralne sztuki egzystencjalne. Jedynym obiektywnym minusem całości jest tytoń palony na scenie (wprawdzie tylko raz, ale aromat w małej salce był mocno wyczuwalny zwłaszcza w pierwszym rzędzie). Kobietom w ciąży, astmatykom czy też osobom szczególnie wyczulonym na zapach papierosów polecamy zatem wzięcie tego pod uwagę przed nabyciem biletów. Pozostałym widzom ceniącym sobie wymienione cechy spektakl z czystym sumieniem polecamy!


Tytuł: Draka

Scenariusz i reżyseria: Natalia Fijewska-Zdanowska

Muzyka: Filip Dreger

Występują: Agata Fijewska, Zuzanna Fijewska-Malesza, Krzysztof Kiersznowski

Akompaniament: Agnieszka Orzechowska-Kozak

Czas trwania spektaklu: 60 min


Spektakl Draka będzie wystawiany 25 i 26 kwietnia. Tutaj możecie sprawdzić cały repertuar teatru Młyn.
]]>
http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/draka/feed/ 0
(Maska)rada gminy http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/maskarada-gminy/ http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/maskarada-gminy/#respond Fri, 15 Jun 2018 11:24:35 +0000 http://zcyklu.pl/?p=1769
Tęskno nieraz za czasami, kiedy teatr i literatura były „mediami” opiniotwórczymi. Oficjalnie dalej nimi są, ale z roku na rok coraz bardziej ustępują pola telewizji, która zaczyna zamieniać się z opiniotwórczej na opiniokreującą. (Nie, nie ma takiego słowa. Właśnie je wymyśliłam.) Zamiast pozwolić nam myśleć, czaruje nas swoimi kolorowymi obrazkami i niemal krzyczy, że nie musimy już wykonywać żadnego wysiłku w kierunku samoświadomości. Ona zrobi to za nas, przedstawi opinię, wtłoczy ją do naszych mózgownic, a my odprężeni będziemy mogli w dalszym ciągu dumnie nieść sztandar flagi narodowej, pogardzając niezaangażowanymi w „nasze”, ale w rzeczywistości „ich” idee.
Na pytanie, kim są sławetni „oni”, odpowiedział mi ostatnio spektakl w Teatrze Młyn (Maska)rada gminy. Tu reprezentantem grupy działającej niczym Wielki Brat jest wójt, symbol władzy, która z pozoru służy ludziom, w rzeczywistości uciska – czasem w sposób subtelny, czasem ostentacyjny, ale zawsze zachowując harmonię pomiędzy obiema postawami, aby trudno było zorientować się w sytuacji.

O czym właściwie jest (Maska)rada gminy? Powiedziałabym, że o współczesnej polityce, ale jak się nad tym zastanowić, może to być po prostu obraz naszego narodu. Dwa przeciwne obozy, różniące się absolutnie we wszystkim, a po środku nich ktoś, kto czerpie wieczne korzyści z kłótni. Brzmi znajomo, prawda? Gdzieś na boku natomiast „sprawy nieważne”, ludzie zapomniani, odrzuty ludzkie, czyli ta część społeczeństwa niezaangażowana w politykę, próbująca jedynie przetrwać na ochłapach rzucanych jej przez władzę, którą sama wybrała. I przedstawienie tej części wspólnoty wprowadza do spektaklu najwięcej dramatu, bowiem stosunki pomiędzy prawicą i lewicą, w osobach symbolicznych Adama i Ewy, są cały czas oparte na grotesce, czerpiącej ze stereotypów męskiej i żeńskiej codzienności.

Spektakl, choć momentami niezwykle zabawny, odznaczający się doskonałą melodyjnością i zachwycający po raz kolejny grą aktorską, z punktu widzenia całości stanowi dość smutną satyrę na życie w tzw. państwie prawa, a śmiać można się częściej przez łzy.

Czy warto go zobaczyć?

Warto, zwłaszcza w świetle aktualnej sytuacji, która wielu przypiera do muru i odbiera dech z przerażenia, innych natomiast zadowala. Czy słusznie? Na ten temat możecie wyrobić sobie opinię sami. Skorzystajcie przynajmniej na tyle ze swojej wolności i dowiedzcie się, co buduje społeczeństwo, a co je rujnuje. I choć to bolesne doświadczenie, to nikt nigdy nie obiecywał, że wolność umysłu nie zostanie okupiona cierpieniem.


tytuł: (Maska)rada gminy

miejsce wystawienia: Teatr Młyn

scenariusz i reżyseria: Natalia Fijewska-Zdanowska

muzyka: Filip Dreger

obsada: Jarosław Boberek, Agata Fijewska, Zuzanna Fijewska-Malesza, Bartosz Mazur

]]>
http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/maskarada-gminy/feed/ 0
Rozdwojenie Pragi http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/rozdwojenie-pragi/ http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/rozdwojenie-pragi/#respond Wed, 13 Jun 2018 12:42:03 +0000 http://zcyklu.pl/?p=2107
Zaciemniona scena. Widać tylko stopy w trampkach, słychać wyłącznie muzykę graną na żywo. Zaczyna się piosenka, a ja nie wiem, czy na pewno dobrze wybrałam dla siebie sposób na spędzenie tego majowego wieczoru. Jednak za chwilę wchodzę w konwencję, która zresztą niebawem się zmienia – tak szybko, jak szybko modny klub może zmienić się w praskie podwórko.
O takich właśnie dwóch obliczach warszawskiej Pragi opowiada spektakl teatru Młyn. Naga Praga bawi się płytkimi skojarzeniami i legendami miejskimi, obdzierając stereotypy z jednej strony z przerysowania, a z drugiej – ze zbyt ogólnikowej perspektywy. Bez tych ozdobników dwie teoretycznie odmienne kultury, zderzone ze sobą w konwencji „poj***nych praskich wizji”, zaczynają coraz mocniej się ze sobą stapiać. Ostatecznie hipsterów spoglądających na brudną, codzienną Pragę przez okulary w grubych oprawkach (i przez równie grubą warstwę pretensjonalności) oraz dresiarzy prężących muskuły oraz stroszących piórka przed lokalnymi dziewczynami i sobą nawzajem różnią jedynie rekwizyty przywdziewane przez aktorów.

À propos rekwizytów – nie podejrzewacie nawet, jak fantastycznie może zostać wykorzystany podwórkowy trzepak w choreografii scenicznej, szczególnie w wykonaniu panów Sławomira Packa i Adama Krawczuka. Ich ruchy, wygibasy, podskoki i prześlizgi są hipnotyzujące. Szkoda, że trochę gorzej wypada wersja wokalna. Agata Fijewska ma co prawda solidny warsztat, jednak w niektórych konwencjach jej głos nie dostarczał zbyt przyjemnych wrażeń (chociaż może to zwyczajnie wina maniery wymuszonej przez scenariusz).

Natomiast o samych piosenkach mogę powiedzieć tylko dobre rzeczy. Teksty przyciągające uwagę i melodie zostające w głowie na dłużej stanowią miarę dobrych musicali – a zatem idąc tą logiką, możemy stwierdzić, że Naga Praga to właśnie dobry musical. Tytułowy utwór, stanowiący klamrę dla całego spektaklu, jeszcze lepiej wybrzmiewa na koniec – gdy już przejdziemy razem z aktorami i warszawską Pragą wszystkie metamorfozy.


tytuł: Naga Praga

miejsce wystawienia: teatr Młyn

scenariusz i reżyseria: Natalia Fijewska-Zdanowska

muzyka: Filip Dreger

obsada: Agata Fijewska, Adam Krawczuk, Sławomir Pacek

]]>
http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/rozdwojenie-pragi/feed/ 0
Melancholia i proza życia http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/melancholia-i-proza-zycia/ http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/melancholia-i-proza-zycia/#respond Thu, 19 Apr 2018 11:24:40 +0000 http://zcyklu.pl/?p=1775
Na pierwszym planie ciemność, z prawej strony wyłania się powoli punktowo oświetlana twarz Krzysztofa Kiersznowskiego, następnie blask ogarnia stopniowo resztę jego postaci i zaczyna się magia teatru. Poznajemy starszego profesora, typ znany niemal każdemu studentowi. To ten, który nigdy nie ma czasu, zapomina o wykładach, dyżury to dla niego niepotrzebne zawracanie głowy, a studenci – w większości ignoranci pozbawieni ambicji, których należy unikać. Jego spokój w trakcie procesu tworzenia zakłóca jedna z wymykających się temu schematowi dziewczyn. 
Studentka grana przez Agatę Fijewską jest dość standardową postacią kobiecą. Pełna sprzeczności, tajonego buntu wobec świata i emocji głęboko ukrytych pod wierzchnią warstwą siły i stabilności uczuć. Profesor, sześćdziesięcioletni Adam, z pozoru niechętny wszelkim kontaktom z ludźmi, zaprasza dziewczynę w góry, aby tam mogła studiować jego sztukę i pisać pracę dyplomową. Relacja, początkowo charakteryzująca się dużym dystansem i ostrożnością, z czasem staje się coraz bliższa.

Artysta – premiera odbyła się w marcu – jest sztuką niezwykle minimalistyczną. Oczekuje od widza inteligencji, nie tylko tej, która pozwala czytać między wierszami, ale również emocjonalnej, niezbędnej, aby z na pozór zabawnych i zwyczajnych scenek rodzajowych wyciągnąć smutną i naznaczoną cierpieniem historię głównej bohaterki. Pozbawiona miłości ojca, stara się ona przepracować ten brak z dzieciństwa przez relację ze starszym mężczyzną.

Obraz tego smutku ujęty w scenariuszu Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej nie zawsze jest oczywisty. Mamy tu bowiem do czynienia przede wszystkim z prozą życia, która z powodzeniem ukrywa wszelkie dramaty i tylko od czasu do czasu pozwala im ujrzeć światło dzienne. Warstwa symboliczna całości jednak, raz odkryta, pozostaje z nami na długo i każe wielokrotnie zamyślić się nad konsekwencjami braków, przez które cierpieliśmy kiedyś, i decyzji, które podejmujemy dziś. Całość składa się w zaledwie godzinną sztukę wypełnioną artyzmem, subtelną dosadnością i doskonałą grą aktorską Krzysztofa Kiersznowskiego, Marka Siudyma oraz przede wszystkim rewelacyjnej Agaty Fijewskiej.

Zdecydowanie warto!


tytuł: Artysta

miejsce wystawienia: Teatr Młyn

scenariusz i reżyseria: Natalia Fijewska-Zdanowska

muzyka: Filip Dreger

obsada: Agata Fijewska, Krzysztof Kiersznowski, Marek Siudym

]]>
http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/melancholia-i-proza-zycia/feed/ 0
Seks, rosół i pieluchy http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/seks-rosol-i-pieluchy/ http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/seks-rosol-i-pieluchy/#respond Wed, 11 Apr 2018 11:24:42 +0000 http://zcyklu.pl/?p=1777
Urokliwy świat teatru odkryłam po raz pierwszy wiele lat temu w Olsztynie. Mimo że jako małe dziecko byłam kilka razy w roku wysyłana na różnego rodzaju spektakle przez szkołę podstawową, to dopiero w liceum zrozumiałam, że teatr na zawsze pozostanie dla mnie tym magicznym miejscem, które oczyszcza mój świat z całego zła. 
Pierwszym ośrodkiem ważnym dla mnie stał się teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie, gdzie jako członek młodzieżowej grupy aktorskiej „Goniec” miałam możliwość darmowego uczestniczenia we wszystkich spektaklach, jakie oferował teatr. Był to piękny okres w moim życiu, który pozwolił mi na rozwój intelektualny, zdefiniowanie rozwijającej się intensywnie osobowości oraz uświadomienie sobie, że chociaż droga, którą wybrałam, prawdopodobnie jest niesamowicie nieopłacalna i usłana samymi cierniami, to również pozostaje jedyną, którą mogłam obrać z czystym sumieniem.

Dzisiaj – osiem lat po ukończeniu liceum – nadał pozostaję pod urokiem tego tajemniczego misterium, które niezaprzeczalnie zmienia człowieka i wstrząsa jego światem od podstaw. Misterium, którym od dziś chciałabym się z Wami dzielić, poczynając od mojego najnowszego warszawskiego odkrycia, jakim jest Teatr Młyn.

Teatr ten istnieje od roku 2007 na warszawskiej starówce jako część Fundacji Artystycznej Młyn. Położony w wąskiej, mało uczęszczanej uliczce cechuje się przede wszystkim kameralnością i szczególnym nastrojem. Do sali należy wspiąć się po licznych schodach, a przy drzwiach czeka uśmiechnięta bileterka. Po kilku minutach gasną światła i zaczyna się spektakl…

Wokół ciemność, a z ciemności zaczynają dobiegać naszych uszu głosy milusińskich. Najmłodsi rozmawiają o tym, skąd się biorą dzieci. Śmiechy, żarty i maluchy święcie przekonane o tym, że tatuś i mama byli razem w ciąży, wprawiają od razu w pozytywny nastrój. Potem zapalają się światła, a na scenie pojawia się aktorski kwartet i muzyk zasiadający za keyboardem. Zaczyna się musical Seks, rosół i pieluchy.

W ciągu szybko mijającej godziny Jarosław Boberek, dwie siostry Fijewskie (Agata i Zuzanna) oraz Mikołaj Tabako przy akompaniamencie Igora Przebindowskiego raczą nas doskonałym spektaklem na temat rodzicielstwa. Teksty autorstwa Natalii Fijewskiej zachwycają doskonałym rytmem i doborem słów, które razem tworzą harmonijną mieszankę wpadającą w ucho. Doskonała gra i świetny wokal Agaty Fijewskiej wybija się na pierwszy plan, ale tym, co zostawia widza z szerokim uśmiechem na twarzy, jest treść perfekcyjnie oddająca rzeczywistość.

Na scenie pojawiają się kolejno matki przygniecione ciężarem swoich ról. Najpierw oglądamy kobietę w ciąży, narzekającą, że jej macica stanowi przedmiot publicznego zainteresowania. Później razem z bohaterkami przechodzimy kolejne stadia, które znieść musi każda matka: kupki niemowlęce będące centrum wszechświata, potajemny seks na kuchennym blacie z powodu zajętej sypialni, strach o przyszłość naszego małego potwora czy też spowodowana zmęczeniem i zawiedzionymi ambicjami chęć zamieszkania w katalogu Ikei. Całość tworzy doskonałą mieszankę, która pozwala nam śmiać się z nas samych i naszego rodzicielstwa, a jednocześnie zdystansować się do codzienności.

Zakończenie natomiast, mimo komicznego wydźwięku, wzruszy najtwardsze nawet serca i sprawi, że z chęcią wrócimy do naszych pociech, ich kupek i naszego niezmiennego strachu, co wyrośnie z tych małych i nie zawsze wdzięcznych potworów.

Zdecydowanie warto się wybrać na ten spektakl i przekonać się, że każda z nas przeżywa rodzicielstwo dokładnie tak samo i nie zamieniłaby bycia matką na nic innego.


teatr: Młyn

tytuł: Seks, rosół i pieluchy

tekst: Natalia Fijewska-Zdanowska

reżyseria: Jarosław Boberek

obsada: Agata Fijewska, Zuzanna Fijewska-Malesza, Jarosław Boberek


Jeśli chcecie wybrać się na inny spektakl w Teatrze Młyn – Artystę – weźcie udział w naszym konkursie. Wystarczy, że w komentarzu pod tym tekstem napiszecie, kogo i dlaczego zabralibyście do teatru. Na odpowiedzi czekamy do piątku (godz. 12). Wtedy rozlosujemy trzy podwójne bilety na spektakle w wybranym terminie (sobota, 14.04 lub niedziela, 15.04, godz. 19). Jeśli chcecie zwiększyć swoje szanse na wygraną, zajrzyjcie na naszego Facebooka i Instagrama.
]]>
http://zcyklu.pl/w-przekroju/przechadzki-teatralne/seks-rosol-i-pieluchy/feed/ 0