A właśnie mroczny i tajemniczy nastrój przenika całą konstrukcję fabularną Srebrnego Trójkąta. Jest to wprawdzie historia z gatunku fantastyki naukowej, ale na pierwszy plan wysuwają się w niej elementy baśniowe ze swoimi stylizacjami (także językowymi), magicznościami i okrucieństwami. Tej estetyce manga zawdzięcza także mocne nasycenie świata przedstawionego oniryzmem – rzeczywistość miesza się tu z marą senną, a obie warstwy są równie prawdziwe (dla czytelnika i dla bohaterów). Atmosferę dopełnia muzyka, której enigmatyczne i egzotyczne dźwięki niemal przenikają do naszego świata przez karty komiksu. Zapewne jest to zasługa doskonałych rysunków, złożonych z lekkich, delikatnych linii.
Sprawy komplikują się razem z przejściem do warstwy fabularnej. Jest ona bardzo mocno naładowana akcją, więc o nudzie i ziewaniu czy chociażby chwilce wytchnienia nie ma nawet mowy. Dodatkowo fabuła wymaga od nas ciągłej czujności – nie sposób jej śledzić bez porządnego wytężenia umysłu. Poziom zawiłości i wieloaspektowości jest naprawdę wysoki. Wynika to, rzecz jasna, ze skomplikowania świata przedstawionego, który dostarcza wielu pokrętnych wątków: mamy tutaj bowiem i przedwieczną rasę skazaną na wyginięcie, i przewidywanie przyszłości, i skoki czasoprzestrzenne, i wdrukowanie pamięci w sklonowane ciała zmarłych, i byt w formie zmaterializowanego snu, i jeszcze serie różnych wersji powtórzonych wydarzeń. Znacznie utrudnia to czytanie, ale w końcu na tym polega sztuka – na wytrąceniu odbiorcy z rutyny.
Słusznie Azusa Noah, japoński pisarz science fiction, przyrównał czytelnicze doświadczenia podczas lektury Srebrnego Trójkąta do błądzenia w labiryncie. Konstrukcje mangi i tej budowli są równie kręte i misterne, potrzeba czasu i determinacji, aby przez nie przebrnąć, ale na końcu czeka upragniony cel, rozwiązanie akcji, przezwyciężenie ograniczeń. Pomocą samą w sobie stają się rozwiązania fabularne zastosowane przez Moto Hagio. Niejasne treści stopniowo rozszyfrowują się dzięki ponownemu ukazywaniu niektórych zdarzeń z innej perspektywy, w nieco innych okolicznościach. W ten sposób różne ujęcia nakładają się na siebie i tworzą całość. Główny bohater trzy razy mierzy się z zagadką legendarnej rasy z nieistniejącej już, tytułowej planety, trzy razy wikłany jest w intrygę tajemniczej trubadurki – trzy razy bowiem, w trzech wcieleniach, jego losy łączą się z losami ostatniego potomka ze Srebrnego Trójkąta. Z tak skomponowaną intrygą świetnie współgrają kadry, które przybierają różne wymiary i kształty, nie wprowadzają jednak poczucia chaosu, ale tworzą piękny i harmonijny układ.
Skutkiem takiej struktury jest mocne zaangażowanie czytelnika w próbę rozwiązania łamigłówki razem z głównym bohaterem Marleyem oraz niemożność oderwania się od ponadtrzystustronicowego komiksu. Z drugiej strony jednak rośnie presja związana z zakończeniem, co do którego mamy coraz większe oczekiwania. Niestety, obawiam się, że za bardzo przypomina ono rozwiązanie rodem z greckiej tragedii – deus ex machina. Niemal wszechmocna istota splata wszystkie wątki i zaprowadza porządek. Mimo to pojawiają się nowe pytania, nie wszystko się wyjaśnia, czytelnik nie jest więc pozostawiany z gotową odpowiedzią, myślami może jeszcze długo przebywać w świecie Srebrnego Trójkąta.
Manga autorstwa Moto
Hagio wciąga odbiorcę do swojego uniwersum bezlitośnie, angażuje całą jego
uwagę i wypuszcza go zmienionego o tyle, o ile opowiedziana historia zostanie z
nim już na zawsze. Co więcej, można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że
na jednej lekturze się nie poprzestanie, a stopień skomplikowania będzie
zapewniał nowe odkrycia z każdym kolejnym powrotem do Srebrnego Trójkąta.
Świadczy to o sile opowieści i magii, która przesiąka do naszej rzeczywistości.
autor:
Moto Hagio
tytuł: Srebrny Trójkąt
przekład: Damian „Komimasa” Stankowski
wydawnictwo: J.P. Fantastica
miejsce i rok wydania: Mierzyn 2015
liczba stron: 320
format: A5
oprawa: miękka w obwolucie
druk: czarno-biały