Mamy tu do czynienia ze zbiorem
tekstów non fiction publikowanych w
amerykańskich czasopismach na samym początku lat 90. XX wieku. Z tego powodu
eseje pod zbiorczym tytułem Rzekomo fajna
rzecz, której nigdy więcej nie zrobię nie mogą być
tak bardzo eksperymentalne, formalnie pokręcone i treściowo ekscentryczne, jak
spodziewalibyśmy się po ich autorze. Czym więc one w istocie są i kogo mogą
zainteresować?W zbiorze znajdziemy najróżniejsze
teksty: od analizy programów telewizyjnych oraz filmowej twórczości Davida
Lyncha przez relację z luksusowego rejsu karaibskiego po opis Targów Stanu
Illinois oraz młodzieżowych lokalnych zawodów tenisowych. Niemniej – jak można
się spodziewać po pisarzu – wcale nie trzeba znać się na tenisie czy rolnictwie,
żeby czerpać przyjemność z esejów na ten temat. Tym bardziej że autor często
traktuje główne tematy swoich artykułów jako punkty zaczepienia do konstrukcji
wywodów zdecydowanie bardziej ogólnych – jak analiza porównawcza społeczeństwa
amerykańskiego ze Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża albo rozważania o
możliwości zaspokojenia wszystkich snobistyczno-ekskluzywnych potrzeb
współczesnego turysty. Co więcej, Davida Fostera Wallace’a po prostu dobrze się
czyta bez względu na to, o czym pisze – przede wszystkim z powodu zaufania,
które wzbudza w czytelniku. Postać autora ukazuje się nam jako rzeczywisty
współuczestnik wydarzeń i sytuacji społecznych, o których pisze i o których ma
nieprzeciętną wiedzę, kupuje więc nas swoją erudycją, a przy okazji przyznaje
się do pewnych dziwactw czy wad i odwołuje do osobistych, codziennych
doświadczeń. Swoje robią także przywiązanie do detalu i niezwykle szczegółowe
relacje (kiedy Wallace pisze, że zmierzył wielkość sombrero kelnera w
pokładowej restauracji, to ja wierzę mu absolutnie i widzę go oczami wyobraźni,
zbierającego pomiary od pół zdziwionego, pół rozbawionego mężczyzny).Styl esejów również jest w pewien
sposób dualistyczny. Z jednej strony bowiem niektóre z nich są erudycyjne,
wymagają od czytelnika oswojenia z językiem naukowym, analitycznym. Do tego
dochodzą charakterystyczne dla Wallace’a długie zdania oraz jeszcze dłuższe
przypisy, wytrącające z toku wywodu. Z drugiej strony – teksty mają duże walory
literackie: są niespieszne, nie brak w nich miejsca na długie opisy i anegdoty,
a także ciekawe porównania i zaskakujące inwencją połączenia słowne (na
przykład moje ulubione „sangwiniczne kolejki” i „nomologiczna orgia”). Wszystko
to sprawia na nas wrażenie bardzo konkretnej literatury faktu, dającej nam
jednak czas na złapanie oddechu i podziwianie warsztatu pisarskiego.Nie chciałabym psuć zabawy i zdradzać
konstruowanych przez autora tez, nie będę więc zagłębiać się w treść
poszczególnych esejów, zaznaczę tylko moje ulubione momenty. Absolutnymi hitami
całego zbioru są dwa teksty, zdecydowanie wysuwające się na prowadzenie pod
względem atrakcyjności. Mowa o artykule tytułowym oraz analizie twórczości
Lyncha. Oba napisane są ze szczególną swadą, zarówno stylistyczną, jak i
formalną. Szczególnie interesującą konstrukcję ma esej David Lynch ocala głowę – jego treść została podzielona na zmyślne
punkty (na przykład punkt 10.: „w kwestii tego, czy i w jaki sposób filmy Davida
Lyncha są »chore«” albo 11a. „dlaczego to, czego chce od ciebie David Lynch,
może być dobre”). Swoją drogą,właśnie ten tekst jest opisywany na stronie
wydawnictwa jako „miażdżąca krytyka twórczości Davida Lyncha”, chociaż
osobiście wcale nie odniosłam takiego wrażenia – autor prędzej „miażdży” w nim
w kilku zdaniach Quentina Tarantino, motywy typowe dla „Mistrza Dziwactw”
analizuje natomiast dogłębnie, czasem ironicznie je podsumowuje, ale
ostatecznie (jak sugeruje tytuł eseju) reżyser Twin Peaks rzeczywiście ocala w tym wszystkim głowę.Niełatwo jest ocenić jednoznacznie
cały zbiór esejów, ponieważ różnią się one znacznie treścią, stylem, stopniem
skomplikowania i naukowości, ale dla mnie jedno jest pewne: warto zainwestować
w Rzekomo fajną rzecz, której nigdy
więcej nie zrobię chociażby dla dwóch wspomnianych wyżej tekstów. A już na
pewno książka posłuży dobrze każdemu, kto odlicza czas do dania głównego, czyli
polskiego tłumaczenia Infinite Jest.
David Foster Wallace w wersji non fiction
zdecydowanie nadaje się na smakowitą przystawkę.
Źródło grafiki: Magdalena Pawłowska
Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi zdecydowanie musiały narobić smaku na więcej Wallace’a wszystkim fanom
literatury postmodernistycznej i wydawnictwo W.A.B. stara się to pragnienie
zaspokoić. Na sławną powieść Infinite
Jest musimy jednak na razie zaczekać i zadowolić się kolejną porcją
krótkich form prozatorskich – tym razem z zakresu literatury faktu.