Krytyka literacka czy krytykanctwo?
Ciśnie Wam się czasami na usta okrzyk: „Co ten durny autor miał na myśli, kiedy to pisał?”? Ja również miewam takie odruchy. Powiem więcej – bywają teksty, których nie potrafię oderwać od autora. Najczęściej zdarza się to, kiedy czytam erotyki popularne jak osławiony Grey czy też 365 dni. Głupota ziejąca z książek automatycznie powoduje u mnie wściekłość na samych pisarzy. Inwektywy, nie zawsze rzucane jedynie w mojej głowie, leją się strumieniami i uderzają bezpośrednio w twórcę, podważając jego wartość, inteligencję czy też kompetencje jako istoty ludzkiej.
Ciężko mi to przyznać, ale nie powinnam tak robić. Tak każe mi w każdym razie uważać ta część mózgu, która odpowiedzialna jest za wyrzuty sumienia i poczucie winy. Jednak zdarza mi się i pewnie jeszcze zdarzać będzie.
Pamiętam, jak wiele lat temu zajmowałam się twórczością pewnej polskiej pisarki, niezbyt dobrze znanej w kręgach literackich. Jej książki były bardzo średnie. Pamiętam, jak zjechałam jedną z nich bez litości w filmowej recenzji na moim kanale. Autorka odezwała się do mnie, podziękowała za krytykę, a następnie poprosiła o pomoc przy kolejnej publikacji. Zaangażowałam się, ale po jakimś czasie zrezygnowałam, gdyż wymagało to poprawek w każdym zdaniu. Praca nad tym tekstem musiałaby zatem polegać na jego pisaniu na nowo. Nie zmienia to jednak faktu, że po opublikowaniu recenzji i kontakcie z autorką zrobiło mi się wstyd. Moja wypowiedź była w dużej mierze merytoryczna, jednak za dużo czaiło się w niej jadu, za dużo tytułowego krytykanctwa i zbyt wiele razy dopuszczałam do siebie głosy krytyki wobec samej autorki – ta natomiast okazała się przemiłą kobietą, bardzo empatyczną i zaangażowaną w relacje z innymi ludźmi. Do dzisiaj jest mi głupio, gdy pomyślę o mojej postawie. Podskórnie bowiem cieszyłam się, że mogę się wyżyć i skrytykować agresywnie czyjąś książkę. Tacy jesteśmy jako istoty ludzkie – negatywne emocje nas nakręcają, dają siłę do działania. Adrenalina pobudza naszą aktywność…
Od tamtego czasu wiele się zmieniło w moim życiu. Więcej w nim profesjonalnego podejścia do literatury, więcej rzeczowości. Odruchy i naleciałości jednak we mnie tkwią dalej, zatem uprawianie krytyki literackiej jest dla mnie codzienną, ciężką pracą – nie tylko nad tekstami czy treścią moich filmów, ale także nad samą sobą. Nie jest bowiem łatwo ukryć gdzieś głęboko tę gorszą część swojej natury i skupić się na merytorycznej wartości materiału, który przekazuje się odbiorcy. Dużo łatwiej osiągnąć to, pisząc, niż nagrywając filmy, a jednak BookTube jest obecnie najpopularniejszym medium opiniotwórczym o książkach w Polsce.
Recenzjami na YouTubie zajmowałam się jeszcze w latach, kiedy vlogerów książkowych było kilkoro, można ich było policzyć na palcach jednej ręki. Zaczynałam przed Anitą z Book Reviews, w czasach gdy nagrywały jeszcze Librocubicularists i Bookinistka i w czasach, gdy BookTube był mało komercyjny, a twórca każdego kanału miał do powiedzenia coś innego. Jednocześnie zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy profesjonalnymi krytykami literackimi. Mimo to mam wrażenie, że bliżej nam było do profesjonalizmu niż większości obecnych kanałów czy blogów, gdzie na porządku dziennym jest rzucanie książką czy też darcie jej na oczach widzów. Są ludzie, którzy się temu sprzeciwiają, ale są i tacy, którzy dla takich treści pojawiają się w internecie.
Z drugiej strony niewiele jest miejsc, gdzie poza podkręconym decybelami stwierdzeniem „uwielbiam tę książkę” albo „mam dla was bookhaul pełen pyszności”, pojawiają się wartościowe wypowiedzi, z których można się czegokolwiek dowiedzieć. Na takie materiały jak w powyższych przykładach jest jednak obecnie zapotrzebowanie – trudno.
Czemu jednak, gdy youtuber ma do wyboru nie nagrywać filmu albo nagrać chamską reakcję na kiepską książkę, wybiera to drugie? Czy oprócz oczywistego rozgłosu daje mu to coś jeszcze? Poczucie władzy, wyższości? A może po prostu chodzi o pieniądze, które gwarantuje popularność?
Niestety, wydaje mi się, że mamy jeszcze co najmniej jedno rozwiązanie tej zagadki. Bardzo często, gdy dopuszczamy się na kimś lub na czymś hejtu, leczymy własne kompleksy. Czy tak powinni zachowywać się recenzenci?
Nasza redakcja zaangażowała się w akcję #autorteżczłowiek, która ma na celu szerzenie świadomości, że za książką zawsze stoi realna osoba, która nie tylko czeka na pochwały, ale również spodziewa się obiekcji. A naszym zadaniem jako czytelników czy krytyków jest rozprawić się z jego twórczością profesjonalnie, merytorycznie, bez niepotrzebnych inwektyw, które tak często są w kierunku pisarzy rzucane.
Podczas rozmowy z Magdaleną Marciniak, której premiera miała miejsce na moim kanale jakiś czas temu (film możecie obejrzeć poniżej), rozważałyśmy kwestię tego, jaki powinien być krytyk literacki, kto może siebie nim nazywać oraz jak powinna wyglądać sama krytyka. Magda jest jednym z inicjatorów akcji #autorteżczłowiek organizowanej między innymi przez wydawnictwo Fabryka Słów. Wyraziłyśmy obie nadzieję na to, że społeczność całej książkosfery zwróci uwagę na prowadzoną narrację i będzie dążyła do tego, aby dorównać tym najlepszym krytykom i recenzentom, którzy szczerze wyrażają swoją opinię, ale robią to w sposób merytoryczny i kulturalny…
Czego sobie samej oraz kolegom i koleżankom po fachu z całego serca życzę!
Polecamy też wideo na kanale Z Czym To Się Czyta. Paulina porozmawiała z Magdaleną Marciniak na temat krytyki literackiej, tego co wypada mówić, a czego nie, oraz czy na Booktubie są wartościowe kanały książkowe.