Świat molów książkowych wcale nie
jest wypełniony krótkowzrocznymi osobnikami o bladych twarzach i swetrowych
kamizelkach, którzy znają zawartość bibliotecznych półek lepiej niż strzegące księgozbiorów
panie z włosami spiętymi w ciasny kok. To piękna i ekscytująca kraina, na co
mamy dowody naukowe w postaci książki Ryszarda Koziołka Dobrze się myśli literaturą.
Zanim jednak
więcej o tej książce, krótka anegdota z życia prywatnego. Otóż na pierwszych
zajęciach z poetyki (pierwszy rok polonistyki na UW) wykładowca lojalnie
uprzedził, że zrujnuje nam przyzwyczajenia lekturowe i że już nigdy nie
będziemy czytać tak jak kiedyś. Istnieją bowiem czytelnicy i czytelnicy, a my
mieliśmy wkrótce powiększyć grono tych wtajemniczonych, widzących więcej,
analizujących każde słowo z osobna i wpisujących każdy utwór w sprawy życia i
śmierci. Mieliśmy stracić niewinność. Rzecz jasna dużo było w tym demonizowania
– ostatecznie nie wyzbyliśmy się prostych lekturowych radości i najwyraźniej
dobrze się stało.
Wygląda na
to, że Ryszard Koziołek jest właśnie takim naukowcem, erudytą, profesjonalnym
literaturoznawcą i jednocześnie entuzjastycznym czytelnikiem, fanboyem, który pragnie
zarazić swoim bakcylem wszystkich dookoła. Pierwszy esej z nowej książki to
deklaracja pasji przeświecającej także przez najbardziej nawet analityczne
fragmenty – tak jakby badacz pozwalał czasem odezwać się zwykłemu czytelnikowi.
Postawa taka
świetnie komponuje się z przesłaniem wielu tekstów zamieszczonych w zbiorze Dobrze się myśli literaturą, ponieważ
autorowi daleko do lansowania typu pustelniczych studiów nad pergaminami
szacownych twórców. Koziołek duży nacisk kładzie raczej na rolę wspólnoty
czytelników, podkreśla wpływ literatury zarówno na całe społeczności, jak i na pojedyncze
jednostki, ukazuje związek tekstów z życiem. Zauważa, że „literatura nauczyła
nas pragnąć czegoś «innego», wychodzić poza krąg codziennych przyzwyczajeń,
poza rytuał wyznaczany bądź przez konwencję życia wspólnoty, bądź po prostu
przez potrzeby ciała” (s. 8). Dzięki temu czytać
to doceniać życie. Te dwa aspekty
mocno więc przenikają się w esejach Koziołka, który hojne szafuje cytatami z
literatury oraz osobistymi anegdotami.
Połączyć książki
z życiem udaje się Koziołkowi nie tylko w teorii. Większość jego esejów to
przykłady wpisywania twórczości piśmienniczej w rozleglejszy kontekst – autor
robi to, wychodząc od konkretnych tytułów, a także od kwestii czytania w ogóle.
Wśród recenzji i specjalistycznych analiz literackich znajdziemy zatem również
odwołania do dyskursu ekonomicznego, historycznego, urbanistycznego czy
chrześcijańskiego. Pozwala to Koziołkowi zadawać mniej lub bardziej praktyczne
pytania: ile kosztuje Izabela z
Lalki Prusa,
jak nauczać w czasach nowych technologii i powszechnego dostępu do wiedzy albo
czy istnieją jeszcze wartości nieekonomiczne, opierające się wpływom rachunku zysków
i strat. Taka strategia dobitnie pokazuje, że książka to nie tyle zbiór liter układających
się w sensowne treści, ile cała rzeczywistość i jej realne problemy, do których
– nie zawsze wprost – odwołują się czarne znaczki na białym papierze.
Zawsze jednak
punktem wyjścia jest literatura. To ona piastuje zaszczytne stanowisko największej
gwiazdy, co oczywiście nikogo nie dziwi. Ryszard Koziołek dużo więc mówi o tym,
czym jest literatura i jaką odgrywa rolę we współczesnym świecie, ale definicje
i podpowiedzi zazwyczaj nie są wypowiadane w formie oczywistych traktatów.
Ślady tej refleksji uzewnętrzniają się jakby mimochodem, wyłaniają się
naturalnie z analizy konkretnych utworów czy przywoływanych często biografii
pisarzy.
Kwestia literatury
jako jednego ze składników kultury jest bowiem nie do pominięcia, jeśli chcemy
prawdziwie zagłębić się w sensy generowane przez konkretne przykłady. Przy
okazji eseju o Stanisławie Przybyszewskiej natkniemy się więc na słowa:
„literatura jest zemstą na życiu, nie tyle własnym, ile na warunkach, jakie
musi spełnić jednostka, aby móc myśleć, czuć, tworzyć”, potem dowiemy się, że
Hanna Malewska „używała literatury, aby przekroczyć próg marzenia, którego
zabraniała sobie w życiu”, w eseju o książkach Filipa Springera znajdziemy
fragment: „zmyślona pamięć to tylko jedno z imion literatury”, natomiast
analiza Sońki Ignacego Karpowicza
krąży wokół innego problemu: „istotnym składnikiem kształcenia humanistycznego
jest obcowanie z przedstawieniami przemocy. Być może przejawia się w tym
paradoksie nasza gatunkowa mądrość, abyśmy zamiast realizować przemoc,
poprzestawali na jej literackim lub filmowym obrazie […]. Czy jednak nie
pobudzamy tych skłonności jeszcze bardziej, opóźniając tylko wybuch przemocy rzeczywistej?”.
Widać wyraźnie, że Koziołek traktuje literaturę jako broń obosieczną, w równej
mierze kreującą poglądy i doświadczenia pisarzy oraz czytelników.
Kto zatem
powinien sięgnąć po eseje
Dobrze się
myśli literaturą? Na pewno wszyscy fani słowa pisanego. Ale nie tylko ci,
którzy otarli się w swoim życiu o literaturoznawstwo, lecz także nałogowi czytelnicy,
czytacze, którzy nawet w snach nie potrafią przestać analizować postaw
bohaterów czy zagrywek strukturalnych z ostatnio czytanych lektur. Odbiorca
tekstów Koziołka otrzyma bowiem i solidny materiał badawczy poszerzający studia
literaturoznawcze, i eseje recenzenckie, i ciekawe fragmenty rzucające nowe
światło zarówno na stare, dobrze znane (?) lektury, jak i całkiem nowe
publikacje.
Co wspólnego ze
sobą mają Prus i Houellebecq? Który polski pisarz był francuskim szpiegiem? Która
pisarka miała romans z ojcem? Czemu prozę można porównać do przepisu Małysza na
dwa dobre skoki? Czy człowiek książkowy myśli także wtedy, gdy nie czyta? Jeśli
interesują was odpowiedzi lub chcielibyście poznać więcej pytań, sięgnijcie po
książkę Ryszarda Koziołka. A przede wszystkim: zacznijcie myśleć literaturą.
autor: Ryszard Koziołek
tytuł: Dobrze się myśli literaturą
wydawnictwo: Czarne
miejsce i data wydania: Wołowiec 2016
liczba stron: 288
format: 130 × 215 mm
oprawa: twarda