O

O WOJNIE I DRZWIACH Z ŻYWICY

Pierwsza lekcja plastyki z nową nauczycielką. Na wstępie oznajmiła, że będziemy się zajmować sztuką współczesną. Jako piętnastolatek nie miałem pojęcia o sztuce współczesnej. Nie rozumiałem sztuki współczesnej. Wobec – jak mi się wtedy wydawało – wątpliwych arcydzieł czułem się zwyczajnie głupi. Należały do kultury za wysokiej. Obcy język. Póki ktoś nie wyjaśnił mi, o co w tym wszystkim chodzi.

Najpierw słuchaliśmy o głównych założeniach danego kierunku, poznawaliśmy kanoniczne dzieła, a następnie tworzyliśmy własne na obraz i podobieństwo. Wtedy wszystko stało się jasne. Okazało się, że sztuka to wypowiedź, a ze słowem radziłem sobie całkiem nieźle.

Minęło kilka lat i któregoś wieczoru przed zajęciami z dramatu przeczytałem trzynasty rozdział podręcznika A Concise Companion to Contemporary British and Irish Drama. Na stronie 274 londyński kolektyw Blast Theory i Desert Rain – wypowiedź łącząca performance, instalację i wirtualną rzeczywistość. Jako pacyfista czytałem o tym projekcie na bezdechu.

Desert Rain szorstko krytykuje estetyzację wojny i sposób jej portretowania w mediach. Cały czas szokuje mnie to, jak współczesne konflikty zbrojne inspirują twórców gier komputerowych. Cały czas szokuje mnie, jak łatwo zapomnieć, że ludzie w moro naprawdę mordują i naprawdę giną. Na hasło collateral damage prostuje mi się DNA.

Marzec 2018. Głośny, bo polski „Vogue”, oprócz czarnej wołgi, ma do zaoferowania artykuł na temat brytyjskiej rzeźbiarki Rachel Whiteread. Jej prace to głównie odlewy przedmiotów i wnętrz, całych pokojów i domów. Aby powstały, oryginalne obiekty muszą zostać zniszczone. Na przykład Due Porte: wspomnienie drzwi wykonane z przezroczystego polimeru. Sami pomyślcie: przecież drzwi to przedmiot, którego semantycznie „nie ma”.

Nikt nie zwraca na nie uwagi, bo tkwią pomiędzy, bo są środkiem do osiągnięcia celu. Prowokacyjnie przezroczyste, niby-martwe, nagle stają się widoczne. Czy można mieć do nich osobisty stosunek? Zależy, czy przez pół życia otwierało się je i zamykało, czy widzi się je po raz pierwszy, dokąd prowadziły albo skąd się przez nie wyszło. Fizycznie dzielą przestrzeń, ale nie całkiem, nie zapewniają intymności. Pozwalają wejść do środka bez dotykania klamki. Ot, drzwi albo okna. Albo ludzie.

Podoba mi się myślenie Whiteread o przestrzeni. Mam silną odporność nabytą na pomniki. Nie robią na mnie wrażenia. Ale Judenplatz Holocaust Memorial chwycił mnie za serce. Cztery ściany betonowych książek odwróconych grzbietami do środka tworzą mauzoleum, do którego prowadzą betonowe drzwi. Z tym że jest to odlew.

Doktorant na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, anglista i tłumacz. Uważa, że najważniejsze są drobiazgi oraz że dzień bez kubka zielonej herbaty to dzień stracony.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %