„Pogo”, Jakub Sieczko – recenzja
Ta praca to nieustanne poszukiwanie równowagi pomiędzy paraliżującą niepewnością a wyniszczającą rutyną.
Ja to z reguły lubię mieć rzeczy do powiedzenia. Nawet jeśli bywają nieprzemyślane, nawet jeśli się mylę albo palnę coś nieodpowiedniego, to i tak lubię móc coś powiedzieć. Ale oto w recenzji książki Pogo Jakuba Sieczki muszę posiłkować się cytatem z okładki, bo inaczej nie sprostam zadaniu. Tym samym przedstawiam Wam publikację, o której nie potrafię już nic więcej powiedzieć, bo ona jest wszystkim – bardzo dobrze przyjęta przez czytelników i krytyków, kompletna, doskonale mówi sama o sobie.
Jakub Sieczko przez sześć lat pracował jako lekarz w ratownictwie medycznym. Specjalista anestezjologii i intensywnej terapii, koordynator grupy „Medycy na granicy”, za którą otrzymał w tym roku nagrodę „Anody”, socjolog i reporter. Te sześć lat pracy na warszawskim Grochowie odcisnęły na nim piętno i w konsekwencji powstał reportaż. I jest to, proszę Państwa, crème de la crème – reportażu, literatury pięknej, literatury faktu, pracy w pogotowiu, pracy z ludźmi, życia, śmierci, drobnych codziennych przyjemności i rozdzierających rodzinnych dramatów, obiektywizmu, subiektywizmu, bogactwa i biedy. Obserwujemy tu starość i przemijanie, doświadczamy upadków społecznych, kruchości i zażyłości więzi, smakujemy dotkliwej samotności.
Pogo Sieczki to nie jest łatwa lektura. Autor opisuje meandry pracy w ratownictwie medycznym i robi to w sposób brutalny i pozbawiony złudzeń, dlatego lektura jest pesymistyczna i przypomina trochę spoglądanie w otchłań. O dziwo jednak jest także w pewien sposób subtelna. Książka, która pozornie traktuje o niespotykanych dla szarego człowieka przypadkach medycznych, traktuje również o czymś więcej – to studium nad kondycją człowieka, człowieczeństwa i śmiertelności. „Życie to nie film. Przekonują o tym statystyki: skuteczność resuscytacji w Ostrym dyżurze wynosi sześćdziesiąt osiem procent, w Szpitalu Dobrej Nadziei sześćdziesiąt cztery, w Chirurgach czterdzieści osiem. W rzeczywistości to dwanaście procent. Jesteśmy obezwładniająco bezradni dużo częściej, niż myślałem” (s. 43).
Nie znajdziecie u Sieczki fałszywej skromności, nie ma u niego poczucia wyższości zrodzonego z romantycznego mitu o bohaterach ratujących co dzień ludzkie życie. To taki sam śmiertelnik, zmagający się z bezradnością, bezsilnością, smutkiem, pustką i wypaleniem. Jego reportaż jest złożony głównie z emocji, choć nie brakuje w nim „mięsa” (serio, dosłownie). Z założenia nie traktuje także o systemie ochrony zdrowia, chociaż siłą rzeczy dotyka tego tematu i prawdę mówiąc, bardzo trudno mi zaakceptować fakt, że „z automatu” nie świadczy się absolutnie żadnej pomocy psychologicznej ratownikom medycznym („Nazywano mnie skurwysynem, konowałem, zabójcą, grożono śmiercią mnie i osobom ze mną spokrewnionym”, s. 21). A przecież to od kondycji tych ludzi z pierwszej linii ratunkowego frontu może kiedyś zależeć życie każdego z nas.
Pogo to jest książka absolutnie konieczna, niezaprzeczalnie istotna. To pozycja, którą przeczytacie w mgnieniu oka, nawet nie będziecie wiedzieli kiedy i jak bardzo potrzebujecie więcej, bo zmienia punkt widzenia. To książka trudna, brudna, cyniczna i nie-cyniczna jednocześnie, wzruszająca i znieczulająca. Pozycja mówiąca o tematyce, o której nikt mówić nie chce, choć każdy z nas powinien. To historie, które rozważamy mimochodem, na które przymykamy oko, chyba że stają się wyjątkowo medialne. To opowieści o tym, co pozornie „nas nie dotyczy”, bo bardzo nie chcemy, żeby nas dotyczyło. A jednak, to relacja z pierwszej ręki, możliwość zanurzenia się na moment w świecie, do którego przypuszczalnie żadne z nas nie zostało stworzone. Z autorem włącznie. Bo do takiego świata nie można tak po prostu zostać stworzonym.
autor: Jakub Sieczko
tytuł: Pogo
wydawnictwo: Dowody na Istnienie
miejsce i rok wydania: Warszawa, 2022
liczba stron: 120
format: 14 × 21
okładka: zintegrowana