Muzyczna kultura

Manchester i jego dźwięki

Joy Division to bezsprzecznie jeden z najważniejszych zespołów postpunkowych. Choć ich kariera trwała krótko, odcisnęła się znacząco na kartach historii muzyki popularnej. Na czym polega siła i ponadczasowość zespołu z Manchesteru?

W sali panował półmrok, nasze twarze oświetlał blask świeczek. Z głośnika sączyła się muzyka. Dźwięki przeniknęły mnie na wskroś, bas zapierał dech w piersi, a głos wokalisty powodował ciarki na ciele. Ten mrok, chłód, alienacja były czymś, obok czego nie mogłam przejść obojętnie – podobnie jak kilkadziesiąt innych osób, które były wtedy w sali. Opowieść, którą snuł tamtego dnia Sławek Kuźnicki na zajęciach z rock studies, fascynowała swoją tajemnicą. Słuchając muzyki Joy Division, nie miałam wątpliwości, że to zespół jedyny w swoim rodzaju. Ziarno, które zostało zasiane we mnie tamtego dnia, kiełkowało, a ciekawość zespołu rosła.

Kiedy zobaczyłam zapowiedź książki Przenikliwe światło, słońce i cała reszta. Joy Division w ustnych relacjach, powróciła do mnie ekscytacja z tamtego dnia. Sięgnięcie po książkę Jona Savage’a było przyjemnością, której nie potrafiłam sobie odmówić. Podróż do brytyjskiego Manchesteru lat 70. za sprawą relacji osób, które w nim mieszkały, doświadczały go na co dzień i uczestniczyły w tamtejszym środowisku muzycznym, była wciągającą przygodą. To właśnie to miejsce ukształtowało Joy Division – ponury, postindustrialny, pełen brzydoty i monotonii Manchester. Pustka i mrok miasta odcisnęły ślad na muzyce.

Czterech mężczyzn, cztery osobowości, a każda z nich równie wyjątkowa. Tworzyli podświadomie, muzyka była nośnikiem emocji, które uzewnętrzniali. Niewątpliwie to one właśnie ich napędzały. W szczególności charyzmatycznego wokalistę Iana Curtisa, który obnażał się wraz z całą swoją mroczną stroną zarówno w samych tekstach, jak i na scenie. Ten skromny intelektualista o przenikliwym spojrzeniu „był jak mesjasz”[1]. Iana interesowało szaleństwo i obłęd, zgłębiał ludzkie cierpienie, zaczytując się w m.in. Nietzschem, Hessem czy Ballardzie.

Swoje fascynacje przenosił na scenę. Koncerty Joy Division miały wymiar performatywny, były niczym rytuał. Ian zatracał się w muzyce, która wprawiała go w trans, opętańczy taniec. Dźwięki i emocje przepływały przez niego, hipnotyzował swoimi scenicznymi ruchami, nieobliczalnością, dzikością. Właśnie za to pokochała go publiczność. Nikt jednak nie rozumiał, z czym muzyk mierzy się na co dzień. Epilepsja, na którą chorował, cały czas postępowała, odzwierciedlając tylko coraz gorszy stan psychiczny artysty. To było jak powolne popadanie w szaleństwo. Deborah Curtis po latach przyznała: „Ludzie go uwielbiali za to, co go niszczyło”[2].

Katalizatorem do powstania zespołu był koncert Sex Pistols. Muzycy wypracowali własne niepowtarzalne brzmienie na gruzach punka, sięgając ku temu, co dopiero miało nadejść. Zimne, surowe, przestrzenne brzmienie z apokaliptycznym barytonem Iana Curtisa robiło piorunujące wrażenie na słuchaczach – zarówno wtedy, jak i obecnie. Owo brzmienie jest zasługą producenta Martina Hannetta. Nakładanie echa i pogłosów, „separacja dźwięków” osiągnięta poprzez nagrywanie każdego instrumentu osobno (stosował tę metodę również do każdego elementu, który składał się na perkusję Morrisa) to tylko część z środków stosowanych przez Hannetta, by zmechanizować i zdehumanizować brzmienie zespołu. Jak podsumował Bob Dickinson: „(…) ich muzyka do dziś robi takie wrażenie czegoś, co jest jednocześnie umarłe i żywe, co istnieje, nie istniejąc”[3].

Joy Division wyrosło z środowiska Tony’ego Wilsona, który potrafił skupić wokół siebie utalentowanych ludzi. Jego Factory Records było projektem alternatywnym, oddolnym. Nie liczyły się zyski, lecz artystowski sznyt. Wilson dawał muzykom i współpracownikom wolność, a w zamian otrzymywał coś niewiarygodnie oryginalnego. Warstwę wizualną spinał całościowo Peter Saville – młody i piekielnie zdolny grafik. To on odpowiada m.in. za kultowe okładki Joy Division: pierwszą Unknown Pleasures, która jest zapisem odczytanych pulsów gwiazdy przez pulsar oraz Closer ukazującą zdjęcie grobowca wykonane przez Bernarda Pierre’a Wolffa. Factory i Wilson dawali młodym, pełnym pasji i zapału ludziom możliwość spełniania swoich marzeń.

Joy Division było spójną całością. Razem tworzyli jedność, oddziaływali na publiczność z niesamowitą siłą. Pod powierzchnią mroku kryły się całe połacie energii, która czekała na uwolnienie. Jak określił to Steve Taylor: „(…) ich muzyka egzorcyzmuje ze słuchacza bierność i gnuśność”[4]. Zespół przestał istnieć wraz z samobójczą śmiercią Iana Curtisa w 1980 roku. Tytuł drugiej płyty Closer wydaje się z perspektywy czasu proroczy. Studium wszechogarniającej rozpaczy, rozdarcia, cierpienia i depresji przenika do szpiku kości i niepokoi. Curtis na skutek choroby oddalał się coraz bardziej i bardziej, aż dotarł do krawędzi. Pochłonęła go otchłań, szaleństwo, które każdego dnia czaiło się gdzieś za rogiem.

Ten nakreślony przeze mnie obraz to zaledwie zalążek tego, co znajdziemy w książce. Jon Savage przez lata obracał się w tamtejszym  środowisku, będąc niejako świadkiem wydarzeń. Do Manchesteru przeprowadził się w 1979 roku, współpracował z Tony’m Wilsonem, przyjaźnił z Robem Grettonem (managerem zespołu) i Martinem Hannettem. W książce Przenikliwe światło, słońce i cała reszta, za wyjątkiem przytoczenia recenzji sprzed lat, nie pada ani jedno słowo dziennikarza. Savage zebrał wypowiedzi osób bliskich zespołowi. Układa z ich ustnych relacji pewną całość, która – jak sam się zarzeka – jest domknięciem rozdziału Joy Division w jego życiu.

Z obserwacji i wspomnień 36 osób (członkowie zespołu, management, środowisko muzyczne i dziennikarskie oraz osoby najbliższe zespołowi) wyłania się precyzyjny, szczery do bólu obraz. Przede wszystkim jest to portret zespołu – ich poszukiwanie tożsamości, przyjaźń między członkami grupy wraz z całym bagażem tarć, przygód, twórczego fermentu i trudnej sytuacji związanej z chorobą Curtisa. Dramatis personae snują jednak historię na szerszym tle Manchesteru, tamtejszej sceny muzycznej, początków wytwórni Factory Records. Wypowiedzi ułożone w sposób chronologiczny tworzą logiczną i spójną całość. Perspektywa zarówno świadków, jak i samych muzyków, uzupełniona fragmentami recenzji koncertów Joy Division, ich płyt czy innych artykułów w prasie, czyni tę historię kompletną i wielowymiarową.

Zapewne wiele osób zada tutaj pytanie, czy jest to książka wartościowa, wnosząca coś nowego do dyskursu o zespole, o którym powiedziano i napisano już wiele. Otóż tak. Jon Savage poprzez relacje ustne świadków próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Joy Division miało (i wciąż ma) tak olbrzymią moc oddziaływania na odbiorców. W Przenikliwym świetle, słońcu i całej reszcie Savage pokazuje, jak kształtowały się fenomen zespołu oraz legenda Iana Curtisa, a także nakreśla drogę, którą przeszli członkowie zespołu wraz z managementem, by wśród tak wielu niemożliwości stworzyć coś ponadczasowego. Dodatkowym atutem tej pozycji są anegdoty i historie, które pokazują tło wydarzeń: niesprzyjającą sytuację i atmosferę Manchesteru, które w dużej mierze determinowała muzykę zespołu (Liz Naylor niegdyś powiedziała o Unknown Pleasures: „oto ścieżka dźwiękowa mojego otoczenia”[5]) i całą tamtejszą scenę muzyczną. Dzięki temu możemy lepiej zrozumieć zarówno samo miasto, jak i ludzi w nim żyjących, który pragnęli poprzez twórczość wyrazić kłębiące się w nich uczucia i pragnienia, zapomnieć na chwilę o otaczającej ich rzeczywistości.


autor: Jon Savage
tytuł: Przenikliwe światło, słońce i cała reszta. Joy Division w ustnych relacjach
przekład: Filip Łobodziński
wydawnictwo: Kosmos Kosmos
miejsce i data wydania: Warszawa 2020
liczba stron: 336
oprawa: twarda


Słuchaj Joy Division w serwisach streamingowych:


[1] J. Savage, Przenikliwe światło, słońce i cała reszta. Joy Division w ustnych relacjach, Kosmos Kosmos, Warszawa 2020, s.129.

[2]Ibidem, s.226.

[3] Ibidem, s. 189.

[4] Ibidem, s. 191.

[5] Ibidem, s. 185.

W poprzednim życiu z pewnością była kotem. Zawsze chodzi własnymi drogami, stroni od ludzi, działa według własnych zasad. Uzależniona od muzyki – najbardziej lubi te dziwne, offowe dźwięki, których nie sposób znaleźć w mainstreamowych mediach. Z pasji studiuje kulturoznawstwo. Marzy jej się świat pełen szczerości, tolerancji i różnorodności.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %