Puste niebo nad Lublinem
Łatwo jednak dać się porwać tej ponurej gawędzie, zanurzyć w brudnym, obskurnym mikroświecie (w istnienie innych miast czy państw równie egzotycznych jak Rosja na ogół się tu powątpiewa), przedstawianym przez autora ze swadą i dbałością o detal (nie przeszkadzają również mapka ani ciekawe ilustracje Igora Myszkiewicza). Wszystko dzięki barwnemu obrazowi dawno utraconego przedwojennego Lublina, którego niebo nocą rozświetlają spadające anioły. Historia (alternatywna) miesza się tam z fikcją, a nauka – z kabałą czy alchemią w postaci genialnie pomyślanej receptury na księżyc. W mieście Raka trudno znaleźć coś pozytywnego – złe są nawet zakonnice z domu św. Obskuranta, wszędzie królują chaos, uprzedzenia i zepsucie, odstręczają rozpasaniem niezliczone szynki tudzież burdele, straszą szlamowate zaułki oraz niezbadane, mroczne podziemia pełne strachów; również przepiękne ogrody Madame mają w sobie coś z syren mamiących nieszczęśników i wodzących ich na pokuszenie. To istna Sodoma i Gomora, metropolia upadła. Mimo to (a może właśnie dlatego?) przechadzka jej zatęchłymi ulicami wśród pożogi komunistycznej rewolucji (!) sprawia czytelnikowi niekłamaną przyjemność, kolejne rozdziały pochłania się szybko, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Bo Szeol wykreowany przez pisarza to miejsce fascynujące, pełne charakteru, z duszą, jakkolwiek zepsutą.
Powieść swój sukces zawdzięcza przede wszystkim językowi – czasem kwiecistemu, obrazowemu i poetyckiemu, kiedy indziej dosadnemu i bardziej zwięzłemu. Przypomina dawny Lublin, tygiel kulturowy, w którym wrą lokalne polskie gwary, niemczyzna oraz jidysz. Do archaizacji trzeba się przyzwyczaić, ale z czasem odczuwa się, że bez tego zabiegu całość nie robiłaby nawet w połowie równie dużego wrażenia. Co najistotniejsze, styl ani przez chwilę nie sprawia wrażenia wysilonego ani sztucznego, całość po prostu płynie, i to równie wartko, co ścieki z miejskiego rynsztoka.
I tak Radek Rak stworzył rzecz, która w równej mierze odpycha i wciąga, szpetną (fabularnie), ale też cudowną (formalnie), istną beletrystyczną Piękną i Bestię w jednym. Trudno o przykład polskiej fantastyki równie pomysłowy, a przy tym bezwzględny, przekorny i demitologizujący gatunek, a już w ogóle – o prawdziwie oryginalne urban fantasy osadzone na rodzimym gruncie. Wyraźnie widać czteroletnie przygotowania i ciężką pracę włożoną w pisanie Pustego nieba. A po lekturze aż chce się sięgnąć po inne pozycje z serii Kontrapunkty, żeby przekonać się, czy cechuje je równie ciekawe podejście do literatury.
P.S. Ciekawi imienia głównego bohatera powieści mogą albo sięgnąć po książkę (do czego gorąco zachęcam!), albo zerknąć na pierwsze litery każdego z akapitów powyższego tekstu.
tytuł: Puste niebo
wydawnictwo: Powergraph
miejsce i rok wydania: Warszawa 2016
stron: 448
format: 147× 214 mm
oprawa: twarda