Wielowymiarowa auto/biografia z daddy issues w roli głównej
Jeśli chodzi o
rozwiązania gatunkowe, Oczko w głowie tatusia to komiks jak najbardziej
oryginalny. W pierwotnym zamyśle Mary Talbot miała napisać scenariusz do pracy
opowiadającej o jej relacjach z ojcem, a
zilustrować miał ją jej mąż. Podczas
zbierania materiałów literaturoznawczyni odkryła jednak, że James Joyce –
obiekt zainteresowań badawczych ojca kobiety – miał córkę, w której historii
(choć nad wyraz burzliwej) można było odnaleźć liczne punkty analogiczne do jej
własnych doświadczeń życiowych. Prosta autobiografia zmieniła się więc w
wielowymiarową historię o dorastaniu młodej kobiety, jej pierwszych wyborach i
życiowych celach oraz roli, którą w tym wszystkim odgrywają rodzice. Oczko w głowie tatusia dzieli się bowiem na trzy części,
fabularnie i graficznie przeplatające się ze sobą i uzupełniające się. Pierwsza
jest warstwą narracyjną z dorosłą Mary Talbot jako główną bohaterką. To tylko
kilka stron wplecionych w tok akcji, dla odróżnienia utrzymanych w naturalnej
kolorystyce, ale dosyć ważnych, ponieważ wprowadzają one wątek podobieństwa
między dwiema kobietami z zupełnie różnych epok. Druga część dotyczy
dzieciństwa, dorastania i pierwszych lat dorosłości Mary. Każdy okres był
naznaczony ciągłym naburmuszeniem, egoizmem i sarkastycznymi docinkami jej
ojca, obawą dziewczyny przed kolejnym wybuchem jego niezadowolenia i złości
oraz jej wyczekiwaniem na choć jedno przychylne słowo ze strony rodzica. Może
właśnie dlatego kolory w tej części ograniczone są do minimum, z rzadka tylko
przetkane intensywniejszą plamą barwną.
Najciekawsza pod
wszystkimi względami jest trzecia warstwa fabularna Oczka w głowie tatusia – historia Lucii Joyce. Nie dość, że dzięki
niej możemy w całości śledzić cytaty z poezji Jamesa Joyce’a, to jeszcze
podglądamy życie rodzinne wielkiego pisarza. Ono zaś – jak na prawdziwego artystę
przystało – dalekie było od sielskości i beztroski. Najpierw ciągłe
przeprowadzki i życie w ubóstwie, później, po wydawniczym sukcesie Ulissesa, bywanie w towarzystwie i rozrzutność ponad
faktyczne możliwości finansowe. A do tego wszystkiego niezmienna pasja Lucii –
taniec. I chociaż nie była to dziecięca zachcianka, lecz prawdziwy talent i
kariera nabierająca rozpędu, to młoda kobieta nie mogła liczyć na zrozumienie i
wsparcie rodziców – nawet będących tak modern jak państwo Joyce (o dziwo, w komiksie z
ust irlandzkiego pisarza padają słowa: „Wystarczy, że kobieta umie napisać list
i z gracją nosić parasolkę”). Dodać do tego należy zawód miłosny doświadczony
za sprawą Samuela Becketta, przerwanie kariery tanecznej z powodu licznych
kontuzji, tymczasową przeprowadzkę do Londynu przekreślającą plany
usamodzielnienia się oraz piętno nieślubnego dziecka (Lucia dowiedziała się o
tym dopiero w wieku 24 lat, gdy jej rodzice postanowili… wziąć ślub).
Wszystko to okazało się zbyt ciężkim brzemieniem dla tak młodej dziewczyny i
szybko zamieniło się w chorobę umysłową, a następnie spowodowało całkowitą izolację w
szpitalu psychiatrycznym.
Ten ostatni etap
życia Lucii zdaje się najbardziej interesujący, jednakże w komiksie został
tylko oględnie zarysowany na czterech stronach. Co prawda kadr zajmujący w
całości jedną kartkę i przedstawiający przejmującą wizję stanu dziewczyny w
klinice zbudowano fenomenalnie, dzięki
czemu na długo zapada on w pamięć (w ogóle cała oprawa graficzna tej trzeciej
warstwy fabularnej jest godna podziwu – ze swoją zimną kolorystyką wykorzystującą
błękity i niebieskości z łatwością przechodzące w czerń), ale czytelnik może
odczuć pewien niedosyt. Przede wszystkim trudno się zainteresować historią
Mary, gdy tylko wypatruje się niebieskich stronic i opowieści o pannie Joyce, żeby chwilę potem spostrzec, że ten wątek nie
zajmuje nawet połowy powieści graficznej Talbotów. Poza tym dzieje obu kobiet
przedstawione są ze zbyt dużym chłodem, zbyt sucho i zdaje się, że zanadto
wyrywkowo. Tytuł jest jednak znaczący: to relacje ojciec-córka mają być na pierwszym
miejscu i możliwe, że chłód, niezrozumienie i obojętność zwyczajnie przesiąkają
z opowiadanych historii wprost na komiksowe karty.
Czy zatem Oczko w głowie tatusia wykorzystuje
wszystkie atuty, którymi kusi? Czy przyniesie satysfakcję każdemu czytelnikowi
sięgającemu po ten komiks? Jasnej odpowiedzi nie będzie, obiecałam wszak tylko
podpowiedzi. Jednak bardzo możliwe, że tylko osoby bezpośrednio dotknięte przez
tzw. daddy issues mogą w pełni
zrozumieć i współodczuwać cierpienie wraz z bohaterkami komiksu Talbotów. Tym
jednak, którzy nie potrzebują wchodzić w buty literackich postaci, by móc
docenić kunszt artystyczny dzieła, zdecydowanie powinny wystarczyć oryginalne
rozwiązania gatunkowe i stylistyczne.
Tytuł: Oczko w głowie tatusia
Autorzy:
Mary M. Talbot (scenariusz), Bryan Talbot (rysunki)
Przekład:
Wojciech Szot
Wydawnictwo:
Komiksowe
Miejsce i
rok wydania:
Warszawa 2014
Liczba
stron: 96
Format:
150 x 240 mm
Oprawa:
twarda