Wyrazy wyraziste

Warszawianin warszawiakowi nierówny

Karolina Pastor

Źródło grafiki: http://polska.pl/polska/51,125333,11444845.html?i=10

Ostatnio o stolicy znów jest głośno, a to z powodów oczywistych – niemal dwa tygodnie temu minęła 69. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Obchody trwają nadal, a głosy na temat Warszawy i warszawiaków nie cichną. I choć na pierwszym planie pozostaje historia, to tematem poruszanym coraz częściej jest staje się Warszawa współczesna, a dokładniej: warszawiacy lub – jak kto woli – warszawianie. Może jednak to dwa zupełnie różne typy mieszkańców? Kto ma prawo uważać się za prawdziwego obywatela stolicy?
Zapewne każdy z nas słyszał kiedyś legendę o Warsie i Sawie. Z kolei pierwsze zapisane wzmianki o mieście (wówczas Warszewie) pochodzą z wieku XIV. Historia Warszawy jest długa oraz ciekawa, i to teraz należy zadać sobie pierwsze pytanie: jak daleko muszą sięgać warszawskie korzenie mieszkańca stolicy, aby mógł siebie nazywać pełnoprawnym warszawiakiem? Okazuje się (a przynajmniej tak rzecze internet), że z Warszawą powinien on być związany od naprawdę dawna – może nie od epoki Warsa i Sawy, ale… co najmniej od trzech pokoleń wstecz. A to jeszcze nie wszystko. Upływającego czasu nie wypomina się jedynie naszym rodzicom i dziadkom, naszemu pokoleniu internauci podają kolejny warunek: prawdziwy stołeczniak musi mieć nieruchomość (kamienicę, działkę) na terenie Warszawy od przynajmniej stu lat! Pojawiają się także i wyważone głosy: Czy Warszawiaki to buraki?Trudno orzec. Jak się ich spotyka na ulicy, nie mają wypisane na czołach, ile pokoleń ich rodzina spędziła w stolicy[1]. A więc właśnie. Informacji o tym, ile lat liczy sobie ich lokal mieszkalny, z mimiki twarzy również nie wyczytamy.

Wymagań ciąg dalszy. Rodzina rdzennego warszawiaka zamieszkuje Warszawę od dziada pradziada, w porządku. Tylko czym tak naprawdę jest prawdziwa Warszawa? W końcu kilkaset (ba, kilkadziesiąt, a nawet i kilka) lat temu miasto miało jeszcze inne granice. Stolica się rozrasta, ale internauci i na to znajdują odpowiedź, choć nie do końca są jednomyślni. Śródmieście – jak najbardziej, Ochota – również, Żoliborz – niecały. A Praga? Dla jednych prawdziwy warszawiak to ten, który nie boi jeździć się na Pragie (tak zmiękczają wymowę warszawiacy), dla drugich Praga to coś na kształt wolnego miasta, które nie powinno być uznawane za dzielnicę Warszawy. Niektórzy wykluczają Białołękę, inni mówią, że stolica kończy się na Wiśle lub podają konkretne graniczne ulice – można zwariować. Przyjezdni, którzy pragną się osiedlić i mówić o sobie, że są z Warszawy, mogą o tym zapomnieć. Oczywiście niby nikt nikomu w akt urodzenia nie zagląda, cudzym dziadkom tym bardziej nie, jednak ci – jak o sobie mówią – rodowici twierdzą, że „swoich” poznają od razu, na pierwszy rzut oka, a raczej ucha.  Tylko „swoi” mówią tak, jak to się kiedyś mówiło, czyli gwarą warszawską. Jeśli zatem chcesz kimnąć[2], to ściel bety[3], a godzinę odczytuj z cebuli[4] – może uda ci się zakamuflować.

Nie tylko dom i dzieje rodziny świadczą o byciu warszawiakiem, równie ważne są poglądy kogoś, kto uważa się za warszawiaka. Trzeba popierać zasadność wybuchu Powstania Warszawskiego, kibicować Polonii (bo Legia to zdrajcy na rzecz obcych), a także kochać wszystkie stare kamienice. Im starsze, tym lepsze, tak jak nasze warszawskie pochodzenie. Im bardziej nadgryzione zębem czasu, uszkodzone i rozpadające się – tym lepiej. I nikt nie stwierdzi, że to wszystko jest złe. Wręcz przeciwnie: do Warszawy (i jej mieszkańców) jak najbardziej pasuje, tworzy niewątpliwy klimat tego miasta. Grunt, żeby nie zapominać o tych, którzy myślą inaczej, ale też pragną nazywać się warszawiakami. Mieszkają tu i kochają stolicę. Tak jak, wbrew stereotypom, nie ma jednego typu Polaka, tak samo nie ma typowego warszawiaka, a jeśli mimo wszystko zechcemy takiego znaleźć, to nie będziemy wiedzieli, gdzie go szukać. Jedni powiedzą, że na Pradze, drudzy wskażą na Ochotę, a jeszcze inni skierują nas na Powązki. Jak widać w internecie potrafimy być bezlitośni.

A co z wiedzą na temat miasta? O, ta jest bardzo ważna. Można by stwierdzić, że w sieci padają wyłącznie jałowe argumenty i że obywatele stolicy obrzucają się wzajemnie inwektywami z dzielnicami i pokoleniami w tle, ale to mylne założenie. Owszem, takich komentarzy są setki, może nawet i więcej, ale wiele z nich sięga głębiej, bo do samej historii Warszawy. Wynika z tego, że za „obcego” przybysza uznany zostanie ten, kto o mieście wie niewiele. Losy stolicy znane nam ze szkolnych podręczników to jedno, a wspomnienia rodzin warszawiaków to już zupełnie inna bajka. Gdzie było kino Moskwa? A aleja Świerczewskiego? Który warszawski budynek to hotel Forum? Gdzie było najwięcej ludności pochodzenia żydowskiego? Oto pytania, które zadaje się kandydatom na warszawiaków. Ilu z nas zna na nie odpowiedzi?

Pozostaje jeszcze ostatnia kwestia: warszawiak czy warszawianin? W tekście oba pojęcia pojawiały się na przemian. Oficjalną nazwą obywatela Warszawy jest ta druga, ale stary prażanin zdefiniuje siebie jako warszawiaka. To jeden z elementów miejscowej gwary, a ci bardziej wyczuleni rozróżniają jednych i drugich bardzo wyraźnie. Twój ojciec przyjechał tu trzydzieści pięć lat temu z pobliskiej miejscowości? Zatem możesz być warszawianinem, lepsze to niż słoik[5]. A co o stołeczniakach myślą inni? Usłyszymy nieraz: nie lubię warszawiaków albo: to buce i chamy. Być może, mówią to również sami przyjezdni. Pamiętajmy jednak o tym, że tych przyjezdnych jest dziś w stolicy o wiele więcej niż rodowitych (w zależności od zawężenia definicji ten procent wciąż spada) warszawian. Konfliktową sytuację doskonale obrazuje komentarz jednego z internautów: Warszawa to Polska w pigułce. Z Warszawy się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie. I niech ktoś teraz powie, że nie mamy do siebie dystansu… A tak zupełnie na poważnie, chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jedną opinię: E tam, najważniejsze, żeby być Polakiem. Chociaż możemy mieć problem także i z dokładną definicją obywatela kraju nad Wisłą oraz patrioty, to chyba sedno całej sprawy zostało uchwycone. Po raz kolejny widzimy też inne zjawisko: próbujemy oddać to, co leży nam na sercu, przez nasz własny język codzienny. Czasem tylko trudno o właściwą definicję.


[2] kimnąć – zdrzemnąć się
[3] ścielić bety – pościelić łóżko
[4] cebula – zegarek

Karolina Pastor

Studentka filologii polskiej i filologii włoskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Czasem pisze, częściej czyta. Zgadza się z tym, że wszystko zależy od przyimka.