Jak przypomina autor Pospolitychroślin naczyniowych Polski[1],mowa o lilaku (syringa vulgaris) zrodziny oliwkowatych (Oleaceae),krewnym oliwki, jaśminu i forsycji, nie bzie (sambucus nigra) z rodziny piżmaczkowatych (Adoxaceae), kuzynie kaliny. Bez, przewrotnie nazwany nigra, czyli czarnym, kwitniebiałokremowo (czarne są owoce), kontrowersyjnie pachnie i można z niego zrobić lemoniadę.Lilak jest lila (nomen omen) lub biały (ale w innym odcieniu niż bez czarny),pachnie pięknie i miodowo, a zjedzenie jego kwiatka o nieparzystej liczbiepłatków ponoć przynosi szczęście.
Jakpoświadcza historia języka, przywędrował do polszczyzny w XVII wieku[2]i zmusił bez czarny, znany pod tą nazwą przynajmniej 200 lat wcześniej, azapewne jeszcze w czasach prasłowiańskich, by podzielił się z nim imieniem[3].Co ciekawe, miana łacińskie obu krzewów wiążą się z greckimi instrumentami:sambuka to odmiana trójkątnej harfy, a syringa to fletnia Pana. Bzy współtworząwięc muzykę świata już na poziomie nomenklatury.
Choć to bezczarny leczy gorączkę i jest bardziej swojski, a jego kwiatki mają niemałosubtelnego uroku (dopóki się ich zbyt długo nie wącha), poeci preferują lilaka,któremu nikt nie odmówi walorów estetycznych i który – jak wiadomo – kwitnienieco wcześniej niż imiennik, dzięki czemu stał się symbolem wiosny i maja.
Dlatego gdyWitold Dąbrowski w 1969 tłumaczył Piosenkęo piechocie Bułata Okudżawy (1961), oryginalne słowa Всегда мы уходим, когда над землею бушует весна[4](w najdosłowniejszym przekładzie Zawsze wychodzimy,kiedy nad ziemią szaleje wiosna[5])wzbogacił o wonny krzew: My zawsze wpochodzie, / gdy wiosna nad ziemią szaleje od bzu[6].O ile u gruzińskiego barda zwariowała po prostu wiosna, o tyle w wersjipolskiej przyczyną tego stają się bzy. Można jednak przypuszczać, że i poręroku, i kwiaty rozsadza pełnia życia – którą zresztą symbolizują – i na tympolega ich szaleństwo.
Ich związekz miłością, radością, wolnością, świeżością wybrzmiewa jeszcze silniej wzestawieniu z sytuacją przedstawioną w utworze: to smutny los żołnierza (i tozapewne żołnierza Związku Radzieckiego…), oddzielonego od wszystkiego, copiękne. Ma on poczucie, że traci najlepsze lata i właśnie omija go wszystko, conadaje istnieniu sens. Żyje twardym, zimnym życiem, pozbawiony czułości, niemoże się cieszyć rodziną, pożyteczną pracą, przyrodą – ucieka jakby przed nimi,a jedyną motywację do działania stanowi dla niego wojskowa dyscyplina, niewłasna chęć. Ironicznie stwierdza, że los jego i jego towarzyszy broni jestkuszący.
O ilewiosna w piosence szaleje, o tyle piechota, żyjąca wbrew wiośnie, jestnierozumna. Obie strony zatem odbiegają od normy. Czy któraś z nich ma rację?Nie ulega wątpliwości, że wiosna. Wskazuje na to już słownictwo: szaleć można wgranicach rozsądku (!), o czym pamiętał (mimo wszystko) Jan Kochanowski wpieśni XX ksiąg pierwszych o wymownym incipicie Miło szaleć, k i e d y c z a s p o t em u [podkr. – A. S.]. Co więcej, szaleństwo świadczy o mądrości wiosny,nakazującej bzom i słowikom respektować porządek natury, która w swoim czasiemusi nasycić się życiem, aby potem zrodzić nowe. Rozsądku tego brak żołnierzom– czy raczej ich mocodawcom.
Więcejszczęścia, a może i rozumu, mają bohaterowie wierszy Żytomierz Kazimierza Wierzyńskiego (1920) i Ogród w Milanówku, kwitnący bez Jarosława Marka Rymkiewicza (2002).U Kresowianina Bzy na płotach szaleją,jak lila dziewczęta[7].Tym razem kwiecie pojawia się już w oryginalnej wersji utworu, a symbolicznej obfitościżycia, wiosny, młodości – tak wielkiej, że przekraczającej normę, szalonej –odpowiada fizyczna dorodność krzewu, bogato zdobiącego płoty. Mowa oklasycznych bzach fioletowych, lilakach parexcellance, które (jak zresztą inne odmiany) nie wymagają od hodowcówwiele, rosną bujnie również w trudnych warunkach, bez słońca, przy ulicy czy nasłabej glebie. Nawet wtedy zakwitną obficie. Jak szalone.
Zarazemnazwę koloru lila można odnieść dolilii, przypominającej niewinne (przynajmniej na potrzeby symboliki)dziewczęta, cieszące się życiem równie ochoczo jak bzy i tak jak one piękne.Ich wiek odpowiada porze roku – one również kwitną, a kiedyś wydadzą owoce,czyli dzieci, i zostaną matkami tak, jak matka natura.
Wiosennyentuzjazm podziela mówiący w wierszu: Obrosłymnie, poniosły wiośniejące drzewa[8].Zachwyca się otaczającym go światem i jednoczy z nim. Ogólna radość przypominanastrój świąteczny: gdy świat po raz kolejny rozkwita, zwykły dzień staje sięuroczystością. Ludzie, rośliny, słońce wspólnie się nią cieszą – jak szaleni.
O ileWierzyński wyraża po prostu młodzieńczy zapał (sam ma 26 lat) i niezbyt dziwisię ogólnemu szaleństwu, o tyle dużo starszy Rymkiewicz zachowuje więcejdystansu, niezbędnego, by cokolwiek opisać. Trzeźwo wysyła wszystko do Tworek,słynnego podwarszawskiego zakładu psychiatrycznego. Wszystko nie jest tu pustym słowem: Bzy oraz koty są psychicznie chore[9],a […] szerszeń huczy w onirycznym locie[10].Przede wszystkim jednak szalony jest cały byt, o którym sekretną wiedzę ma owad.Może zdobył ją dzięki upajającemu zapachowi bzów, które kwitną w Milanówku aż wtrzech odmianach barwnych i całymi kiściami zwisają z płotu (podobnie jak wŻytomierzu)?
Również bezposiadł sekretne wiadomości, zdaje się, że nawet ciekawsze niż szerszeń, a napewno mniej określone: […] coś innego wiebez fioletowy[11].Natomiast poeta, uparcie trwający przy resztkach rozumu, wie więcej i od owada,i od kwiatów: Ja też znam bytu tajemnicząmowę / Wiem coś takiego czego bzy nie wiedzą[12].Widzi mianowicie powszechne szaleństwo. Co więcej, wydaje się ono istotąkosmosu, który kontempluje je, a zarazem siebie: Byt jest „wie immer” autotematyczny[13].Są jednym, a byt jest szalony jak natura na wiosnę, intensywność istnieniarozsadza go, tak jak obfitość życia rozpiera majową przyrodę.
Dzieje siętak wbrew samemu przemijaniu. Bzy intensywnie kwitną, choć czeka je śmierć, takjak szerszenia, właśnie spożywanego przez koty […] o tam w trawie[14].Ich (bzów, nie kotów) wysiłek wydaje się daremny, skoro wszystko się skończy.Ale kwiaty się tym nie przejmują. Ich bezinteresowność i zaangażowanie sąszalone.
Choć poetadostrzega nienormalność bytu, nie sprzeciwia się jej i z zainteresowaniemopisuje. Stara się nie ulec emocjom i ogólnej błogości, ale mówi o niej z sympatią,zdaje się nią delektować. Wchodzi w pozornie absurdalną rywalizację poznawczą zinnymi mieszkańcami świata. Jej przedmiotem jest wiedza o istnieniu. Każdestworzenie okazuje się znać je nieco inaczej, gdyż każde ż y j e na swój sposób, każde wnosi coś własnego w bogactwo rzeczywistości.Człowiek, choć ma świadomość większą niż inni, usytuowani niżej w hierarchiikosmosu, pamięta, że jest jej częścią i wie dużo, ale nie wszystko, a częśćTajemnicy pozostaje przed nim zakryta.
Istnienia wcałej jego pełni nie sposób poznać. Przechodzi ono ludzkie pojęcie. W tymsensie jest szalone, ponieważ wykracza poza normę, tutaj normę ograniczonego rozumujednostki. Co więcej, to cud – a cuda przecież nie są normalne. To teżparadoks: świat ciągle umiera, niczym nieszczęsny szerszeń, a jednak trwa i masię dobrze. Byt okazuje się więc nieśmiertelny, choć niestety nie dotyczy tojednostek. Jest również samowystarczalny – z tego również wynika jego „autotematyzm”.Cóż więcej mu potrzeba nad niego samego?
Stefanowi Stokowi
Rozlegam się, jak widok otwarty po mieście.
Nic nie ma piękniejszego nad brzeg Teterewa
I malusieńkie ptasie jajeczka w agreście.
Słońce siadło na cerkwiach i kurzy z nich pyłem;
Jest mi, jakby dziś były nadzwyczajne święta,
Na które tu, nie wiedząc nic o nich, przybyłem.
I szerszeń huczy w onirycznym locie
Bladoróżowe fioletowe białe
Zwisają kiście przy dziurawym płocie
Lecz coś innego wie bez fioletowy
Ja się nad wierszem niepotrzebnie biedzę
Więcej już nic mi nie przyjdzie do głowy
Koty szerszenia o tam w trawie jedzą
Ja też znam bytu tajemniczą mowę
Wiem coś takiego czego bzy nie wiedzą
Nocną kolejką – jaki dzień liryczny!
Bzy oraz koty są psychicznie chore
Byt jest wie immerautotematyczny
I gąszcz porasta ślady dawnych ścieżek.
Rozebrano świren, biały, zamczysty,
Ze sklepami czyli piwnicami, w których stały półki na jabłkazimowe.
Takie jak dawniej koleiny drogi w dół:
Pamiętałem, gdzie skręcić, ale nie poznałem rzeki;
Jej kolor jak rdzawej samochodowej oliwy,
Ani szuwarów, ani lilii wodnych.
Przeminęła lipowa aleja, niegdyś droga pszczołom,
I sady, kraina os i szerszeni opitych słodyczą,
Zmurszały i zapadły się w oset i pokrzywy.
To miejsce i ja, choć daleko stąd
Równocześnie, rok po roku, traciliśmy liście,
Zasypywały nas śniegi, ubywało nas.
I znów razem jesteśmy, we wspólnej starości.
Nad baraczkiem skleconym niezgrabnie z desek i cegły
W zieleni chwastów i krzaków – poznaję sambucus nigra.
Jedli te swoje kluski i kartofle
I mieli przynajmniej czym palić w nasze długie zimy.