PrzeczytaliśmyRecenzje

L. Pank is not dead!

„Lady Pank zagrało, kelner zgiął się w pół” – tak nieco zmieniając słowa piosenki Tańcz głupia, tańcz, śpiewa Maciej Maleńczuk na LP 1, czyli nagranej od nowa pierwszej płycie grupy Lady Pank. Krążek swoją premierę miał 35 lat temu, w czerwcu 1983 roku. Radiowa Trójka wylansowała na przeboje wszystkie 10 piosenek z albumu. To wyczyn niepowtórzony do dziś. 

Mała Lady Punk zabrzmiała w Programie Trzecim Polskiego Radia latem 1982 roku i wtedy usłyszałem grupę Jana Borysewicza po raz pierwszy. Audycja nazywała się „Zapraszamy do Trójki” i była głównym popołudniowym blokiem informacyjno-muzycznym tej stacji. Rok 1982 zresztą okazał się dla polskiej muzyki wyjątkowy: oprócz Lady Pank na scenie pojawiła się Republika, a Perfect nagrał swoje największe przeboje. No i była Radiowa Trójka – miejsce, w którym gniazdował na stałe dobry gust muzyczny redaktorów. Między zespołami a ich fanami dochodziło do rywalizacji: kto lubił Republikę, musiał nienawidzić Lady Pank. Głosowania do Listy Przebojów Marka Niedźwieckiego przypominały prawdziwe bitwy (a było to przed epoką internetu!). W takiej właśnie atmosferze wykuwała się pierwsza płyta Lady Pank.

Przy okazji premiery na nowo nagranego debiutu „punkowej panienki” odgrzebałem z szafki winyla i odpaliłem go na starym gramofonie marki Artur 2. Płyta zaskwierczała jak dobry boczek i panowie zagrali Mniej niż zero. 10 utworów, nieco ponad 40 minut muzyki – tyle gra krążek sprzed 35 lat (z przerwą w połowie na przełożenie go na drugą stronę). Okazało się, że pamiętam słowa wszystkich piosenek. Przez 35 lat zastanawiałem się, po co mój mózg zapisał sobie teksty Mogielnickiego, i teraz już wiem – po to, żeby wyłowić na nowej (starej) płycie wszystkie smaczki, które przygotowali autorzy tej reaktywacji.

Czy na nowej płycie basy Kieliszkiewicza brzmią tak samo jak te Mścisławskiego sprzed trzech dekad? Czy perkusja Jabłońskiego dorównuje bębnom Szlagowskiego? Czy Borysewicz szarpie Fendera tak jak wtedy? A Panasiewicz śpiewa nadal z taką samą dezynwolturą? Czy cała „punkowa panienka” brzmi w kwartecie tak samo jak w kwintecie?

LP 1 składa się nie z 10, lecz z 13 piosenek, bo dołożono trzy singlowe przeboje – na czele z tym najpierwszym, który stanowi źródło nazwy zespołu. Utwór otwierający płytę (Mniej niż zero) wyśpiewuje grupa przyjaciół grupy, a solówkę, pierwotnie gitarową, wykonuje teraz Marcin Wyrostek na akordeonie. Janusz Panasewicz dodaje tam gdzie trzeba swój charakterystyczny głos. Nie ma na płycie słabych wykonań piosenek. Każdy piosenkarz starał się pozostać blisko oryginału, ale zarazem zaznaczyć swój styl. Dlatego Wciąż bardziej obcy w wersji Artura Rojka jest bardziej depresyjne niż pierwowzór, Fabryka małp Krzysztofa Zalewskiego (świetny artysta!) to petarda emocji, a Minus 10 w Rio Katarzyny Nosowskiej powala na sam koniec płyty. Nie gorzej wypadają Piotr Rogucki i Organek, którzy trzy dekady temu dopiero uczyli się czytać. Są jeszcze: Grzegorz Markowski, Maciej Maleńczuk i Kasia Kowalska.

Geniusz tej płyty polega na tym, że piosenki napisane przez wówczas czterdziestoletniego Mogielnickiego dziś śpiewane są przez (mniej więcej) czterdziestoletnich wykonawców. Czasy powstania tekstów były zupełnie inne, ale także i teraz niejeden z nas może poczuć się Wciąż bardziej obcy, gdy słucha, jak niektórzy dookoła chcieliby znów wpajać ludziom Vademecum skauta. Czujemy, że Pokręciło (mi) się w głowie, bo przecież Polska to nie Fabryka małp. Wtedy zamiast budować Zamki na piasku, planuje się raczej Zakłócenie porządku.

Okładkę płyty LP 1 wystylizowano na dawny papierowy, nieco sfatygowany ochronny wkład do głównej koperty winylowego krążka. To biały arkusz charakterystycznie pomiętego papieru z czerwonymi literami, które wprost odnoszą się do pierwowzoru logotypu grupy. Płyta wygląda tak, jakby zapakowano ją w znane z PRL-u ostemplowane opakowanie zastępcze. W środku za to mamy same delicje. Słowem – „punkowa panienka” ma się dobrze po trzydziestce, a na dodatek podobno życie zaczyna się po czterdziestce, więc przed Lady Pank wciąż świetlana przyszłość. 

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %