Muzyczna kultura

Magia winyli

Zawsze, kiedy wyobrażam sobie mój wymarzony wieczór, myślę o wygodnym fotelu, lampce dobrego wina i dźwiękach snujących się z płyt winylowych. Zapewne ktoś mógłby powiedzieć, że to sceneria odpowiednia dla podstarzałego intelektualisty – ja jestem jednak zaledwie dwudziestokilkuletnią kobietą. Skąd więc w owym obrazie obecność jednego z najstarszych nośników muzyki? Może w zgodzie z naszymi czasami powinniśmy zamienić gramofon na smartfon wyposażony w konto Spotify Premium oraz słuchawki?
Według badania CBOS z 2018 roku dotyczącego słuchania muzyki wśród Polaków[1] największą grupą wiekową, która sięga po winyle, stanowią słuchacze do 24. roku życia. Jest to powrót do zupełnie innej kultury, która intuicyjnie wydaje się obca młodym osobom. Co jest zatem tak magicznego w owych czarnych płytach, że coraz częściej sięgają po nie młodzi ludzie? Nikt nie wie, od czego tak naprawdę się zaczęło. Czy to hipsterzy wyciągnęli je ze strychu bądź przygarnęli spod śmietnika pod blokiem? Czy może wszechobecna retromania sprawiła, że i gramofon wrócił do łask? Tego nie wiem, rozumiem jednak potrzebę zatrzymania się w pędzie dnia codziennego na ten moment, kiedy igła po raz pierwszy dotyka rowka wyrytego w czarnej płycie, a czas na ułamek sekundy się zatrzymuje.

Winyl wymaga od odbiorcy aktywnego słuchania. Nie da się go włączyć w biegu jak playlisty na serwisie streamingowym, by leciała w tle; nie da się ustawić, by po ostatniej piosence odtwarzały się podobne kompozycje. Jego słuchanie jest swoistym rytuałem. Technologia z XIX wieku wymusza na odbiorcy uwagę. Najpierw ostrożnie wyciągamy płytę z papierowej okładki i delikatnie umieszczamy ją na talerzu gramofonu. Ustawiamy ramię przy zewnętrznej stronie czarnej płyty i opuszczamy igłę, która natrafia na wyryte rowki. Kilka sekund szumu, a potem do naszych uszu dobiegają pierwsze dźwięki. To jednak nie wszystko. Zapis dźwięku na płycie winylowej jest podzielony na dwie części – stronę A oraz stronę B. Każda z nich mieści maksymalnie 25 minut, po których igła gramofonu zatrzymuje się. Ta krótka przerwa, podczas której zmieniamy stronę płyty, daje nam chwilę na oddech i podtrzymuje nasze skupienie na muzyce.

Sam proces odbioru muzyki jest inny niż w przypadku nośników cyfrowych. Nie możemy odtworzyć utworów losowo. Winyl niejako wymusza na nas słuchania albumu według zamysłu artysty – od początku do końca, co w dzisiejszych czasach nie jest popularne. Już jakiś czas temu zatoczyliśmy koło i powróciliśmy do kultury singla, która dominowała w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. W dobie cyfryzacji mediów młody odbiorca jest zalewany nieskończoną ilością nowej muzyki. Codziennie do katalogu Spotify dołączają kolejne albumy, których nie sposób przesłuchać w całości. Ważniejszą rolę odgrywają zatem single, które stanowią wizytówkę całej płyty. Zresztą w pędzie dnia codziennego najłatwiej jest wybrać jedną z playlist na serwisie streamingowym. Nie musimy sami szukać muzyki, to aplikacja wybiera za nas. To powoli sprowadza muzykę do formy muzaka – przestajemy zapamiętywać tytuły utworów, potem nie odróżniamy jednej kompozycji od drugiej, aż w końcu wszystko zlewa się w całość. Rytuał, którym jest słuchanie płyt winylowych, nie degraduje muzyki do roli tła. Podział albumu na dwie strony pozwala na celebrację muzyki i pomaga w skupieniu się – łatwiej się skoncentrować podczas dwudziestokilkuminutowego muzycznego bloku niż na całym pięćdziesięciominutowym albumie.

Dźwięk pochodzący z płyt gramofonowych także brzmi inaczej. Przede wszystkim jest ciepły i bardziej przestrzenny. Nośnik analogowy, w przeciwieństwie do cyfrowego, nie ma kompresji dźwięku, co za tym idzie – brzmienie nie traci wierności względem oryginału, zamysłu artysty i inżyniera dźwięku, nie staje się także płaskie. Specyficzny dla winylu jest także nieodłączny cichy szum powstający na skutek kontaktu igły z powierzchnią płyty, który dodaje pewnego uroku całemu rytuałowi słuchania.

Obecnie dystrybucja skupia się na wydawaniu muzyki w Internecie, na płytach CD i winylach. Tłocznie przeżywają swój renesans – pojawia się ich coraz więcej, a i wytwórnie są bardziej skore, by albumy tłoczyć także na analogowym nośniku. Mankamentem jest jednak cena. Winyle są około dwóch razy droższe niż przeciętna płyta kompaktowa. Z pewnością żywimy przez to większy szacunek do czarnych płyt, mamy także poczucie ekskluzywności – zwłaszcza przy edycjach limitowanych bądź rzadkich egzemplarzach. Z pomocą przychodzą nam tu coraz popularniejsze giełdy płytowe skupiające melomanów zainteresowanych winylami, a także serwisy aukcyjne, na których kolekcjonerzy łowią wyjątkowe okazy.

Winyl nie jest jednak nośnikiem pozbawionym wad. Pomijając już, że samo kupowanie płyt to kosztowne hobby, przede wszystkim do ich odtwarzania potrzebujemy odpowiedniego sprzętu. Nie wystarczą nam laptop czy smartfon – w zasadzie te urządzenia są nam zbędne. Gramofon, w Polsce potocznie nazwany adapterem, można kupić w cenie od kilkuset złotych. Trzeba też zwrócić uwagę na to, że nośnik analogowy jest podatny na zarysowania. Należy się z nim obchodzić ostrożnie – jeśli źle użytkujemy gramofon, igła może nieodwracalnie zniszczyć winyle. Czarne płyty należy także odpowiednio przechowywać, gdyż są wrażliwe na ciepło, wilgoć i  odkształcenia.

Pomimo wszystko myślę, że warto zaprzyjaźnić się z winylami. Dla mnie najważniejszym aspektem ich słuchania jest to, że ofiarowują mi moment, w którym się zatrzymuję, przestaję robić inne rzeczy i myśleć o tysiącu różnych spraw i po prostu poświęcam się w stu procentach muzyce. Płyty winylowe to nośnik, który po prostu się słucha – czy w fotelu z lampką wina, czy w gronie przyjaciół melomanów – to już zależy tyko od ciebie, drogi czytelniku.


[1] Słuchanie muzyki, Komunikat z badań nr 102/2018, Centrum Badania Opinii Społecznej, [online:] https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2018/K_102_18.PDF.

Ostatnio o muzyce pisaliśmy jeszcze przy okazji wywiadu ze współorganizatorką festiwalu Project Masow oraz recenzując film Yesterday. A dawno, dawno temu Michał Ciemniewski prowadził cykl Muzyka dla mas/nas.
W poprzednim życiu z pewnością była kotem. Zawsze chodzi własnymi drogami, stroni od ludzi, działa według własnych zasad. Uzależniona od muzyki – najbardziej lubi te dziwne, offowe dźwięki, których nie sposób znaleźć w mainstreamowych mediach. Z pasji studiuje kulturoznawstwo. Marzy jej się świat pełen szczerości, tolerancji i różnorodności.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %