Źródło grafiki: Rafał Christ
Zwierzęta nocy (2016) to ekranizacja książki Austina Wrighta pod tym samym tytułem. Za kamerą stanął Tom Ford. Reżyser, który dał się poznać jako esteta, tym razem już w pierwszym ujęciu postanowił zniesmaczyć widzów, prezentując tańczącą nagą kobietę, niemającą wiele wspólnego z klasycznym kanonem piękna. W ten sposób od razu narzucił główny z podejmowanych przez siebie tematów.
Od początku trudno opędzić się od nachalnych skojarzeń z Neon Demon (2016). Nicolas Winding Refn wysmakowanymi, dopracowanymi i hipnotyzującymi kadrami opowiadał o powierzchownym świecie modelek i brzydocie drążącej go w rzeczywistości. W swoim drugim filmie Ford idzie tym samym tropem. Zamiast prezentujących ubrania kobiet mamy artystów, zamiast pokazów i wybiegów – wernisaż i książkę. Punkt wspólny stanowi natomiast skrywana pod pięknem pustka, ciemność i wnętrze wzbudzające obrzydzenie.
Susan Morrow (Amy Adams) nie ma powodów do narzekań. Właśnie odbyło się otwarcie jej wystawy, ma przystojnego, bogatego męża i wiedzie spokojną, pozbawioną trosk egzystencję. Są to jednak tylko pozory. Jej partner Hutton (Armie Hammer) coraz więcej czasu spędza na wyjazdach służbowych, a bohaterka odkrywa, że ją zdradza. Otrzymana od byłego partnera Edwarda (Jake Gyllenhaal) paczka z jego debiutancką powieścią stanowi przyczynek do wspominania utraconego związku.
Na poziomie fabularnym podejmowana jest krytyka artystycznego i biznesowego światka, eksplikowana przez częste podkreślanie prowadzenia nieustannej gry pozorów. Do rekinów finansjery należy między innymi Hutton – bankrut poświęcający każdą wolną chwilę pracy, próbujący w ten sposób wyjść z problemów finansowych i utrzymać pozycję zamożnego człowieka w oczach znajomych. Rzeczywistość bogaczy polega na ciągłym ukrywaniu problemów, czy to związanych z pieniędzmi, czy też życiem prywatnym. Dążą do tego, aby znajomi zazdrościli im sukcesów, nawet jeśli osiągają je nie do końca uczciwie. Przyjaciółka Susan widzi receptę na udany związek w poślubieniu homoseksualisty: ma pewność, że jest jedyną kobietą w życiu męża.
Na poziomie znaczeniowym mamy do czynienia z rozpadem osobowości spowodowanym nietrwałością relacji międzyludzkich. Bohaterka przeżywa kryzys w małżeństwie, a jednocześnie we wspomnieniach obserwujemy początek i koniec jej związku z Edwardem. W jego książce Tony (również Jake Gyllenhaal), alter ego autora, wraz z żoną i córką zostaje napadnięty przez teksańskich rednecków. W efekcie giną obie kobiety, a główny bohater musi uporać się z żalem i bólem. Poczucie osamotnienia i pustki gnębi go podobnie jak pozostałych protagonistów. Autor wprowadza również postać policjanta Bobby’ego Andesa (Michael Shannon), który cierpi na raka i ostatnie miesiące życia pragnie wykorzystać na pomoc Tony’emu w pomszczeniu rodziny za wszelką cenę.
Bohaterowie szukają sposobu na zmierzenie się ze stratą. Dla Edwarda pisanie powieści to możliwość rekompensowania i porządkowania własnej przeszłości. Dzięki temu rusza naprzód; zabija swoje demony i radzi sobie ze wspomnieniami, czego dowodzi ostatnia scena filmu. Reżyser korzysta z metafor, niedopowiedzeń i fantazmatów, aby podejmowana tematyka nie była nazbyt oczywista. Zamiast nakreślić problem wprost, trzy razy ukazuje widzowi to samo, zwracając jego uwagę na błędne koło, w które wpadły postaci. W ten sposób prowadzi nas za rączkę do mało zaskakującego finału, a także naraża się na uzasadnione zarzuty o niepotrzebne powtórzenia. Równie dobrze mógłby skrócić swoją opowieść o kilkadziesiąt minut – przekazałby odbiorcy identyczne wnioski i obserwacje bez traktowania go protekcjonalnie. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie zafascynowanego emocjami postaci, ale przy bliższym kontakcie trudno nie zauważyć, że dużo bardziej interesuje go sposób przekazywania treści niż sama treść. W efekcie rzuca utartymi hasłami i nie dodaje niczego odkrywczego.
Możliwe też, że wszystko, co Ford chciał powiedzieć o samotności, przedstawił już w swoim debiucie i próbuje ukryć własne pustosłowie w przestylizowaniu, polegającym w tym wypadku na skupieniu się na stronie wizualnej. Forma skrywa próżnię, bo o ile w Samotnym mężczyźnie (2009) reżyser poszukiwał środków wyrazu uwydatniających problematykę filmu, teraz wydaje się stosować je machinalnie, przekonany co do ich kształtu, a wręcz zachwycony rozwiązaniami, jakich użył. Zrezygnował z eksperymentowania i kurczowo obstaje przy tym, co sprawdzone. Niedociągnięcia scenariusza blakną jednak wobec dopracowanych w każdym szczególe, urzekających zdjęć Seamusa McGarveya. Jego kamera eksploruje zbrukany świat i towarzyszy bohaterom w intymnych momentach. Szuka brzydoty w prezentowanym pięknie. Z wyjątkiem zmysłowego obrazu dwóch martwych rudowłosych kobiet, operator przedstawia sponiewierane ciała czy akty przemocy bez estetyzacji, naturalistycznie, co kontrastuje z pozostałymi kadrami, wzbudzającymi zachwyt.
Inny punkt styczny ze wspomnianym już Neon Demon stanowi Jena Malone. U Refna odegrała ona o wiele większą rolę, a u Forda gości na ekranie w zaledwie jednej scenie. Wybaczcie osobiste wycieczki, ale do samego końca żywiłem nadzieję na wykorzystanie potencjału castingowego i w jakikolwiek sposób sparowania aktorki z Gyllenhaalem. Mogłoby to naprowadzić odbiorcę na kolejny poziom odczytywania filmu, tym razem w kontekście ich kreacji w podobnym przecież tematycznie Donniem Darko (R. Kelly, 2001). Zamiast tego Jake, którego bardzo cenię, prezentuje nieznośną manierę. Jego gra jest nieco przerysowana, a co gorsza nie próbuje on pogłębić postaci psychologicznie – ot, poprawnie wykonuje swoją pracę. Amy Adams ma jedynie ładnie wyglądać, udając smutną bogaczkę. Robi to bez trudu, lecz jednocześnie bez wyrazu. Co innego Michael Shannon, który niczym Javier Bardem w To nie jest kraj dla starych ludzi (J. i E. Coen, 2007) najbardziej zapada w pamięć (jeśli weźmie się pod uwagę teksańskie pejzaże, porównanie jest zdecydowanie na miejscu). Potrafi wzbudzić przerażenie, ale często też sympatię, podążając tym samym dwoma różnymi tropami dotyczącymi kreowanego portretu. Tworząc nieco odrealnioną postać człowieka ulegającego rozkładowi, nie szarżuje gestami i mimiką. Dodaje Bobby’emu ironii i dystansu. Kiedy powinien być twardy, ciało go zawodzi – policjant miewa napady kaszlu i mdłości, nie kontroluje w pełni własnego organizmu, który wraz z rozwojem choroby staje się przeszkodą na drodze do wykonania zadania. Dolegliwości przedstawiciela prawa podkreślają dezintegrację współczesnego człowieka; brak jakiejkolwiek stałości w jego życiu, gdyż wszystko posiada datę ważności, nawet ciało.
Tom Ford kazał czekać siedem lat na swój powrót po debiucie. Srebrny Lew na festiwalu w Wenecji i pozytywne opinie krytyków zaostrzały apetyt. I chociaż Samotny mężczyzna jest produkcją lepszą, paradoksalnie dojrzalszą, to Zwierzęta nocy spełniają oczekiwania odbiorców; hipnotyzują ich i powalają. Szybko zapomina się o wadach filmu i niekiedy kulejącej dramaturgii. W głowie zostaje natomiast kilka pytań, na które odpowiedzi widz będzie musiał szukać sam, ale musi wziąć pod uwagę, że mogą nie przypaść mu do gustu.
Tytuł: Zwierzęta nocy
Tytuł oryginalny: Nocturnal Animals
Scenariusz i reżyseria: Tom Ford
Zdjęcia: Seamus McGarvey
Występują: Amy Adams, Jake Gyllenhaal, Michael Shannon, Isla Fisher, Jena Malone
Kraj i data produkcji: USA, 2016
Dystrybucja: United International Pictures sp. z o.o.