Kolejne dzieło Wita Szostaka to
książka objętościowo skromna, ale bardzo gęsta ideowo. Stanowi swego rodzaju
literacki eksperyment, w którym pisarz proponuje kolejne wersje mitu o
Odyseuszu: czasem diametralnie różniące się od oryginału, kiedy indziej
odbiegające od pierwotnego toku zdarzeń jedynie w stopniu marginalnym. Bywają
krótsze albo dłuższe, mniej lub bardziej zaskakujące, kończą się optymistycznie
lub – na grecką modłę – tragicznie. Częstokroć także wyłaniający się z nich
obraz bohatera różni się od tego, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić. To
wszystko niewypowiedziane możliwości, teraz uwolnione zza tytułowej zagrody
zębów, więzienia półistnienia, niczym kot z pojemnika Schrödingera.Powołano je do życia w języku
równie nietypowym jak sam koncept. Styl pisania Szostaka w tym dziele cechuje
się zaskakującą wręcz lakonicznością, jakby w opozycji do
eposu Homera, chociaż wciąż czuć w tych mikrotekstach poetyckie piękno. Jest w
tym jakaś dziwna suchość, kronikarska beznamiętność, zupełnie jakby twórca postanowił
zachować za wszelką cenę dystans do opisywanych zdarzeń. „Liczy się tylko
historia” – zdaje się mówić Szostak.W rezultacie mamy tu do czynienia
z uniwersalną opowieścią o człowieczeństwie, wyborach, wzlotach i upadkach,
miłości i śmierci, nie zaś z reinterpretacją mitu w typowym pojęciu. Ale pomimo pewnej
głębi przemyśleń, a także intelektualnego wyszukania Zagroda zębów pada ofiarą własnego zamysłu i swych rozmiarów. To
rzecz zbyt krótka, zbyt skromna: bardziej ulotna impresja (jakkolwiek
smakowita) niż książka trwale zapisująca się w pamięci. Ot, ciekawostka, która
na dodatek nie przemówi do każdego, trudna do ocenienia uczciwie, wręcz
balansująca na skraju twórczej fanaberii. To trochę tak jak z rozpatrywaniem
niezrealizowanych scenariuszy – czy jest w tym choćby krztyna sensu, każdy musi
już sam zadecydować.
autor: Wit Szostaktytuł: Zagroda zębówwydawnictwo: Powergraphmiejsce i rok wydania: Warszawa 2016stron: 104format: 144×
214 mmoprawa: twarda