Więcej nie chcę zdradzać, bo Mazur udowadnia, że – jak to często bywa – w prostocie siła. Snuta przez niego opowieść ma wydźwięk bardzo uniwersalny, bohaterowie zaś wymykają się stereotypowi „blokersa” – dzięki obserwacyjnemu talentowi autora są o wiele bardziej złożeni i ludzcy, a wkładane im w usta „uliczne” odzywki ani przez chwilę nie brzmią sztucznie czy wymuszenie. Silnie wybrzmiewa sugerowana już przez tytuł kwestia przemijania: nieuniknionego końca pewnych etapów życia, którym stawić czoła musi protagonista, wyłaniający się dopiero z czasem spośród członków paczki. Twórca stawia również zawsze aktualne pytanie o zdolność do empatii. Czy stać na nią ludzi ogólnie postrzeganych jako osobnicy ze społecznego marginesu? Czy zasługują na pogardliwe prychnięcia przechodniów? Odpowiedź wcale nie jest oczywista.
Za prostotą fabuły idzie prostota kreski. Stylistycznie album przywodzi na myśl komiksy Dema, jednak patyczkowate postaci są tutaj o wiele mniej bezkształtne, znacznie bardziej geometryczne. Imponujące, że mimo przyjętej konwencji udaje się komiksiarzowi oddać zaskakująco szeroką gamę emocji przy pomocy skromnych środków, a także ograniczonej mimiki: to właśnie dzięki takim subtelnościom Tam, gdzie rosły… to dzieło rzeczywiście poruszające i angażujące odbiorcę. Nawet jeśli klimaty blokowiska są wam, tak jak i mnie, zupełnie obce, znajdziecie tu coś dziwnie znajomego, niemal swojskiego. Oprócz tego dużo tu graficznego humoru, a niektóre plansze to perełki. Moją ulubioną jest ta, na której zjarana paczka kumpli zauważa w pewnym momencie samych siebie na powyższym kadrze, komentując odkrycie chóralnym: „O kuuurwa”. Cudny przykład łamania czwartej ściany w komiksie. Pomijając wszystkie powyższe zalety, taka forma bardzo ułatwia odbiór, dzięki czemu album momentalnie wciąga, a jego lektura upływa błyskawicznie, co więcej: chce się do niego wracać.
Nowy komiks Jana Mazura to pozycja, obok której nikt nie przejdzie obojętnie. Niepozorna, ale szalenie ożywcza i nadspodziewanie ambitna. Małe cudo w świecie opowieści obrazkowych. To bez dwóch zdań jedna z mocniejszych tegorocznych publikacji. Oby więcej takich skromnych historii. Oby więcej tego autora w najbliższej przyszłości.
tytuł: Tam, gdzie rosły mirabelki
wydawnictwo: Komiksowe
miejsce i data wydania: Warszawa 2017
liczba stron: 120
format: 105 x 150 mm
oprawa: miękka ze skrzydełkami