Kultura w dymkach

Na dobry (amerykański) początek

Świat komiksu dzieli się na trzy geograficzne części o odrębnej historii i tradycji: komiks amerykański, japoński i francusko-belgijski z resztą Europy w tle. Wszystkie z nich są równie interesujące i różnorodne, wszystkim należą się hymny pochwalne oraz więcej niż kilka minut uwagi. W tym momencie skupmy się jednak na obszarze, który najhojniej obdarza nas motywami i inspiracjami – gotowymi bądź czekającymi na kreatywną adaptację. Skupmy się na początkach fantastycznej historii komiksu amerykańskiego. Historii burzliwej i pełnej zwrotów akcji.

Źródeł komiksu w Ameryce należy szukać pod koniec XIX wieku. W dodatkach do niedzielnych wydań gazet zaczęły pojawiać się paski komiksowe. Prawdziwą przygodę z tą formą rozrywki rozpoczął jednak Max Gaines, gdy w latach 30. XX wieku owe dodatki złożył w jeden zeszyt, dołączył do niego naklejkę z ceną (10 ¢), a następnie cieszył się z wysokiej sprzedaży. Później twórcy sami zgłaszali się do Gainesa ze swoimi oryginalnymi pracami, a wśród nich znalazły się historie z obrazkami Joego Shustera i Jerry’ego Siegla – ojców Supermana. I tak pomału komiks stał się nową, osobną, opłacalną branżą, której przedstawiciele przestali być anonimowi – ich nazwiska rozpoznawano niemal na równi z imionami tworzonych przez nich bohaterów. Nie musieli już wypełniać roli małych trybików w ogromnej korporacji, mogli zarządzać całą sekcją, tworzyć nowe tytuły, nowe postacie – tak jak Jack Kirby, który dzięki pomyślnej koniunkturze powołał do życia Kapitana Amerykę.  Sam autor przyznaje, że pojawienie się superbohaterów na kartach komiksów to nie przypadek. On i wielu jego naśladowców robili jedynie to, czym interesowała się większość artystów ze wszystkich dziedzin – portretowali ówczesną rzeczywistość. A że w latach 40. XX wieku panowała rzeczywistość wojenna, ludzie potrzebowali kogoś, kto przyniósłby im odrobinę nadziei i otuchy. Najlepiej nadawali się do tego muskularni faceci o nadludzkiej sile i nadzwyczajnym poczuciu patriotyzmu.


Wojna się jednak skończyła, a wraz z jej końcem zmalało zainteresowanie superbohaterami. Uwagę czytelników należało przyciągnąć zupełnie nowym tematem. Padło na historie romansowe i detektywistyczne, co byłoby rozwiązaniem dosyć banalnym, gdyby nie oprawa, w którą te wątki obsadzono – oprawa horroru. Wilkołaki, wampiry, zgniłe trupy, maniakalni mordercy, ghule i inne przerażające monstra na stałe rozgościły się na kartach komiksów. Fabuła przepełniona brutalnością, przemocą i seksualnymi dewiacjami, z wyjątkowo szokującym zakończeniem, pisana była pod czytelników. Dorosłych czytelników. Trzeba przecież pamiętać, że telewizja nie zdobyła jeszcze wtedy statusu najpopularniejszej rozrywki, a pełnoletni obywatele musieli skądś czerpać swoje codzienne uciechy. Niemniej jednak przekonanie (wśród mniej zainteresowanych pokutujące do dzisiaj), że komiksy to medium przede wszystkim dla dzieci i młodzieży, obudziło obawy o stan psychiczny tak zwanej przyszłości narodu. Z tego powodu w 1954 roku Podkomisja Senatu do spraw Przestępczości Nieletnich zaczęła badać związki obszaru ich zawodowych zainteresowań z komiksem. Okazało się, że dzieci czytające komiksy są nadpobudliwe, mają skłonność do brutalnych zachowań, a kto wie, może któreś z nich pomyśli, że potrafi latać tak jak jego idol i wyskoczy z okna! Powołano więc Comics Code Authority – urząd sprawujący pieczę nad etycznymi aspektami publikacji. Każda plansza musiała przejść przez ręce cenzora, który usuwał wszelkie wyobrażenia przemocy i rozlewu krwi oraz podteksty seksualne. Zakazano słów takich jak horror, terror, weird. Przedstawicieli władzy i urzędników państwowych nie można było portretować w sposób godzący w ich autorytet. Ach, i dobro musiało zawsze zwyciężać nad złem.


Rzecz jasna komiksiarze zareagowali głosem oburzenia na odebranie im wolności twórczej. Komiksowe życie musiało jednak toczyć się dalej. I potoczyło się w stronę komizmu i satyry. Szczególne triumfy święcił magazyn „MAD” (założony przez Harveya Kurtzmana i Williama Gainesa), który naśmiewał się praktycznie ze wszystkiego: wszelkich aspektów życia i kultury popularnej, polityki, rozrywki i osób publicznych. Al Jaffee – jeden z twórców najbardziej zasłużonych dla magazynu – powiedział: „MAD” was designed to corrupt the minds of children. And from what I’m gathering from the minds of people all over, we succeeded[1].


Do łask wrócili także superbohaterowie – tym razem bardziej realistyczni, ludzcy, każdy z własnym, jasno określonym charakterem i własnymi, prawdopodobnymi przygodami. Stan Lee, Bóg dla maniaków komiksowych, twórca Spider-Mana, Fantastycznej Czwórki, X-Menów, Iron Mana, Hulka, Daredevila i wielu, wielu innych, powiedział podczas wywiadu w filmie Prywatna księga komiksu, że zainteresowanie społeczeństwa niezwykłymi bohaterami rośnie zawsze, gdy jego liderzy potrafią wznieść się na ponadprzeciętny poziom, aby dokonać niepospolitych czynów. A dla wielu Amerykanów takim liderem na miarę bohatera okazał się prezydent John Fitzgerald Kennedy.

Tam, gdzie cenzura i brak wolności, tam musi się także pojawić kontestacyjne środowisko podziemia. Nie inaczej było w kolorowych latach 60. XX wieku. Underground przejął wszystkie te tematy, których musiały wyrzec się mainstreamowe publikacje: zażywanie narkotyków, wolną miłość, politykę, przemoc, muzykę rockową. Twórcy comix’ów (bo taka pisownia została przyjęta dla odróżnienia undergroundu od oficjalnych wydawnictw) rynek plakatów wykorzystywali do tego, aby przetrzeć sobie drogę do dystrybucji własnej twórczości – dlatego ich okładki stylizowane były na imitacje posterów inspirowanych psychodelią i wpływem LSD. Jedną z ważniejszych osobistości komiksowego podziemia jest Robert Crumb, który zaczynał od rozdawania przechodniom na ulicach San Francisco swojego magazynu „Zap Comix”. Sławę wykraczającą poza środowisko undergroundu zdobył jako twórca tak kontrkulturowych postaci jak Kot Fritz – hedonistyczny i egoistyczny kanciarz wypalony życiem – oraz Mr. Natural – hippisowski guru utrzymujący się ze swoich cennych rad życiowych, zachęcających do życia w zgodzie z naturą. Całkiem niezły charakter to stworzony przez Billa Griffitha Zippy the Pinhead, którego znakami szczególnymi są: wiara, że Fred Flinstone jest Bogiem, nabywanie produktów spożywczych ze względu na walory estetyczne opakowania i długość listy konserwantów, a także powiedzonko Are we having fun yet?.


Alternatywny rynek to także komiksy o „prawdziwym życiu”. Dobrym przykładem jest autobiograficzny komiks Harveya Pekara pod tytułem American Splendor. Historia oscyluje wokół codziennych spraw głównego bohatera, jego pracy, relacji z przyjaciółmi, zwykłymi problemami z samochodem, pieniędzmi, zdrowiem. Kolejna pozycja to Girls and Boys Lyndy Barry o kobietach i mężczyznach oraz złożonej historii ich relacji. Nie mniej ważnym elementem drugiego obiegu w świecie komiksowym był magazyn „Raw” redagowany przez Arta Spiegelmana (znanego skądinąd autora powieści graficznej Maus) i publikowany przez Françoise Mouly. To swoiste dzieło sztuki, cenne, ale i przystępne – antologia komiksów z całego świata w wyjątkowej formie olbrzymich albumów z kreatywnym wykończeniem (celowo podarta okładka, guma do żucia i karty City of Terror jako dodatek oraz załączona płyta z kolażem fragmentów przemów Ronalda Reagana). W jednym z wydań ukazała się także praca politycznie zaangażowanej malarki Sue Cole, zatytułowana How to Commit Suicide in South Africa. Już sam tytuł tego komiksu dobitnie świadczy o tym, że to medium jest równie użyteczne dla czystej rozrywki oraz podejmowania niebagatelnych tematów.

Wszystkie nazwiska, tytuły, nazwy prądów i zjawisk, które padły powyżej, składają się na absolutne fundamenty kultury komiksowej w Ameryce i na całym świecie. Bez znajomości tych fenomenów łatwo zgubić się w świecie pełnym słów i obrazów. Dlatego teksty cyklu Kultura w dymkach będą często w te rejony wracać, a jeśli nawet wydawać się będzie, że opowiadamy o czymś zupełnie odległym, uważni obserwatorzy znajdą nić prowadzącą do tych pierwszych kresek, pierwszych prób, bohaterów, wątków i stylów. Bo przecież te pierwsze kreski, próby, bohaterowie, wątki i style nie są prymitywnymi obrazami z jaskiń w Lascaux. To samoświadomość medium, to otwarcie na inspiracje intertekstualne, to komentarz do współczesności, eksperymentowanie z formą i propagowanie treści ważnych społecznie. Bądźmy więc czujni – potencjał komiksowy jest tuż obok nas! 


Artykuł oparty na filmie Rona Manna Comic Book Confidential

[1]    „MAD” został zaprojektowany, by zawładnąć umysłami dzieci. A to, co wyczuwam teraz w umysłach wszystkich ludzi wokół, świadczy o naszym sukcesie.
Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %