Zwoje rozwoju

Nadczłowiekomania

Zawsze bardzo pragnęłam doczekać się czasów, w których moi znajomi przestaliby mnie pytać, o co właściwie chodzi z tym rozwojem osobistym. No i się doczekałam. Teraz mówią: „Aaa, to taka ściema dla naiwnych, którzy chcą leczyć polipa sugestią? Wiem, znam – Grzesiak!”. No cóż, nie o taką świadomość społeczną mi chodziło.
Ostatnimi czasy na fanpejdżu Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty (doskonałym zresztą, serdecznie polecam) opublikowano print screeny z forum internetowego, prowadzonego kilkanaście lat temu przez Mateusza Grzesiaka – jednego z najbardziej znanych, a zarazem najbardziej kontrowersyjnych polskich mówców motywacyjnych i osób zajmujących się rozwojem osobistym. Można było przeczytać na nich, jak Grzesiak przeprowadza autorkę jednego z postów przez proces „nieinwazyjnego usuwania polipa”, polegający na… negocjacjach z „częścią polipową” i „częścią kreatywną” podświadomości. W internecie zawrzało. Typowy Kowalski zyskał świadomość tego, kim jest Mateusz Grzesiak, i niestety jednocześnie dopisał sobie, że rozwój osobisty to dziedzina dla ześwirowanych frajerów. Z czeluści sieci zaczęto powoli wydobywać coraz to nowe i równie kontrowersyjne ślady dawnej działalności mówcy: Grzesiak wyśmiewający osoby chorujące na depresję i narzekający na ich „jęki, stęki i inne haluny”, Grzesiak chwalący się, jak to leczy ludzi ze schizofrenii w pół godziny, Grzesiak pouczający, jak kontrolować poziom swoich hormonów, Grzesiak ściągający jąkanie z jakiejś kobiety w Kolumbii… Grzesiak i jego słowa przedziwne, oderwane od rzeczywistości, szkodliwe, a przede wszystkim – zupełnie wypaczające sens i założenia rozwoju osobistego, w którym naprawdę nie chodzi o szarlatanerię, lecz o wykorzystywanie realnego potencjału danego człowieka. W świat poszedł jednak przekaz wrzucający czary-mary do jednego worka z rzetelną pracą popartą teoriami naukowymi. Całej branży – już wcześniej obarczonej sporą społeczną podejrzliwością – printscreenowa burza z Mateuszem Grzesiakiem w roli głównej odbiła się czkawką.

Z jednej strony to dobrze, że taka działalność człowieka, który dociera do sporej rzeszy odbiorców (ponad 280 tysięcy polubień jego fanpejdża na Facebooku) i świadczy rozległe usługi w branży trenerskiej i szkoleniowej, została powszechnie ujawniona. Z drugiej strony jednak ta sprawa, wespół z innymi żenującymi występami – przypomnijmy tu chociażby „warsztaty rozwojowe” na SGH:



czy przesiąknięte wulgaryzmami występy Michała Wawrzyniaka vel Kołcza Majka  –



wpłynęła wyjątkowo niekorzystnie na postrzeganie rozwoju osobistego w Polsce. To z kolei może przełożyć się na odrzucenie coachingu, mentoringu czy treningu jako sprawdzonych, zanalizowanych naukowo i skutecznych metod pracy – a to byłaby już wielka strata z perspektywy skutecznego uczenia się dorosłych (a więc nauki przez doświadczenie), idei rozwoju trwającego całe życie czy koncepcji szkolenia kadry kierowniczej. Tym mocniej należy tu podkreślić, że są w świecie rozwoju osobistego takie osoby i takie przekazy, które sprzedają ludziom wypaczoną wizję rzeczywistości, a w konsekwencji – manipulują swoimi odbiorcami, karmią ich pseudorozwojową papką. Mateusz Grzesiak właśnie to robi, i nie jest wcale prawdą, jakoby mocno się zmienił w porównaniu do lat, w których leczył polipy sugestią. Takim argumentem posługuje się sam mówca (w skrócie: „to było dawno i nieprawda, a przecież każdy ma prawo do eksperymentów w młodości”; zainteresowanych odsyłam do źródła), ale żeby przekonać się o jego nieprawdziwości, nie trzeba wcale sięgać do przedawnionych źródeł. „Nowy” Grzesiak sam daje o sobie świadectwo: nagrywa krótką mowę motywacyjną pod tytułem Jesteś wyjątkowy.



A co znajdziemy w tym przemówieniu? Przyjrzyjmy się tekstowi.

Po pierwsze – opinie mylone z faktami. W psychologii rozwoju osobistego odróżnianie opinii od faktów to jedna z fundamentalnych umiejętności, która pozwala uzmysłowić sobie, jak łatwo popadamy w pułapkę zbytniego polegania na własnych projekcjach i interpretacjach. Prosty przykład: prowadzimy szkolenie, nasz wzrok pada na jednego z uczestników, który akurat w tym momencie przeciągle ziewa. Ziarno niepewności zostaje zasiane, no bo może nie podoba mu się warsztat? Może się przeraźliwie nudzi? Może uważa nas za idiotów? Zwróćmy jednak uwagę, że jedynym faktem w tej sytuacji jest to, że X ziewnął – i nic więcej. Reszta to jedynie koktajl z naszych opinii – co więcej, niezweryfikowanych opinii, więc to bardzo prawdopodobne, że nie mają one związku z motywami uczestnika X. W języku wyznacznik faktów, aksjomatów, prawd ogólnych stanowi zazwyczaj tryb oznajmujący: dwa plus dwa równa się cztery, X ziewnął, mój szef dziś powiedział mi, że zbyt często się spóźniam. Gdy mamy do czynienia z opiniami, najczęściej wpływa to na zmianę trybu: używamy albo trybu przypuszczającego, w naturalny sposób wyrażającego naszą refleksję nad daną sprawą, albo trybu rozkazującego, będącego najczęściej metodą na wyrażenie naszych emocji związanych z interpretacją danych faktów. W mowie Mateusza Grzesiaka tryb inny niż oznajmujący pojawia się rzadko i wyłącznie w określonych kontekstach – dominuje właśnie orzekanie. Jeżeli przyjrzymy się nie tylko formie gramatycznej, lecz także treści, szybko dostrzeżemy, że Grzesiakowe fakty to właśnie jego projekcje rzeczywistości, sugerowane interpretacje, które jednak otrzymujemy w formie niepodważalnego wniosku.

Po drugie – call to action… but what action? No właśnie. Wspomniany przed chwilą kontekst użycia trybu rozkazującego w mowie motywacyjnej Mateusza Grzesiaka to seria tzw. call to action, a więc krótkich poleceń, stanowiących jasną instrukcję do wykonania w reakcji na odebrany komunikat. Spójrzmy, jakie call to action daje nam Grzesiak:

Możesz, zasługujesz, potrafisz i dasz radę! Wszystko jest z tobą w porządku, wszystko będzie dobrze! Zawsze się przecież podnosisz, idziesz dalej, po kolejnym upadku też się więc podniesiesz, tylko tym razem wstaniesz jeszcze szybciej! Dawaj, jedziesz! Możesz to zrobić! Daj się poznać światu, nie marnuj już swego talentu! Przestań rzucać siebie, idź po to, co twoje, bo wszyscy na to czekają! Jesteś ponad lękiem, pokonaj demona! Dasz radę, idź, zrób to! Zamień marzenia w plany. To jest twoje życie i nikt ci go nie ma prawa odebrać. To jest ten moment, ta chwila, działasz!

Wygląda jak niezły plan, prawda? Uwaga: tylko pozornie. Bo co możemy tak naprawdę zrobić – dawać, jechać, móc, zasługiwać, potrafić, iść dalej po to, co nasze, podnosić się, działać… Ale jak? Wezwania do aktywności, które słyszymy w tej mowie, tworzą pasmo ogólników niezawierających żadnych konkretnych wskazówek co do realnych, doprecyzowanych, mierzalnych działań. W tym przypadku mówca sprawia, że odbiorca bardzo podnosi swój poziom energii i motywacji, ale nie dostaje żadnej porady co do tego, jak można by było ten potencjał spożytkować. Grzesiak kieruje do słuchaczy przekaz o bardzo dużej sile oddziaływania i zarazem o bardzo małym stopniu nasycenia konkretem, a nie o to chodzi w rozwoju osobistym, który zakłada precyzyjność, unikanie stereotypów i przechodzenie od abstraktu do konkretu właśnie.

Po trzecie – Anioły i demony 2.0. Zwróćmy uwagę na poniższe fragmenty:

[…] jasnowidze, co bez szklanej kuli i żadnych dowodów rzekomo potrafią przewidywać przyszłość […]

To kultura, która wychowuje swe dzieci w lęku i wstydzie, przykrywając nieskazitelny świat ludzkiego potencjału demonami bratobójczych wojen […]

To internetowi frustraci wylewający żółć chamstwem, głupotą i ignorancją, zaślepieni zawiścią tak bardzo, że sprzedają swój czas nienawistnemu diabłu, zamiast kreować lepszy świat pod przewodnictwem mądrego anioła.

Jesteś ponad lękiem, pokonaj demona!

Powiało magią – i słusznie, ponieważ wszystkie użyte metafory koncentrują się wokół jednej metafory kognitywnej (a więc czegoś w rodzaju schematu organizującego nasz sposób postrzegania danej sprawy) ŻYCIE TO MAGIA, RELIGIA. W tej mowie motywacyjnej element wzajemnej walki sił nadprzyrodzonych, jak również walki człowieka z tymi siłami to jeden z najważniejszych wątków. Zwróćmy uwagę na to, jak silnymi epitetami operuje Grzesiak: uzyskuje dzięki temu plastyczny obraz, a nawet nieco mroczną atmosferę (w końcu mówimy o pokonywaniu demonów, a to nie byle co). Co w ten sposób zyskuje? Otóż w ten sposób mocno zwiększa antagonizmy i podtrzymuje konfliktową oś ty – oni (a może nawet ty – wszyscy), o której opowiem za chwilę. Przygotowuje także doskonały grunt do tego, aby wprowadzić wizję człowieka – demiurga, posiadającego nadnaturalną siłę. Grzesiak w myśl swojego motta Create yourself tworzy w języku nadczłowieka, niemal równego bogom i – zacytujmy klasyka – posiadającego rząd dusz.

Po czwarte – nie ufaj nikomu. Wspomniałam już o opozycji ty – oni, którą kreuje mówca. Spójrzmy, jak zatem Grzesiak nazywa naszych towarzyszy życia:

[…] zawodowi podcinacze skrzydeł […]

To głupcy […]. Nieświadomi ignoranci […]. Mali ludzie […]

Bynajmniej nie chodzi jedynie o przypadkowe osoby z naszego otoczenia. Grzesiak mówi wprost: te określenia dotyczą również najbliższej rodziny i przyjaciół. Jednym słowem – wszystkich (prócz Grzesiaka, rzecz jasna, bo tylko on ma świadomość sytuacji). Mówca skrzętnie wykorzystuje fakt, że relacje międzyludzkie bywają źródłem konfliktów i że większość słuchaczy na pewno przynajmniej raz w swoim życiu odczuwała wrogość do znajomych, rodziny czy współpracowników, a zatem nie ma takiego odbiorcy, który choć w niewielkim stopniu nie mógłby się zidentyfikować z podobnym przekazem. Grzesiak wzmacnia wykreowane antagonizmy, projektuje je jako sytuacje skrajne, przejaskrawia tło. Siłę swojego przemówienia zawdzięcza w dużej mierze opieraniu się na nienawiści i strachu, a takie podejście do rozwoju osobistego pozostaje jawnym wypaczeniem: rozwój nie może odbywać się kosztem drugiego człowieka i nie powinien karmić się negatywnymi emocjami.



Trudno się żyje z poczuciem, że wszyscy są przeciwko nam, a na każdym kroku czai się zło. W tak zaprojektowanej rzeczywistości niemal niezbędny staje się przewodnik, zbawca, mesjasz, który uratuje nas z tego strasznego świata i wskaże drogę wojownika światła. Zrobi z nas nadludzi, którzy staną się samowystarczalni, omnipotentni. I tu pojawia się miejsce na – według mnie najważniejsze – pytanie: czy człowieczeństwo polega na wszechmocy? Czy rozwój ma służyć absolutnemu wyeliminowaniu błędów? I czy możliwy jest sukces (cokolwiek by przez niego rozumieć) po pozbyciu się wszystkich innych osób z naszego otoczenia?

Na te wszystkie pytania dobry i mądry specjalista od rozwoju osobistego odpowie stanowczo: nie, nie i jeszcze raz nie. Rozwój to rzecz wzmacniania wewnątrzsterowności człowieka, ale i jego zdolności do współpracy z innymi ludźmi. Wyjątkowość jednostki zaś to kwestia jej przyrodzonej godności, a nie efekt zwycięstwa w wyimaginowanej walce.

Absolwentka filologii polskiej i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim, zastępczyni redaktor naczelnej portalu, zajmuje się także redakcją i korektą portalowych artykułów. Miała być lekarzem, ale została językoznawcą i uważa, że lepiej nie mogła wybrać. Obserwuje rzeczywistość z wrodzoną dociekliwością w myśl zasady, że ciekawość to pierwszy stopień nie do piekła, lecz do wiedzy. Wiecznie wierzy – w świat, w ludzi, w uczucia, w język, w Słowo.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %