Kultura w dymkach

Nagie biusty i krągłe tyłki, czyli komiks erotyczny

Wojeryzm (bardziej z polska – podglądactwo) to z medycznego punktu widzenia dewiacja. Pewnie wszyscy zgodzimy się z tym, że możliwość osiągnięcia przyjemności li i jedynie dzięki podglądaniu nieświadomej niczego istoty w adamowym stroju lub stosunku płciowego dwójki takich istot jest co najmniej dziwne. Ale co na to Petrarka? Czy i on przypadkiem nie spędzał całych dni na wpatrywaniu się w anielskie oblicze Laury? Czy to nie spojrzenia – zarówno te ukradkowe, jak i bardziej namolne – definiowały jego wielkie uczucie, przynosząc mu chwile rozkoszy i cierpienia, czyli to, co dla miłości najbardziej charakterystyczne?
A co na ten temat powiedzą sympatycy sztuk wizualnych? Czy oglądanie obrazów czyni z nas zboczeńców? Jeśli uwielbiamy spędzać wieczory ze wzrokiem wlepionym w ekran, na którym wyświetlają się dzieła kinematografii, to powinniśmy założyć włosiennicę i pokutować za dopuszczanie się perwersyjnych czynów? Absolutnie nie. I tę odpowiedź popierają również teoretycy dzieła filmowego, według których podglądactwo to warunek konieczny do zrozumienia  dzieła artystycznego odbieranego za pośrednictwem wzroku. Oddzielenie widza i jego świata rzeczywistego od świata filmu daje mu poczucie bezpieczeństwa i niezakłóconą możliwość identyfikacji z bohaterem oraz zastępczego przeżywania jego przygód. Aktywność wojerystyczna nie musi przecież zmierzać do celów specyficznie erotycznych. Samo tylko patrzenie może dawać rozkosz, wzrok może zaspokajać nasze potrzeby – nawet jeśli mamy do czynienia z utworem erotycznym. Oczywiście kwestia tego, czemu w ogóle sięgamy na przykład po komiksy erotyczne, jest problemem dla psychologów, ale akurat na pytanie, po jakie komiksy tego typu możemy sięgnąć, łatwo odpowiemy w dzisiejszym artykule.




Na początek kilka słów o historii. Przede wszystkim erotyzm nieprędko pojawił się na kartach komiksów. Wiązało się to ze sposobem jego dystrybucji – dołączany jako dodatek do gazet lub sprzedawany w kioskach w formie zeszytowej był ogólnie dostępny, przez co musiał liczyć się z ogólnie przyjętymi zasadami przyzwoitości. Stąd pruderia w historiach o superbohaterach, posunięta do tego stopnia, że umięśnionych facetów w rajtuzach wraz z ich chłopięcymi pomocnikami należało bronić przed zarzutami homoseksualizmu. Takich problemów nie miał jednak komiks „dla dorosłych”. Dostępny jedynie poza oficjalnym obiegiem kusił czytelnika parodystycznymi wersjami popularnych wydawnictw. Tak zwane eight pagers (od standardowej ilości stron) lub Tijuana Bibles (od prawdopodobnego miejsca publikacji) odznaczały się marnymi rysunkami i wulgarnym dowcipem. W latach czterdziestych pojawiły się pisma pornograficzne jak np. „Bizzare”, w którym swoje prace publikował między innymi John Willie. Wykorzystywał on motyw fetyszu, skrajnych fantazji, BDSM[1] czy nawet niepełnosprawnych – ale nadal pięknych – kobiet. Innym twórcą komiksów erotycznych był wówczas nie tak ostry, ale wciąż całkiem pikantny Irving Klaw. Wyszedł on od założenia własnego atelier, w którym na zamówienie klientów aranżował sesje fotograficzne. W tych okolicznościach poznał Bettie Page, późniejszą bohaterkę jego zdjęć, a po czasie także komiksów. I choć przedstawiane kreacje nie stroniły od takich elementów ubioru, jak pończochy i wysokie obcasy, a idąc dalej – od stylu wiktoriańskiego, a nawet zabaw typu bondage, to Klaw wystrzegał się ukazywania nagości. Wkrótce i oficjalne komiksy stały się  nieco śmielsze, co usprawiedliwiała sylwetka głównych adresatów podobnych publikacji – byli nimi amerykańscy żołnierze, a każdemu przecież leży na sercu dobro dzielnych chłopców. Dobrze również wiadomo, że nic tak nie podnosi morale, jak rysunki nagich piersi i okrągłych pośladków (patrz: pin-up girls).




Komiksy erotyczne budowano zwykle wokół tego samego schematu: wyzwolona lub naiwna bohaterka eksploruje tajemnicze światy (bądź to fantastyczne, bądź historyczne – w wyniku podróży w czasie), a na swej drodze napotyka wciąż okoliczności, które zmuszają ją do występowania nago oraz przeżywania niesamowitych przygód – głównie łóżkowych. Taki obraz wynika z męskiego spojrzenia na seks, ujawnianego i utrwalanego w „dziełach” pornograficznych. Dlatego też po tym jak Jean-Claude Forest opublikował komiks Barbarella nikt nie musiał długo czekać, by tytułowa bohaterka została skopiowana w licznych wariantach europejskich (Saga de Xam, Jodelle, Epoxy) i amerykańskich (Phoebe Zeit-Geist, Little Annie Fanny). Podobny wzorzec postaci prezentowano w magazynach dla mężczyzn. Jednym z nowatorskich pomysłów Hugh Hefnera była współpraca z rysownikami komiksów i ilustratorami, dzięki czemu do redakcji „Playboya” dołączył Dean Yeagle. Stworzył on uwielbianą przez facetów Mandy – córkę inspiracji Disneyem, słodką i naiwną blondyneczkę o ogromnym biuście, przedstawianą zawsze z lekkością, dynamiką i urokiem, wzbudzającą (poza uczuciem przyjemności) dużą dozę sympatii. Z kolei właściciel dużo bardziej niegrzecznego pisma „Penthouse” zdecydował się na wydawanie komiksowych wersji swojego magazynu, w których królowały erotyczne parodie historii o superbohaterach i które doczekały się naśladownictwa w wielu krajach europejskich.




Zupełnie inna i wolna od schematów jest twórczość włoskiego artysty Guido Crepaxa. Jego bohaterki przeżywają swe przygody na dwóch płaszczyznach – realnej i onirycznej, a oba te światy istnieją na równych prawach. Nie uciekał on od inklinacji masochistycznych, często przekraczał granice między sztuką i pornografią, dlatego też w wielu krajach cenzura nie pozwalała na publikacje jego komiksów. Za obronę przed nieprzychylnie nastawionymi komentatorami służył jednak fakt, że jego dzieła wypełnione były złożonymi i istotnymi treściami, przekazywanymi za pomocą takich technik narracyjnych, jak np. strumień świadomości oraz dzięki metodom rysunku pozwalającym za pomocą umiejętnego montażu obrazów prowadzić grę spojrzeniem czytelnika.

Z całkiem innej bajki są komiksy charakterystyczne dla kraju, o którym nie powiedzieliśmy jeszcze zbyt wiele w naszym cyklu, a który zdecydowanie zasługuje na uwagę. Mowa o Japonii i tworzonych tam mangach. Na pewno każdy kojarzy „dziewczynki” o dużych oczach i biustach, otwarte na wszelkie praktyki seksualne. Infantylizm, niewinne wyuzdanie – to właśnie cechy hentai, czyli pornograficznego gatunku mangi. Duża popularność podobnych komiksów przyczyniła się powstania wielu podtypów, takich jak homoseksualne yuri i yaoi, przedstawiające potwory z mackami tentacle lub skupiające się na nieletnich bohaterach shotacony i lolicony. Trzeba przyznać, że to właśnie komiksy ukazują najdosadniej, jak bardzo kultura japońska różni się od tej uznawanej na Zachodzie, gdzie tak dwuznaczne relacje społeczne i fantazje mocno zahaczające o pedofilię nie byłyby akceptowane.




Komiks erotyczny w przeważającej większości przykładów stawia raczej na wywoływanie emocji niż przekazywanie informacji. To powód, dla którego często korzysta on z chwytu elipsy, pozwalającego na pozostawienie samego aktu w domyśle. Nawet pikantne zbliżenia przez zachowanie swojej obsceniczności tracą swoją intensywność, ponieważ taki kadr nie ma autonomicznego charakteru, jest tylko składnikiem ciągu obrazów. Podkreślanie erotycznej fascynacji rodzącej się między dwójką bohaterów uzyskuje się dzięki pokazywaniu ich spojrzeń (ujęcie-przeciwujęcie) oraz gestu dotykania. W świecie wszechobecnej nagości, w którym dreszcz podniecenia mogą wywołać tylko konkrety, taka postawa – i to w gatunku mającym w swojej nazwie epitet „erotyczny” –  jest wysoce pożądana i orzeźwiająca.


[1] Niech co ciekawsi spróbują rozszyfrować ten skrót.
Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %