Obejrzeliśmy

„Nie ci mają dzieci, co trzeba”…

…za to filmy, mimo wszystko i w większości, kręcą właściwi ludzie, choć nie zawsze starcza im odwagi twórczej. Borys Lankosz opowiedział historię Alicji Tabor – znanej czytelnikom Joanny Bator z powieści pod tym samym tytułem – dziennikarki wracającej do rodzinnego miasta, by zbadać sprawę zaginięcia trójki dzieci. Po Ziarnie prawdy to już drugi kryminał zekranizowany przez reżysera. Tym razem jednak efekt końcowy budzi mieszane uczucia (szczególnie wśród wielbicieli autorki), bo choć trudno odmówić filmowi smaku, rodzi skojarzenie z rozcieńczonym winem.
Faktycznie ma w sobie coś z obrazów Bruegla – lub raczej Boscha. Widzów witają malownicze leśne krajobrazy, towarzyszące kamerze z przerwami do samego końca. Zaraz potem otwiera się jednak obskurna otchłań zatopionego między drzewami Wałbrzycha trawionego chorobą. Jego mieszkańcy zostali sportretowani jako galeria ułomnych postaci, osobliwości ukształtowanych przez przejmującą szarzyznę i ogólną beznadzieję prowincjonalnego życia. Uważny obserwator dostrzeże gęstą sieć wizualnych wskazówek łączących tropy i motywy: niepozorny kicz na ścianie sypialni głównej bohaterki, plakat w budce ochroniarza czy sączące się gdzieniegdzie żółte światło. Zimne obrazy i przenikliwe dźwięki omotują widza lepką nicią, kokonem spójnej estetyki: na skórze czuć wilgoć starych pomieszczeń, w płucach – rześki chłód późnojesiennego powietrza. Trudno powiedzieć, żeby było przyjemnie, mimo to niektórzy odbiorcy mogą odnieść wrażenie, że z kadrów, na przekór atmosferze tajemnicy, emanuje zaskakujący spokój.

Bo i opowieść toczy się nieśpiesznie, w konsekwentnie utrzymanym tempie wystukiwanym przez literacki metronom. Szczególnie adaptacja obyczajowych wątków książki niewątpliwie świadczy o dużej pewności reżysera w pracy z tekstem. Dialogi trafiły na ekran w skali jeden do jednego, aktorzy podają je z pauzami wyuczonymi na deskach teatrów. Być może jest to jeden z walorów filmu: wiarygodnie oddane emocje prosto z kart powieści. Każda wymiana zdań trzyma jednak widza na dystans ze względu na literacką sztuczność wypowiedzi. Podczas projekcji nie sposób zapomnieć, że obserwujemy fikcyjne postaci. Szlachetny prozatorski rys i cienka nić realizmu magicznego spajają elementy thrillera, horroru i dramatu psychologicznego. Rzecz w tym, że nie do końca skutecznie.

Problemy są najlepiej widoczne w przypadku scenariusza. Ledwie zarysowani bohaterowie, wątki potraktowane po macoszemu, liczne fabularne skróty i pośpieszny bieg ku rozwiązaniu. Wszystko to wytrąca widza z rytmu, nie pozwala w pełni zaangażować się w historię, którą w rezultacie zaczyna się postrzegać jako niekompletne puzzle. A nawet jeśli już uda się przymknąć oko na te mankamenty, to reżyser na inne sposoby utrudnia czerpanie satysfakcji z seansu. Stawia akcenty inaczej niż Bator i spycha baśniowość na margines, jakby wątpił w jej zasadność. Wszechobecna zgnilizna moralna przesłania wątki o enigmatycznych Kociarach z ich magicznymi rytuałami czy zagadce złowrogich Kotojadów.

W wizji Lankosza dominują dysfunkcje i patologie, dla których nie stworzono dostatecznej przeciwwagi. Film zasadniczo nie przedstawia przemocy graficznej: dominują cięcia eliptyczne, zmiany ustawienia kamery, cienie i zasłony. Pojawiają się w nim jednak drastyczne obrazy, mogące okazać się trudne w odbiorze dla części widzów. Promyków światła pojawia się tak mało, że panuje noc, a przynajmniej – jest melancholijnie ponuro.

A jednak coś powstrzymuje nas od tego, aby napisać, że jest to bardzo zły film. Zetknęliśmy się ze znacznie gorszymi. Niewątpliwie większość widzów nie przyjmie zaproszenia i nie wejdzie do środka, ale pozostanie w korytarzu, bo Ciemno, prawie noc hipnotyzuje i zawodzi równocześnie. Nie sposób tego filmu zupełnie znienawidzić, ale trudno polecić go innym. Z jednej strony w obsadzie nie ma kiepskich aktorów (inna sprawa, czy pozwolono im się wykazać). Z drugiej – zdarzenia deus ex machina, mętna symbolika i garść wątków pozostawionych widzowi do samodzielnej interpretacji, lecz jakby bez klucza, wystawiają książce Joanny Bator niepochlebne świadectwo. Osoby, które nie czytały powieści, po obejrzeniu filmu pewnie już po nią nie sięgną.


tytuł: Ciemno, prawie noc

reżyseria: Borys Lankosz

scenariusz: Magdalena Lankosz, Borys Lankosz

obsada: Magdalena Cielecka, Jerzy Trela, Eliza Rycembel, Roma Gąsiorowska, Aleksandra Konieczna, Marcin Dorociński, Dorota Kolak, Piotr Fronczewski, Agata Buzek, Dawid Ogrodnik

czas trwania: 1 godz. 54 min.

data polskiej premiery: 22 marca 2019 roku

gatunek: kryminał, thriller

dystrybutor: Kino Świat


Ciemno, prawie noc obejrzeliśmy dzięki współpracy z kinem Helios

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %