Obejrzeliśmy

Olać Alanka!

Pamiętacie, jak trudno było rozstać się nawet ze średnio lubianą zabawką? Przy odrobinie szczęścia koniec waszej wspólnej historii wyznaczał początek w rękach innego dziecka. Pechowcy trafili do lamusa, na śmietnik lub zderzak ciężarówki. Niech was nie zwiodą pastelowe kolory, pluszowe wypełnienie i migające diody. Życie pełne jest rozczarowań, ale na tym samochodziku się nie przejedziecie!
Już pierwsza odsłona perypetii istot z plastiku, pluszu i materiałów sztucznych uderzyła w tony, których ciężko spodziewać się po tego rodzaju opowieści. Toy Story od zawsze uczyło akceptacji nieuniknionych zmian, emocjonalnej szczerości czy poszanowania odmienności. Nieźle jak na kronikę ukrytego życia kowbojów, kosmonautów, dinozaurów czy lalek.  Problemy ewoluowały razem z bohaterami, przyjmując formę odpowiednią do okresu życia ich właściciela. W ten sposób saga zdawała się dobiec naturalnego końca w części trzeciej wraz z poruszającym pożegnaniem odchodzącego do college’u chłopca z jego – pozornie nieożywionymi – najstarszymi towarzyszami dziecięcej beztroski. Symboliczny koniec pewnej epoki, który docenili tak krytycy, jak i widzowie. A jednak po dziewięciu latach doczekaliśmy się swoistej kody. Pojawiło się pytanie, czy zostało coś jeszcze do opowiedzenia?

Toy Story 4 pokazuje, że wciąż możliwe jest świeże spojrzenie na, wydawać by się mogło, wyeksploatowany temat. Co więcej, uzupełnia przy tym dodatkowo fabularne luki, spajając zgrabnie całą tetralogię.

W tle może wciąż pobrzmiewa muzyka bezbłędnego Randy’ego Newmana, ale czasy się zmieniły. Chudy, Buzz i spółka wiodą spokojne życie u małej Bonnie. Przynajmniej do czasu, gdy dziewczynka zaczyna chodzić do szkoły, co okazuje się przeżyciem cokolwiek traumatycznym. Wesoła zgraja nawet nie zdaje sobie sprawy, ile zmieni pojawienie się nowego nietypowego towarzysza zabaw, cierpiącego na poważny kryzys tożsamości. Klasyczny już dla tej serii ciąg zbiegów okoliczności zaprowadzi wszystkich od barwnego lunaparku do zakurzonych progów małomiasteczkowego antykwariatu, w którym rządzi lalka z defektem i jej gwardia upiornych kukiełek. Po drodze czekają nowi przyjaciele, a także starzy druhowie, którzy zdali się przepaść bez wieści.

Perypetie zabawek z Toy Story przeszły istną rewolucję kulturową. W 1999 roku oglądaliśmy głównie kowboja, astronautę, jamnika, dinozaura i ziemniaka wspinających się na wyżyny myśli inżynieryjnej podczas konstruowania zaskakujących maszyn Goldberga. Grzeczna pastereczka otoczona wianuszkiem owiec co najwyżej onieśmielała Chudego. Dwadzieścia lat później postaciom męskim partnerują złożone bohaterki o skrajnie odmiennym usposobieniu i aspiracjach. W dodatku na przedmieściach i w wesołym miasteczku zrobiło się bardziej różnorodnie. Nie są już zaludnione wyłącznie białą rasą kaukaską, a właścicielka wesołej gromadki zabawek ma wyraźnie indyjskie korzenie.

Ciekawej przemianie uległ także moralny rys antagonistów. Dziś nie przejdzie już dzieciak z sąsiedztwa, który z nudów wysadza rzeczy i dokonuje groteskowych przeszczepów na lalkach siostry. Kolejni złoczyńcy naznaczeni byli piętnem swojej rozrywkowej funkcji i konsekwencjami kapryśnej natury gustów młodego pokolenia. Despotyczny Miś Tuliś odreagowywał traumę uświadomienia sobie pozycji „do zastąpienia”, jego następczyni Gabi Gabi to postać jeszcze bardziej pogłębiona oraz nieoczywista. Zarówno ona, jak i inni bohaterowie, na własnej skórze doświadczają ukazanej z imponującą szczerością mrocznej strony dziecięcej psychiki. Innym dobitnym przykładem jest tutaj wątek Druha Wybucha, który radę (Kana)da – tutaj warto pochwalić polskie tłumaczenie – dopóki nie nawiedzą go reminiscencje z odtrącenia przez dawnego właściciela, Alanka. Ciężkie są konsekwencje niespełnienia oczekiwań zbudowanych przez telewizję. To odważnie napiętnowane okrucieństwo młodszego pokolenia stanowi o dodatkowej sile filmu skierowanego przecież do tego rodzaju publiki.

A propos eksperymentalnych zapędów Sida z jedynki. Kojarzycie monstrum pozszywane przez doktora Frankensteina na kartach powieści Mary Shelley? Wybitny traktat filozoficzny pytający o to, na kim ciąży odpowiedzialność za czyny: na bycie czy jego stwórcy? Gdzie przebiega granica kreacji? Co odróżnia zabawki od odpadków? Skąd pochodzą? Kim są? Dokąd zmierzają? Shelley byłaby wzruszona widokiem Sztućka, plastikowego łyżkowidelczyka z oczkami, który popycha Chudego do zmiany. Jak radzić sobie z rozstaniem, przewartościować życie, przedefiniować własną tożsamość i zacząć od nowa? W tych przyklejonych oczkach tkwi tajemnica sensu istnienia! Rzadko kiedy „zwykła” bajka zadaje tego typu pytania.

Od czasu pionierskiej pełnometrażowej animacji 3D Pixar znacząco rozwinął technologię programowania postaci. Oglądając czwarty odcinek, zwróćcie uwagę na wysokiej klasy teksturowanie. W niektórych scenach faktura zabawek – np. buty Chudego czy cera Bo Peep – wypada tak naturalnie, że scena sprawia wrażenie wykonanej techniką poklatkową. Spora część akcji rozgrywa się w zakurzonych zakamarkach antykwariatu lub lunaparku nocą. Niełatwo wygenerować tego typu środowiska ze względu na fizykę kurzu i właściwości sztucznego oświetlenia. Animatorom nieodmiennie udaje się jednak zachować zdrową równowagę między realizmem a bawełnianą bajkową idyllą.

Maluchy chłonące oczami kolorowy spektakl rozpoznają rozmowy zasłyszane na korporacyjnych korytarzach, docenią wątek emancypacyjno-feministyczny oraz dresiarski bromans z nutą campu. Ale nie martwcie się, twórcy pamiętali też o dorosłym widzu, pakując do filmu sporą dawkę humoru, popisy kaskaderskie, pościgi i walki wręcz. Będziecie nerwowo chwytać za krawędź fotela, bowiem Toy Story 4 to dramatyczny twist na dramatycznym twiście. Pixar znów to zrobił!


tytuł: Toy Story 4

reżyseria: Josh Cooley

scenariusz: Andrew Stanton, Stephany Folsom

w polskiej wersji wystąpili: Robert Czebotar, Łukasz Nowicki, Edyta Olszówka, Sebastian Perdek, Wojciech Tremiszewski, Kalina Sołtysiak, Julia Kamińska, Abelard Giza, Jacek Kopczyński

czas trwania: 1 godz. 40 min

data polskiej premiery: 9 sierpnia 2019

gatunek: komedia

dystrybutor: Disney


Film obejrzeliśmy dzięki współpracy z kinem Helios

Doktorant na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, anglista i tłumacz. Uważa, że najważniejsze są drobiazgi oraz że dzień bez kubka zielonej herbaty to dzień stracony.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %