Prime time

Po złote runo do Cannes

Orężem się wojuje, a złotem zwycięża – palmę, też złotą. To oczywiście przenośnia, choć przeglądając w ciągu dwóch ostatnich miesięcy artykuły na temat canneńskiego festiwalu, trudno oprzeć się wrażeniu, że nie wszystko złoto, co się świeci, choć świeci się pierwszorzędnie. Zanim jednak zabiorę w tej sprawie głos, spójrzmy wstecz.

1939/1946

Na całym świecie odbywa się ponad 4000 filmowych festiwali. Najstarszym z nich jest ten w Wenecji, powstały w 1932 roku jako wyraz mocno interesownego wkładu Benita Mussoliniego w rozwój kultury, najlepiej zgodnej ideologicznie z jego poglądami. Jednak to nie wenecki lew, lecz canneńska palma cieszy się największym prestiżem w festiwalowej rodzinie. Filmowe spotkania na francuskiej Riwierze teoretycznie organizowane są od 1939 roku, choć źródła wskazują raczej na rok 1946 ze względu na ciągnącą się w międzyczasie wojenną zawieruchę, która skutecznie odwróciła uwagę od filmowej szpuli i zwróciła ją na maszynowy karabin. Pierwsza po wojnie edycja festiwalu wypadła blado – twórcy potrzebowali czasu, aby uporządkować sprawy i zdobyć materiał, który można pokazać. Nie zmienia to faktu, że pomysł Philippe’a Erlangera, francuskiego oficera i historyka, wsparty przez Jeana Zaya, ówczesnego ministra edukacji narodowej, stał się kamieniem milowym europejskiego kina.

Wyczekiwane co roku filmowe wydarzenie zawsze ma miejsce w Pałacu Festiwalowym, specjalnie wybudowanym w tym celu. Nie od początku powalał on majestatem. W inauguracyjnym roku 1949 dach nie był jeszcze ukończony – nic dziwnego, że został bezpowrotnie oderwany od pałacu podczas jednej z burz. Nie zawsze też było za co festiwal zorganizować. W 1948 i 1950 roku impreza nie odbyła się właśnie z powodu finansowego deficytu. Dziś budżet gali ma się jednak bardzo dobrze.

Palme d’or

Jedyna gwiazda festiwalu, której nie sposób przyćmić niezależnie od podejmowanych starań, powstała dopiero w 1955 roku i zastąpiła wręczaną dotychczas statuetkę Grand Prix du Festival. Wielokrotnie ulegała też zmianom: od początku lat 80. okrągły kształt postumentu stopniowo przeszedł w piramidalny. Taki stan rzeczy utrzymał się do roku 1984. Osiem lat później Thierry de Bourqueney zaprojektował palmę na nowo, zmienił tym samym cokół na wykonany z ręcznie ciętego kryształu. Obecny kształt nagrody pochodzi z pracowni Caroline Scheufele, projektantki firmy Chopard (1997 rok). Od tamtej pory 24-karatowa złota palma spoczywa na pojedynczym kawałku kryształu w etui obitym safianem.

2013: deszcz i dekolt

Tegoroczna, 66. edycja trwała 12 dni – od 15 do 26 maja. Na czele jury konkursowego, w którym zasiadali między innymi Ang Lee, Nicole Kidman i Christoph Waltz, stał Steven Spielberg. Ceremonię otwarcia i zamknięcia festiwalu poprowadziła Audrey Tautou. Złotą Palmę otrzymał film w reżyserii Abdellatifa Kechiche’a „Życie Adeli”, przedstawiający wchodzenie w dorosłość i odkrywanie własnej seksualności przez nastoletnią dziewczynę. W myśl swojej bezprecedensowej decyzji jury postanowiło nagrodzić oprócz reżysera także obie aktorki pierwszoplanowe. W dniu pokazu filmu „All Is Lost” J.C. Chandora jako ostatni do Pałacu Festiwalowego wszedł odtwórca jedynej roli, Robert Redford. Po projekcji otrzymał 10-minutową owację na stojąco. Tyle z rzeczy ważnych. A teraz to, o czym pisali wszyscy.

Wieczór otwarcia należał do Francisa Scotta Fitzgeralda i Buzza Luhrmana. Pierwszy napisał w 1925 roku powieść, drugi wyreżyserował na jej podstawie efektowny film, który jednak nie został jednogłośnie okrzyknięty sukcesem – niektórzy stwierdzili, że również w tej adaptacji zabrakło literackiej wyjątkowości Fitzgeralda. Premiery nie zepsuły strugi deszczu lejącego się z nieba: spod rozpostartych parasoli Leonardo di Caprio i Carey Mulligan niestrudzenie pozowali fotografom spragnionym zdjęć.

Na czerwonym dywanie (odkurzanym dwa razy dziennie) u boku męża Romana Polańskiego pojawiła się Emmanuelle Seigner, aby wraz z nim promować „Wenus w futrze” i przy okazji zapewne swoje ciało. Purpurowa kreacja, niosąca ryzyko odsłonięcia odrobinę za dużo zarówno z góry, jak i z dołu, spełniła swoje groźby przy silniejszym podmuchu wiatru. Oczywiście nie umknęło to gazetom.

Cannes sp. z.o.o.

Zasadnicze pytanie brzmi: czy w Cannes chodzi jeszcze o film? W ciągu ostatnich dwudziestu lat najczęściej pokazywano dzieła Kena Loacha i Larsa von Triera; zdarzali się reżyserzy, którzy w ciągu czterech lat zostali zaproszeni na galę trzykrotnie, co oznacza, że wszystko, co w tym czasie stworzyli, lądowało w festiwalowym repertuarze. Bellochio, Almodóvar, De Oliveira oraz kilku innych znajdują się w gronie czekających jedynie na telefon, podczas którego ktoś po drugiej stronie słuchawki zapyta, czy wyrobią się do maja. Ciekawy przypadek stanowi ostatni z wymienionych panów. Manoel De Oliveira skończył 104 lata, a filmy zaczął tworzyć jeszcze w epoce kina niemego. Wciąż jest aktywny zawodowo i pracuje właśnie nad kolejnym obrazem. Podobnie jak tysiące młodych twórców, którzy zapewne nie dojdą do głosu, bo ich numer telefonu nie znajduje się na szczycie listy.

Poza hermetyczną siecią kontaktów niepokój budzi też handlowy charakter imprezy. Początkowo festiwale organizowano, żeby promować sztukę filmową, ułatwić producentom znalezienie dystrybutora dla ich filmów. Dziś obrazy, których nie ma w obiegu, selekcjonerów nie interesują.

Laur podnosi rangę filmu, a festiwal zyskuje darmową promocję, gdy ogląda go kilka milionów widzów, co jest ważne, gdyż z Cannes sprzężona jest cała machina sektora usługowego. Zeszłoroczny plakat z wizerunkiem Marylin Monroe zdmuchującej świeczkę na torcie został wydrukowany przez firmę Hewlett-Packard, po czerwonym dywanie przeszły ambasadorki marki L’Oreal, a ciała aktorek zdobiła biżuteria Chopard. Po dopisaniu do powyższej listy rewii przedpałacowej mody, konsumpcji całej gamy alkoholi oraz aktywności linii lotniczych, hoteli, restauracji, kawiarni i sklepów można dojść do wniosku, że oprócz artystycznego co najmniej równie ważny jest dochodowy charakter festiwalu. Póki jednak nie cierpi na tym jakość filmów pokazywanych publiczności, chyba nie powinno nas to martwić.

Latem na festiwalowej mapie Polski jest aż gęsto od fascynujących filmowych wydarzeń. Zachęcam do zapoznania się z harmonogramem opracowanym przez „Metro”:

http://metromsn.gazeta.pl/Gwiazdy/1,126479,12033308,Wakacje_z_filmami___przewodnik_po_letnich_festiwalach.html

A nuż podczas odpoczynku w danym miejscu okaże się, że warto wpaść na projekcję lub dwie, wypić kawę i zabrać głos w dyskusji?

ŹRÓDŁA:

1. Krakowski Andrzej, Festiwal festiwali, „Film” 2013, nr 2536, s. 28 – 31.

2. Ślotała Zofia Maria, Festiwal pod parasolem, „Viva!” 2013, nr 12, s. 8 – 13.

3. http://www.festival-cannes.fr/en.html ; dostęp: 27.06.2013.

4. Zasoby encyklopedii Wikipedia.

Doktorant na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, anglista i tłumacz. Uważa, że najważniejsze są drobiazgi oraz że dzień bez kubka zielonej herbaty to dzień stracony.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %