PrzeczytaliśmyRecenzje

Przestańmy kochać design

Jak przestałem kochać design to zbiór krótkich felietonów autorstwa Marcina Wichy, grafika i publicysty. Książkę dość intensywnie promowano przed premierą i przyznam, że miałem pewne wątpliwości, czy uda jej się spełnić pokładane w niej nadzieje – może dlatego, że sam pomysł na publikację złożoną z zabawnych, pouczających i zaskakujących historyjek-komentarzy niespecjalnie trafia w moje gusta. Ostatecznie jednak obawy okazały się bezpodstawne i Wicha dostarczył mi świetnej rozrywki.

Pod pewnymi względami mamy tu do czynienia z dziełem podobnym do niedawno wydanego B jak Bauhaus Deyana Sudjica. Oczywiście książka Anglika jest inaczej skonstruowana oraz ma inny, trochę bardziej „naukowy” charakter. Obie pozycje łączy jednak fakt, że traktują o kwestiach związanych z designem i jego wpływem na rzeczywistość – a także wpływem rzeczywistości na design. Wicha jednakże operuje na gruncie znanym mu z doświadczenia: na gruncie polskim. I może to jedna z przyczyn, dla której książka Wichy przypadła mi do gustu bardziej, niż nieco pretensjonalne i troszeczkę mętne refleksje angielskiego krytyka.  

Druga zaleta Jak przestałem kochać design polega na tym, że krótkie felietony Wichy– choć chyba lepiej je określić właśnie mianem komentarzy – napisano rzeczowo, przewrotnie, a przy tym prosto. Autor nie stara się udawać, że jego książka to dzieło naukowe. W gruncie rzeczy czytamy komentarze pracującego grafika, który opisuje swoje przemyślenia oraz osobiste doświadczenia związane z designem. Wicha chętnie przywołuje różne śmieszno-straszne historie z życia zawodowego, związane z oczekiwaniami klientów i różnymi zleceniami – chociażby dyskusje o znaczeniu kolorów czy też o tym, że prawdziwy mężczyzna rozróżnia jedynie „czerwony, zielony i ewentualnie niebieski”. 

Trzecia zaleta: książka Wichy to dzieło polskie do kwadratu. Wypełnione mieszaniną nostalgii i kpiącego dystansu wobec przeszłości, a także swoistą niechęcią i zrezygnowaniem wobec teraźniejszości i przyszłości. To opowieść o absurdach i ignorancji, które nikogo nie dziwią – a w każdym razie nikogo, kto wychował się w tym kraju. 

Jednym słowem to dzieło marudy polskiego, czyli takiego, który ma rację i się z tego śmieje. Pełno w książce specyficznego polskiego humoru, zdradzającego, że autor – człowiek mądry i świadomy, o czym pisze – próbuje w dobrze znany, nieco Barejowski sposób uświadomić czytelnikom, że pewne kwestie zarządzane są po prostu źle. I nie chodzi tu o wielką politykę, gospodarkę, wojny i inne sprawy, „o których się mówi”. Chodzi o przedmioty codziennego użytku, o rozkłady jazdy, wzór PIT, podręczniki szkolne, tramwaje oraz mnóstwo innych banalnych elementów rzeczywistości, które po prostu można zaprojektować lepiej. Można by, ale nikt nawet o tym nie pomyśli – bo design to coś, co istnieje w „sztuce” oraz w rzeczach wielkich, a w zwykłych sprawach nie ma dla niego miejsca. Bo przyzwyczailiśmy się, że rzeczywistość musi być przeciętna. 

Nietrudno się domyślić, że poprzez design Wicha stara się delikatnie odnieść do znacznie szerszych spraw – do kondycji polskiego społeczeństwa, które podobnie jak design nosi piętno komunizmu, jednocześnie musząc sobie radzić z problemami stawianymi przez współczesność. Autor na szczęście nie wchodzi na grząski teren polityki i problemów społecznych. Jego rozmyślania mają na celu raczej zwrócenie uwagi na to, jak bardzo projektowanie łączy się z historią i kulturą danej grupy. 

Gdyby jednak cała konstrukcja tej książka opierała się na marudzeniu – choćby i dowcipnym – lektura byłaby dość męcząca. Na szczęście mamy tu też parę innych elementów. Pojawiają się wspomnienia po zmarłym ojcu, które nastrajają autora do nostalgicznego przywoływania różnych sytuacji związanych z designem. Wicha przypomina sobie swoje fascynacje, przedstawia i komentuje tendencje w tej dziedzinie, rozprawia się z legendami (jak Polska Szkoła Plakatu) – generalnie prezentuje ciąg osobistych refleksji na temat wzornictwa i projektowania oraz ostrzega, że na design zawsze należy patrzeć podejrzliwie i uważnie analizować zjawiska w nim zachodzące. Ostrzega także, że „ładne”, nie oznacza „dobrze zaprojektowane”. 

Na ile konkluzja autora dotycząca stanu designu i społeczeństwa jest słuszna, pozostawiam do oceny każdemu z osobna. Niezaprzeczalnie Jak przestałem kochać design to bardzo inteligentna i ciekawa lektura. Szybka, łatwa i przyjemna, a przy tym mądra i w pewien sposób skłaniająca do refleksji – a taka mieszanka nieczęsto się zdarza. 

Na koniec dwa słowa o projekcie wydawnictwa. Okładka świetnie współgra z treścią książki: do tytułu i nazwiska autora użyto najbardziej nieciekawego i oklepanego fontu (Times New Roman) i umieszczono je na białym, jednolitym tle. Jednym słowem: antydesign rodem z Worda. Jednocześnie to świetny projekt, ponieważ idealnie ilustruje książkę osoby zmęczonej designem. Ot – przewrotna okładka do przewrotnego dzieła.

Absolwent kulturoznawstwa, student grafiki na warszawskiej ASP, pisarz amator. Pasjonat sztuk wizualnych i literatury (którymi stara się zajmować zarówno teoretycznie, jak i praktycznie), uwielbia fantastykę, muzykę elektroniczną, mistykę i surrealizm.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %