Imaginacje&Inspiracje

Stara legenda nie rdzewieje

Antoni Kaja

Źródło grafiki: http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://fc09.deviantart.net/fs71/i/2012/020/f/d/wiedzmin_i_strzyga_by_czarcio-d4n00dq.jpg

Powyższy żarcik może wydawać się śmieszny, ale dla ludzi nieobeznanych z literaturą fantasy, filmami i serialami bądź światem gier tego gatunku nazwy takie jak strzyga to w zasadzie tylko zupełnie abstrakcyjne pojęcia budzące zabawne skojarzenia. „A cóż to ten dusiołek?” – spyta współczesny Polak po przeczytaniu wiersza Bolesława Leśmiana. Smutne, że całkiem istotna część naszego dziedzictwa kulturowego odchodzi w zapomnienie.

Na szczęście nie do końca tak jest. Robi się wiele, aby na nowo zainteresować młodych słowiańskim legendarzem. Najbardziej godną podziwu inicjatywą jest seria ilustrowanych książek – swoistych przewodników po świecie fantastycznych istot oraz niezwykłych opowieści – autorstwa duetu Paweł Zych i Witold Vargas. Między innymi w Bestiariuszu słowiańskim oraz Duchach polskich miast i zamków (w przygotowaniu są kolejne pozycje) ci panowie udowadniają, że są nie tylko twórcami obdarzonymi niebywałą wyobraźnią i talentem rysowniczym, ale też wyśmienitymi gawędziarzami. Być może ich działania staną się iskrą, która na nowo roznieci rodzimą wyobraźnię.

Już wcześniej próbowano jednak osiągnąć ten cel – na rozmaite sposoby oraz przy pomocy różnorakich mediów. Nim się im szczegółowiej przyjrzymy, konieczny będzie krótki spacer po krainie dawnych wierzeń ludowych.

A był to świat ze wszech miar magiczny, choć przy tym niebezpieczny. Ledwo co wpojona ludziom chrześcijańska moralność mieszała się w nim z pradawnymi klechdami, przekazywanymi z dziada pradziada. Niegodziwego tyrana pożerały myszy, pod Wawelem mieszkał smok, orle gniazda decydowały o położeniu miast, a w piwnicach czaiły się bestie, których wzrok obracał w kamień. Średniowiecze, nazywane przecież także „wiekami ciemnymi”, wielce sprzyjało ogólnemu rozwojowi ciemnoty i zabobonu. Każde niewyjaśnione zjawisko można było uzasadnić udziałem ponadnaturalnych sił (najczęściej nieczystych), ucieleśnione lęki krążyły po ruczajach oraz czaiły się w matecznikach; dzieci straszono wiedźmami pokroju Baby-Jagi. Ale nie było bynajmniej tak, że człowiek nie miał w starciu z tymi stworzeniami żadnych szans – powtarzano sobie z ust do ust podania o chłopach, którzy oszukali diabła, o duchach opiekuńczych i dobrodusznych krasnalach. Uskuteczniano rytuały ochronne, kształtowały się przesądy, a także popularne powiedzenia. Dziś to głównie lokalny folklor, prawie nikt nie powie też: „Licho nie śpi”.

Spory użytek z tych ludzkich wymysłów robiły na przełomie XX i XXI wieku komiksy. Wielu z nas pamięta przygody dzielnych wojów Kajka i Kokosza, którzy napotkali w albumie W Krainie Borostworów istoty ze słowiańskiego bestiariusza. Od czasu do czasu w antykwariatach można odnaleźć naddarte fabularyzowane wersje popularnych niegdyś legend w miękkich okładkach. Na ich kartach ożywają niemalże mityczni bohaterowie, głównie z czasów pierwszych Piastów. Podobną taktykę przyjęto podczas tworzenia serii Strażnicy Orlego Pióra z 2005 roku, w której rozszerzono zakres opowieści o kolejne epoki. Na dodatek było to wydanie podwójnie edukacyjne, bo dwujęzyczne. Cieszyło się jednak umiarkowaną popularnością.

W sercach Polaków nie zapisała się też zbyt dobrze ekranizacja powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego Stara baśń. Kiedy słońce było bogiem z 2003 roku, w której pojawia się wspomniany wcześniej niegodziwy tyran. Film ten jest, niestety, dowodem na to, że nie za bardzo wychodzą nam adaptacje książek. Podobnie rzecz się ma z Wiedźminem z roku 2001.

No i właśnie, przyszedł czas na cykl, który najbardziej przyczynił się do popularyzacji mitologii słowiańskiej: sztandarowe dzieło Andrzeja Sapkowskiego. Ale żeby nie popadać w przesadę – chociaż autor tej awanturniczo-pieprznej epopei fantasy odkurzył stare dobre strzygi, zmory, upiory oraz całą mnogość innego tałatajstwa, to z czasem poczwary szlachtowane przez białowłosego zabójcę stały się jedynie tłem dla fabuły pędzącej na złamanie karku. Ten grzech sagi książkowej starają się naprawić twórcy popularnej gry, którzy – co ciekawe – tworząc wizerunki istot magicznych do trzeciej jej odsłony, korzystają z dzieła Zycha i Vargasa.

Zdarza mi się dostrzec kątem oka w empiku czy innej księgarni jakąś pozycję, której twórcy inspirują się spuścizną po dawnych Słowianach – takiego chociażby Bohatyra. Na półkach z literaturą dziecięcą czekają na kupienie barwnie ilustrowane zbiory klechd i podań. Nie są to jednak rzeczy ani szczególnie głośne, ani zbyt popularne. A szkoda, bo w wierzeniach naszych przodków kryje się nielichy potencjał. Twórcy zdają się bać, że Sapkowski powiedział już wszystko w tej kwestii, ale to wierutna bzdura. Tym bardziej cieszy poświęcenie i zapał, z jakim autorzy Bestiariusza słowiańskiego starają się przywrócić naszej części Europy właściwą jej magię. Nie wiem, jak wy, ale ja dalej będę trzymał za nich mocno kciuki.



Antoni Kaja

Student filologii angielskiej na Uniwersytecie Gdańskim, humanista duchem. W wolnych chwilach pochłania nałogowo książki, obserwuje zakręcone losy fikcyjnych bohaterów telewizyjnych i ucieka w światy wyobraźni (z powrotami bywają problemy). Pisarz amator, fanatyk Doktora Who, wielbiciel postmodernizmu, metafikcji oraz czarnego humoru. Odczuwa niezdrową fascynację szaleństwem i postaciami pokroju Hannibala Lectera. Uważa, że w życiu człowieka najważniejsza jest pasja.