Wyrazy wyraziste

My: Słowianie?

Karolina Pastor

Źródło grafiki: https://www.youtube.com

Maj – jak co roku – przywitał nas morzem bieli i czerwieni. Na co drugiej ulicy i w oknie co trzeciego domu mogliśmy zobaczyć flagi, a więc znaki tego, że czasem jesteśmy dumni z bycia Polakami. 1 maja obchodziliśmy rocznicę przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, dzień później –  Święto Flagi. Jak na dłoni widać, że z jednej strony hołdujemy polskości, z drugiej zaś coraz mocniej czujemy się przywiązani do Europy, coraz mocniej pociąga nas Zachód.
Nie zapominajmy jednak o trzeciej możliwości: ponad pół roku temu o słowiańskości na nowo zrobiło się głośno, a wszystko za sprawą Donatana i Cleo oraz ich hitu My Słowianie. Sam utwór z wielu względów mocno rani moje uszy („To, co nasze jest/najlepsze jest/bo nasze jest!”), ale jedno należy mu przyznać – dzięki niemu Słowianie powrócili, i to z ludowym przytupem, a wspomniany muzyczny duet lada dzień będzie reprezentował nas na Eurowizji (co ciekawe, śpiewając po angielsku). Skoro mamy się tak chwalić („Najlepsze u nas, cokolwiek byś chciał”), warto zadać sobie pytanie, z czym – oprócz ubijanej śmietany, wódeczki i rumianego chleba – je się dziś u nas słowiańskość.

Słowo, sława i swoboda

Jeśli zaczynać, to od samego początku, a więc musi pojawić się jedno z pytań najczęściej (zaraz po „Jak to powiedzieć poprawnie?”) zadawanych polonistom: „Skąd pochodzi to słowo?”. W tym przypadku, jak zwykle, dominować będą odpowiedzi spod znaku większej lub mniejszej dozy prawdopodobieństwa. Najczęściej przywoływane etymologie to „słowo” i „sława” – obie równie piękne, ale i równie niepotwierdzone. Pierwsza wskazywałaby na nasz odwieczny związek z mową i jej zrozumiałością (w przeciwieństwie do „niemych” Niemców), druga opiewałaby najlepsze ze słowiańskich cech. To oczywiste, że wspomniane językowe rodowody Słowian w podręcznikach występują częściej niż łaciński „sclavus” (= niewolnik), podobnie zresztą wątpliwy jak dwa poprzednie. Badacze powołują się jeszcze między innymi na: przymiotniki „swój” czy „swobodny” (oczywiście w prasłowiańskiej formie), czasownik „słać, posyłać” lub domniemane nazwy geograficzne czy osobowe. Ciekawa wydaje się hipoteza Aleksandra Brücknera, wywodzącego miano Słowian od gockiego „slawan”, czyli „milczeć” – tak jak Niemcy byli niemi dla nas, tak my wydawaliśmy się tacy sami Niemcom.

Wspólny język

Nic dziwnego, że Słowian najczęściej wiąże się ze „słowem”, skoro to język należy uznać za fundament odróżniania nas od innych nacji. O ile Francuz czy Hiszpan częściej pozna Włocha po piśmie (na tyle silne są łacińskie korzenie języków romańskich) niż po mowie, o tyle Polak drugiego Słowianina zidentyfikuje raczej po jego – a jakżeby inaczej – słowach mówionych (najprostszy z możliwych przykładów: nie każdy z nas zna cyrylicę). Dlaczego jednak z Czechem czy Słowakiem porozumiemy się dość szybko, z Rosjaninem chwilę później, ale Bułgara czy Macedończyka mimo usilnych starań musimy poprosić o przejście na język angielski? Otóż jeszcze do co najmniej V wieku wszyscy Słowianie (a raczej Prasłowianie) posługiwali się prawdopodobnie językiem prasłowiańskim. Dopiero w okresie powstawania autonomicznych państw ukształtował się zasadniczy podział prasłowiańszczyzny na języki: zachodniosłowiańskie (zaliczamy do nich między innymi dzisiejszy polski, czeski i słowacki), wschodniosłowiańskie rosyjski, białoruski, ukraiński) i południowosłowiańskie (bułgarski, macedoński, słoweński, serbski czy chorwacki). Jeśli zatem kogoś do tej pory dziwiło, że nasi południowi bracia należą do bliskiego nam kręgu kulturowego, to teraz już wie, skąd wypływać mogły jego wątpliwości. Kim zatem Słowianin jest dzisiaj?

Słowiańska dusza, czyli Słowianin dzisiaj

Dziś słowiańskość bywa nieoczywista. Chociaż mamy do czynienia z globalną wioską i czujemy się obywatelami świata, to w końcu jesteśmy Polakami. Polakami, którzy niejednokrotnie wstydzą się swojej ludowości i powiedzą raczej, że mieszkają „osiemdziesiąt kilometrów od Warszawy” niż „w takiej uroczej wiosce w Mazowieckiem”. Nie jest jednak tak źle, jak można by przypuszczać. Co prawda romantyczna ludowość i młodopolska chłopomania już dawno za nami, ale tylko nieliczne licea rezygnują ze studniówki rozpoczynającej się od staropolskiego poloneza. A co po polonezie? Oczywiście „My Słowianie”, czyli drugi obok „Bałkanicy” hit dzisiejszych wesel i studniówek. Powiązań dopatrzeć się nie trudno. Ale zejdźmy głębiej: my Słowianie, czyli kto? Trochę na Wschód, trochę na Południe – z topografią jeszcze potrafimy sobie poradzić. Jakie są jednak cechy dzisiejszego Słowianina? Trudno powiedzieć, prawda?

Jak zwykle warto sięgnąć do warstwy językowej i przyjrzeć się „słowiańskiej duszy”. Dla mnie stanowi ona nieoczywiste połączenie wschodniej (rosyjskiej, ale i ukraińskiej) duszy oraz rodzimej ułańskiej fantazji. Spryt, polot, żywiołowość i chęć do zabawy oraz nuta nostalgii (również w jej pierwotnym znaczeniu, a więc jako tęsknoty za ojczyzną) i romantyzmu – to dość optymistyczny, może nieco wyidealizowany, obraz Słowianina. Ciekawe stwierdzenie odnalazłam na forum internetowym: „«Rosyjska dusza» to ogólnie słowiańska cecha. Oznacza ona przede wszystkim romantyczny styl życia. Jednak w Rosji jest to szczególnie widoczne: przeciętny Rosjanin w ciężkich chwilach zapija smutek wódką i zaczyna rzewnie śpiewać, a np. Polak zapija smutek wódką i jak wytrzeźwieje, bierze się do roboty[1]”. Słowian miałaby zatem łączyć skłonność do znajdowania się w stanie chronicznego przygnębienia (z tym się zgodzę) oraz leczenia smutków za pomocą mniejszej lub większej ilości alkoholu (kto zaprzeczy?), różnicowałyby ich natomiast codzienne zachowania (przecież nie jesteśmy wszyscy tacy sami). Może i prosta to definicja, ale coś w sobie z pewnością kryje.

Słowianin potrzebny od zaraz

Gdy słyszymy o słowiańskiej duszy, raczej wiemy, co myśleć o takim przyporządkowaniu. Mało tego – może się nam ono podobać. Po chwili jesteśmy nawet w stanie stwierdzić, że więcej nas (ha, Słowian) łączy, niż dzieli. A gdy minie jeszcze kilka minut, z każdym przypadkowo spotkanym Czechem, Ukraińcem czy Rosjaninem chętnie napilibyśmy się wódeczki. Kiedyś Słowianin był jeden, dziś moglibyśmy pomyśleć, że wyróżniamy ich wielu (jeśli w ogóle możemy to zrobić). Może jednak pewna nieco seksistowska, bardzo wymowna piosenka z nie najlepszym tekstem przypomni nam o tym, że istnieje jednak coś, co nas bardzo silnie ze sobą wiąże. Co to takiego? Każdy pomyśli inaczej. Mnie marzyłaby się Eurowizja, na której Donatanowi i Cleo towarzyszyłyby Słowianki w strojach ludowych wszystkich naszych słowiańskich sąsiadów.

I dla przypomnienia:




[1] http://forum.mlingua.pl/archive/index.php/t-17681.html, [dostęp: 3.05.2014].


Karolina Pastor

Studentka filologii polskiej i filologii włoskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Czasem pisze, częściej czyta. Zgadza się z tym, że wszystko zależy od przyimka.