W
tym samotniku, pilnie strzegącym swej niezależności, może odnaleźć się każdy
człowiek wrażliwy, który usiłuje myśleć samodzielnie, poszukuje prawdy, ceni
wykształcenie. Skarb, który Holendra kosztował wiele, wymaga nieco trudu w
każdym czasie. Także dziś oznacza wysiłek i czujność, czasem wiąże się z wyrzeczeniem
lub niezrozumieniem. Nie pozwala przyjmować jednego słusznego punktu
widzenia. Uczy sceptyczności wobec zbyt prostych rozwiązań. Zmusza do ciągłej weryfikacji
własnych przekonań.Spinoza
staje się również przedstawicielem samego Staffa – poety klasycysty, który
wbrew złu i chaosowi przez całe swe długie życie poszukiwał dobra, piękna i
porządku. Wyznawał postawę pogodzenia z życiem, z czasem wzbogaconą o
franciszkanizm. Wierzył w istnienie złotego środka, hołdował zasadzie umiaru,
również w warstwie formalnej swoich dzieł. Pragnął tworzyć wiersze „proste jak
dotknięcie ręki”, o dość zrozumiałej, powściągliwej formie, niepozbawionej
jednak środków poetyckich. Często odwoływał się do kultury, interpretował ją na
nowo, pokazywał aktualność spuścizny antyku czy baroku. Jak przystało na
klasycystę, nadawał swoim utworom wymiar uniwersalny. W zmiennej rzeczywistości
pełnej niepokoju szukał tego, co trwałe i ważne.Racjonalizm
Spinozy poeta zderza w wierszu z irracjonalną rzeczywistością. Świat, który
filozof uznawał za monistyczny, Staff przedstawia jako dualistyczny i
(pozornie!) niesprawiedliwy. Mędrzec żyje w biedzie i samotności, aby zdobyć
wolność. Tuż obok niego wielu używa życia bezmyślnie. To oni przeważają, co
poeta sugeruje proporcją wiersza: 28 wersów o sługach instynktów i 6,
oddzielonych wielokropkami, o Spinozie. Trójka drabów i mędrzec „spotykają się”
w tym samym starym domu, który staje
się symbolem całego świata ludzi.Obie
części wiersza Staff upodobnia do dzieł twórców holenderskiego baroku – stylu
współczesnego Spinozie. Maluje obraz słowem. Nawiązuje do tematyki malarskiej: opisuje
scenę mieszczańską, zamkniętą we wnętrzu budynku (np. Astronom Vermeera), oraz grę w karty w nieciekawym towarzystwie (np.
Gra w karty Adriaena Brouvera).
Stosuje też holendersko-barokowe środki wyrazu. Odwołuje się do zmysłów, przesyca
utwór symboliką, interesuje go szczegół i przedmiot. Poeta operuje światłem i
kolorem. Za ich pomocą rozgranicza dwie sceny i związane z nimi rzeczywistości,
rozdzielone także progiem domu. Nadaje im tym samym wartości przestrzenne,
wywołujące określone skojarzenia: negatywny dół i pozytywna góra.Sfera
„niska” (dosłownie i w przenośni) znajduje się w piwnicy. Twórca maluje ją
językiem zarazem poetyckim, plastycznym, naturalistycznym. Stęchlizna i woń
kwaśnego wina znamionują zaniedbanie, bylejakość, pijaństwo. Ściany ceglaste jak surowe mięso sugerują brutalność i prymitywność.
Świeca, źródło światła, nie znajduje się w świeczniku, ale w wydrążonej rzepie – tak jakby celem i sensem egzystencji używających
tych rzeczy było jedynie zdobywanie pożywienia. Po opisie przedmiotów poeta
przedstawia ludzi. Dwaj oświetleni osobnicy grają w karty, trzeci, skryty w
cieniu, podpowiada jednemu z graczy. Bohaterowie nie wymagają wiele;
wystarczają im proste ławy. Nieobca
im przemoc i gwałtowność, zapewne również zbrodnia, o czym świadczy ich ubiór –
zbroje, rapiery, kordelasy. […] kapelusze
/ Z kogucim piórem to znak wątpliwej moralności. Mężczyźni żyją w brudzie i
niechlujstwie. Nikomu nie ufają, właściwie nie potrzebują bliskości. Kierują
się namiętnościami, brak im umiaru, co sugerują kubek i dzban z winem. W każdej
chwili może wybuchnąć krwawa bójka. Grający w karty nie stawiają światu wymagań
ani materialnych, ani duchowych. Żyją zaspokajaniem prostych potrzeb. Nie
szukają w sobie i wokół siebie wyższych uczuć, nie pytają o nic. Brak im
wyraźnego celu w życiu, brak im też tożsamości: poeta nie nadaje im imion.Poeta
przybliża czytelnikowi spelunkę przez zapachy duszne, intensywne, nieprzyjemne oraz
przez grę światłem. Blask świecy w piwnicy jest chwiejny, staje się niemal
częścią mroku. Oświetlenie (czy raczej ciemność) pomieszczenia nabiera wymiaru
symbolicznego, dopełnia wizerunku ludzi, którzy czują, że mrok zapewnia im
bezpieczeństwo. Przypominają oni brutalnych oprawców Chrystusa lub rozbójników
z baśni i legend. Pierwsi, podobnie jak faryzeusze, lękali się światła i
wybrali ciemność, kryjącą grzech (J 3,19; 12,35). Drudzy ukrywali się w
jaskiniach i ciemnych lasach.Z
piwnicą pełną brutalnego życia kontrastuje izba Spinozy – również uboga, lecz
skąpana w chłodnym świetle dnia. Jej
oświetlenie kojarzy się z bielą, czystością. Jasny, chłodny obraz mocno
odróżnia się od poprzedniego, czarno-stalowo-rudo-czerwonego. We fragmencie brak
słów odnoszących się do zapachów. Pod granicą progu rządzi najmroczniejsza
strona natury ludzkiej, panuje krew – biblijny znak sił witalnych, symbol
życia, ale też przemocy. Brakuje jej “bezkrwistemu” Spinozie. Na górze życie jest
jakby przytłumione, wyciszone, pozbawione – życia. Mędrzec pozostaje jakby z
boku okrutnej rzeczywistości: wybrał poszukiwanie jej istoty. Może dlatego poeta
kazał mu siąść przy oknie, symbolu otwartości na to, co s p o z a nas. Szlifowanie szkiełek (tak Spinoza
zarabiał na życie) to znak wytrwałości, zaangażowania w poszukiwanie prawdy,
otwierania na nią siebie i innych.Filozof
uznaje granicę progu. Nie pasuje do bywalców spelunki. W porównaniu z nimi zdaje
się niemal duchem nieodczuwającym emocji, wolnym od zła i cierpienia. Jednak
wyobcowanie, trudna droga do celu, wybór wartości nie mogą być pozbawione bólu.
Pozorna obojętność i nieświadomość Spinozy to świadome podporządkowanie się
prawom świata, w którym jest miejsce dla draba i filozofa, dla tych żyjących z
dnia na dzień i tych poszukujących wieczności. Spinoza przez poświęcenie i
samotność współtworzy ład świata. Daje świadectwo potęgi ducha, wytrwałości
mędrca. Jest nieodłącznym elementem rzeczywistości, niezbędnym dla zachowania
równowagi i harmonii obrazu. Choć na pozór „nieżyciowy”, to właśnie on, jego
działalność i postawa stanowią o wartości cywilizacji.Droga
Spinozy do prawdy i wypełnienia powołania oznacza ciągłe pokonywanie siebie,
weryfikację własnych poglądów, niesienie krzyża. Jednak kreacja Boga w utworze odbiega
od tej chrześcijańskiej (choć jej nie wyklucza). Wiąże się to z panteizmem i
determinizmem Spinozy. Według Holendra Bóg, stale obecny w swym dziele, jest z tym
dziełem tożsamy. Poznawanie to najlepsza droga do Absolutu, logicznego i
racjonalnego. Świat zatem należy traktować jako mechanizm. Wszystko jest
zdeterminowane, wolna wola nie istnieje. Może właśnie dlatego Staff rozbudowuje
scenę w karczmie – przecież i ona pozostaje w zgodzie z naturą. “Bezkrwisty” Bóg,
należący do świata idei filozofa, wydaje się bezsilny wobec sfer wątpliwych
moralnie. Ich „naturalność” mimo wszystko odpycha i nie przysparza chwały Najwyższemu.
Daleko Mu do Chrystusa, Boga-Człowieka, przelewającego krew na odkupienie
grzechów. Porządek świata, uzupełnianie się przeciwieństw to raczej zasługa
ludzi, szczególnie tych zdolnych do wyrzeczeń i… tworzenia teorii o Absolucie. Być
może poeta pragnie zaznaczyć Bożą niepoznawalność, w którą tak wierzył Spinoza.
Na pewno podziwia postawę filozofa, pozostającego blisko „swojego Boga”. Obaj wydają
się słabi, pozbawieni pełni życia. Chodzi jednak o „życie
według ciała” (por. Rz 8, 5-9), które wystarcza rzezimieszkom. A przecież sens egzystencji nadaje „życie według
Ducha”. To Spinoza osiąga pełnię człowieczeństwa. Zamyślony mędrzec przy oknie być
może zdaje sobie sprawę z istnienia drabów i zastanawia się nad ich miejscem w
świecie. Milczy, nie potępia, ale też nie przyjmuje – próbuje zrozumieć.Utwór
pochodzi z tomiku Wiklina, wydanego
pod koniec życia Staffa (rok 1954). Poeta zastanawia się nad swoimi humanistycznymi
ideałami, pozornie je podważa. W starym domu dwa elementy świata mogą odpychać:
jeden brutalnością i prymitywnością, drugi – niedostępnością. Co więcej, poeta
przerywa opis piwnicy w momencie najwyższego napięcia. Wisząca w powietrzu
bójka może zburzyć ład całego domu – mikrokosmosu (a może także symbolu
klasycyzmu poety?). Jednak między wierszami można dostrzec trudną harmonię i
cierpienie, które zbliża ludzi tak różnych jak trójka drabów i filozof. „Taki
jest świat” – zdaje się mówić poeta, pełen pokory wobec życia. Staff stara się
godzić przeciwieństwa, łagodzić napięcia, szukać dobra i piękna mimo wszystko. Jak Spinoza, wybrał drogę trudniejszą – wieczne poszukiwanie.
W starym domu
W starym domu poniżej progu
Wiodą ciemne schody w dół
Do piwnicznej spelunki,
Cuchnącej stęchlizną i skwaśniałym winem.
Wśród ścian ceglastych jak surowe mięso,
Z grynszpanowymi zaciekami pleśni,
Świeca osadzona w wydrążonej rzepie
Rzuca chwiejne światło na trójkę drabów,
Żołdaków czy rzezimieszków.
Dwaj siedzą oświetleni przy stole
Na prostych ławach naprzeciwko siebie;
Mają na sobie skórzane kaftany
Pod migocącymi blachami zbroi,
Przy boku rapiery i kordelasy,
Na głowie zawadiackie kapelusze
Z kogucim piórem.
Obaj rozczochrani,
Jeden czarny, drugi rudy,
Z krwią nabiegłymi oczyma,
Trzymają w rękach zatłuszczone karty,
Sięgając od czasu do czasu po cynowy kubek,
Który napełniają z miedzianego dzbana.
Gracze patrzą to w karty, to na siebie spode łba.
Za plecami rudego, zasłonięty jego cieniem,
Siedzi trzeci kompan, otulony płaszczem,
I palcami daje czarnemu ukradkowe znaki.
Milczenie, chwila napięcia.
Pachnie kłótnią, bójką, żelazem i krwią…
…A ponad progiem na górze,
W ubogiej izbie, w chłodnym świetle dnia,
Cichy Baruch Spinoza,
Bezkrwisty jak jego Bóg,
Siedzi przy oknie zamyślony
I szlifuje szkiełka.
Tekst według: L. Staff, Wybór poezji, Wrocław 1985 (BN I 181), s. 229-230.
W starym domu
W starym domu poniżej progu
Wiodą ciemne schody w dół
Do piwnicznej spelunki,
Cuchnącej stęchlizną i skwaśniałym winem.
Wśród ścian ceglastych jak surowe mięso,
Z grynszpanowymi zaciekami pleśni,
Świeca osadzona w wydrążonej rzepie
Rzuca chwiejne światło na trójkę drabów,
Żołdaków czy rzezimieszków.
Dwaj siedzą oświetleni przy stole
Na prostych ławach naprzeciwko siebie;
Mają na sobie skórzane kaftany
Pod migocącymi blachami zbroi,
Przy boku rapiery i kordelasy,
Na głowie zawadiackie kapelusze
Z kogucim piórem.
Obaj rozczochrani,
Jeden czarny, drugi rudy,
Z krwią nabiegłymi oczyma,
Trzymają w rękach zatłuszczone karty,
Sięgając od czasu do czasu po cynowy kubek,
Który napełniają z miedzianego dzbana.
Gracze patrzą to w karty, to na siebie spode łba.
Za plecami rudego, zasłonięty jego cieniem,
Siedzi trzeci kompan, otulony płaszczem,
I palcami daje czarnemu ukradkowe znaki.
Milczenie, chwila napięcia.
Pachnie kłótnią, bójką, żelazem i krwią…
…A ponad progiem na górze,
W ubogiej izbie, w chłodnym świetle dnia,
Cichy Baruch Spinoza,
Bezkrwisty jak jego Bóg,
Siedzi przy oknie zamyślony
I szlifuje szkiełka.
Tekst według: L. Staff, Wybór poezji, Wrocław 1985 (BN I 181), s. 229-230.