Jeśli morze, to i plaża, a jeśli
plaża, to wielkie opalanie ciał wszelakich i niezwykle ciekawe zjawisko, czyli swoista
kultura opalania (jeśli się wam wydaje, że chodzi tylko o to, żeby położyć się
plackiem na piasku i pozwolić słońcu działać, to wiedzcie, że jesteście dopiero
na początku swojej plażowej drogi). Opalamy się nie tylko po to, żeby
zaróżowić/ubrązowić skórę – dzięki temu możemy także poznać interesującego
sąsiada tudzież interesującą sąsiadkę z naprzeciwka, zamanifestować całemu
światu, że właśnie schudłem/schudłam 15 kilo i wyglądam jak tap madl lub też
pochwalić się, że duchota i skwar nie przeszkadzają nam w namiętnym czytaniu Schopenhauera,
bo wakacje to przecież „czas rozwoju duchowego”. Nie ma udanych wczasów bez
odpowiednich ról społecznych, nie łudźcie się – nawet na plaży w Chałupach (gdy
zaczyna się upał) nadal jesteście w teatrze życia codziennego. Zainteresowanych
odsyłam do prac Ervinga Goffmana, o ile oczywiście ktokolwiek ma jeszcze siłę
czytać mądre książki (Schopenhauera nie liczę, bo to dla lansu) w taki śliczny,
słoneczny czas.Panie i Panowie, bądźcie jednak
zawsze i wszędzie kulturalni i pamiętajcie o tym, aby nigdy, przenigdy nie
wybierać się na plażę bez kilku wakacyjnych akcesoriów obowiązkowych. Cóż to za
akcesoria? Już śpieszę (ja, czyli rodowita mieszkanka kurortu nadmorskiego od
21 lat) z wyjaśnieniami.PO PIERWSZE – KOC. Zapomnijcie o
dużych ręcznikach! One są stanowczo za małe. Pamiętajcie, że plaża w wakacje
nie należy do miejsc, w których można poczuć powiew wolnej przestrzeni. Pas
piachu jest tylko jeden, a amatorów plażowania – tysiące. Rekordziści koczują
na plaży już od szóstej rano, żeby zająć sobie najlepsze miejsce (czyli takie,
gdzie nie ma żadnych petów wokoło i gdzie przyjemnie powiewa morski wiaterek,
ale też jednocześnie nie występuje jeszcze ryzyko zalania nas przez jakąś nieokiełznaną
falę), więc nie dajcie się wykiwać! Kocyk – nawet najmniejszy – zapewni wam co
najmniej 30 cm dodatkowej przestrzeni osobistej tylko na wasz użytek. Ryzyko
mimowolnego wysłuchiwania sapania pana z lewej bądź pani z prawej maleje co
najmniej trzydziestokrotnie!PO DRUGIE – KREM DO OPALANIA.
Dajcie sobie spokój z olejkami, klei się to cholerstwo potem i nie wiadomo już,
czy pójść się wykąpać i pozbawić się filtrów ochronnych na skórze, czy może lepiej
przecierpieć i przez kolejnych kilka godzin przypominać kurczaka pieczonego na
rożnie obsmarowanym kleistą mazią. A już totalna tragedia się przydarzy, kiedy
jakiś rozentuzjazmowany bachorek przebiegnie koło was i po mistrzowsku kopnie
bruzdę piachu w waszą stronę (oczywiście nieświadomie i niecelowo, jak to
zwykle z dziećmi bywa) – posmarowani oliwką i obsypani złotymi drobinkami nadal
będziecie kurczakami, ale tym razem w panierce. Nie polecam! Krem jednak wziąć
musicie. Jeśli go nie zabierzecie, w jaki sposób nawiążecie rozmowę z
przystojnym kolegą z sąsiedniego kocyka? Krem do opalania to taki letni wariant
spoiwa społecznego, w pewnym sensie to zarzewie wakacyjnej wspólnotowości. Sami
widzicie, że to bardzo ważna rzecz, więc krem pakujemy do toreb wszyscy bez
gadania.PO TRZECIE – SŁUCHAWKI DO USZU.
Oczywiście możecie bawić się w wakacyjnego dj’a, ale pamiętajcie, że możecie
mieć konkurencję. Dla niektórych turystów muzyka to naprawdę stan umysłu (poza
nią tenże umysł nie przetwarza właściwie niczego innego), toteż zupełnie nie
przeszkadza im, że wszyscy wokoło mają już dość hiciorków grupy Weekend. Nie
bierzcie z nich przykładu. Słuchawki uratują życie nie tylko wam, ale i waszym
sąsiadom”, a jeśli jesteście aspołeczni i nie lubicie się integrować z ludźmi,
to przy okazji udaremnicie wszelkie próby przeprowadzenia letniego podrywu „na krem
do opalania”.PO CZWARTE – BŁAGAM, ZABIERZCIE
DO UBRANIA COŚ POZA STROJEM KĄPIELOWYM. Może wydaje się wam, że przesadzam, ale
zapewniam, że takie przypadki tekstylnej niewiedzy zdarzają się coraz częściej.
Ustalmy to sobie raz na zawsze: nie, nie jesteście seksowni, kiedy czerwoni jak
raki idziecie przez miasto i dumnie wypinacie przypalone torsy. Nie, nie
wszyscy mają ochotę patrzeć na ubrane w przyciasne stroje kąpielowe panie,
które już od kilku lat wmawiają sobie, że nadal noszą rozmiar 38. Nie, ocieranie
się o gołe klaty na chodniku nie wywołuje erotycznego dreszczyku podniecenia –
jeśli występują jakieś dreszcze, to raczej spazmy wściekłości, bo znów jakiś
pacan na mnie wlazł, a ja akurat śpieszę się, cholera jasna. Nie, zdecydowanie
niefajnie jest oglądać narządziki rozrodcze trzyletnich berbeci, które zawsze i
wszędzie latają na wczasach gołe, nie wiadomo po co i dlaczego. A przecież
można inaczej: włóżcie na siebie jakąś ładniutką koszulę albo śliczniutką
sukienkę, niech spalone ciałko wystaje tylko tu i ówdzie – wszystkim będzie o
wiele przyjemniej! Kto wie, może nawet czołowe zderzenie na chodniku stanie się
całkiem sympatyczne?Jak widzicie, plaża to nie
przelewki. Jeśli jednak nadal marzycie o słonecznych kąpielach, to pędźcie nad
morze i bawcie się dobrze! I naprawdę zostawcie Schopenhauera w domu, kto by
tam na plaży myślał o życiu i śmierci. Kupcie lepiej „Galę” albo jakąś inną
„Vivę”, rozkoszujcie się morskim powietrzem i módlcie się, żeby obok waszego
kocyka nie rozłożyła się nagle czterdziestoosobowa kolonia młodocianych i
rozwrzeszczanych zawodników karate!
Źródło grafiki: http://www.leba.zaprasza.pl/0z/Leba-2005r.-morze-plaza-ludzie-zjezdzalnia-wodna__4801.jpg
Dzieciaki rzuciły tornistry w
kąt, studenci zostawili indeksy w dziekanacie i dochodzą do siebie po
morderczych bojach egzaminacyjnych, a wszyscy dzielnie pracujący obywatele już
przebierają z radości nóżkami za biurkiem i odliczają dni do upragnionego
urlopu. Nie ma wątpliwości – wakacje ruszyły pełną parą. A gdzie są najlepsze
wakacje na świecie? Nad morzem, rzecz jasna.