PrzeczytaliśmyRecenzje

A imię jej Remina, niszczycielka światów

Junji Ito to taki Stephen King mangi spod znaku grozy, mistrz makabry i przerażenia, autor, którego dzieła, niezależnie od tego, czy udane, czy nie, nigdy nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Oficyna Japonica Polonica Fantastica wpierw zapoznała polskiego czytelnika z jego – jak do tej pory bezkonkurencyjną – Uzumaki. Spiralą, by potem popsuć nieco wrażenie przeszarżowanym Gyo. Odorem śmierci. Na szczęście w dalszej kolejności czekał niesamowity Black Paradox, komiks krótki, ale zapadający w pamięć. Remina. Gwiazda piekieł zdaje się potwierdzać schemat sinusoidy, prezentuje się bowiem nieco słabiej niż poprzedzająca ją pozycja. W tym roku do polskich księgarń ma trafić także debiut mangaki: pierwszy tom komiksu Tomie, czyli opowieści o dziewczynie władającej mrocznymi mocami. Jest na co czekać.
Tymczasem przyjrzyjmy się nowej, apokaliptycznej tym razem, opowieści, która wyszła spod ręki tego autora. Akcję umiejscowiono w Tokio przyszłości (data nie zostaje skonkretyzowana), ale sceneria jest jedynie odrobinę futurystyczna – przejawia się to głównie w architekturze czy latających środkach transportu. Punkt wyjścia stanowi przełomowe odkrycie nowej planety, która wynurzywszy się z niezbadanych otchłani kosmosu, podąża przed siebie po przedziwnej trajektorii. Dokonuje go laureat Nagrody Nobla, doktor Ooguro, i na cześć swojej córki Reminy (kończy ona właśnie szesnaście lat) postanawia nadać ciału niebieskiemu jej imię. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jak straszliwe konsekwencje będzie miała ta decyzja.

Ukazanie schematu działania mediów, narodzin sensacji oraz praw rządzących promocją to jedne z najciekawszych elementów komiksu. Obserwujemy, jak młoda dziewczyna momentalnie wyrasta na celebrytkę, prawdziwą gwiazdę (stąd, jak sądzę, nieco mylący podtytuł związany z jednym z artykułów prasowych), która ma nawet swój oficjalny fanklub oraz całe mnóstwo adoratorów. Równie prędki jest jej upadek, kiedy okazuje się, że jej planetarna imienniczka nie tylko doprowadza do zagłady mijanych globów, lecz także zmierza wprost ku Ziemi. Nie da się przy tym nie zauważyć, że Remina została napisana dobrych parę lat temu (a konkretnie w roku 2005), ponieważ Pluton nadal jest tutaj postrzegany jako pełnoprawna planeta.

Wraz z tą niepokojącą rewelacją rozpoczyna się właściwa akcja mangi. Pośród ludzi szerzy się szaleństwo, a prawdziwa natura nadciągającego ciała niebieskiego każe im odrzucić zdrowy rozsądek. Ito szczędzi jednak jakże charakterystycznej dla swoich utworów niesamowitości, ogranicza sceny rodem z prozy Howarda Philipsa Lovecrafta (stanowi ona jedną z głównych inspiracji twórczości mangaki) i sprowadza je do marginalnej roli tła właściwych zdarzeń, wątku pobocznego, który oczarowuje niepokojącą groteską i nastrojowością, a także przykuwa uwagę namacalną innością. Znalazło się w tych fragmentach komiksu również parę najlepszych kadrów, a menażeria istot jak z koszmaru obecnych na kartach horrorów artysty wzbogaciła się o kolejnego członka.

Zamiast koncentrować się na tym aspekcie, autor snuje opowieść o porzuceniu moralnych zahamowań w obliczu zagłady, o przebudzeniu najpodlejszych instynktów, o najgorszym obliczu ludzkiej natury. Młoda dziewczyna, której jedynym grzechem jest bycie córką niewłaściwego człowieka, staje się ostatecznie kozłem ofiarnym. Zaślepieni potrzebą zrzucenia na kogoś winy, a także odnalezienia cudownego sposobu na ocalenie własnej skóry, mieszkańcy Tokio (a potem także całego świata) urządzają od nowa polowanie na czarownice. Powracają stare tradycje, które okazują się wypływać z zaledwie uśpionych dzikich instynktów. Rodzą się fanatyczne ideologie, religia natomiast ulega odrażającemu wypaczeniu. W imię płonnej nadziei oszalała tłuszcza pragnie z Reminy uczynić niedobrowolną męczennicę, czego symbolem są naprędce sklecone krzyże.

Wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu ta historia ma swój pokrętny happy end. Zanim jednak do niego dochodzi, rozgrywa się istny festiwal okrucieństwa, leje się krew, a w kulminacyjnym momencie przestają nawet obowiązywać prawa fizyki. Ito postanawia po raz kolejny w swej twórczości przekroczyć wszelkie możliwe granice, co czyni tę pozycję doprawdy niełatwą w odbiorze, szokującą, a dla niektórych zapewne kontrowersyjną.

Nie w tym jednak tkwi jej problem, ponieważ w takie tony autor uderzyć zdecydowanie zamierzał. Mankamentem tego komiksu jest, niestety, wewnętrzna wtórność fabuły. Zbudowano ją na zasadzie: bohaterka ucieka – zostaje schwytana – znowu ucieka – ponownie zostaje schwytana. Zmieniają się jedynie okoliczności, towarzysze protagonistki oraz miejsca, pod koniec akcja wytraca rozpęd i mangę ratuje tylko ogromna inwencja rysownika. Nużą również liczne postaci zakochane w Reminie, wszystkie na dodatek niesłychanie jednowymiarowe (troskliwy opiekun, rozpuszczony syn bogacza, maniakalny fan).

Znów (podobnie było w przypadku Gyo i zamykającej je upiornej opowieści o szczelinach w kształcie ludzkich sylwetek) pod wieloma względami lepsza od właściwej mangi okazuje się zamieszczona na końcu nowela Miliard szwów. Ito wyśmienicie łączy w niej grozę z kwestią samotności niedopasowanej społecznie jednostki. Historia o grupie morderców (czy aby na pewno?), zszywających razem ludzi w imię spaczonej idei jedności, przeraża i intryguje zarazem, budząc chorobliwą fascynację, a kończy się doprawdy niespodziewanie. Oto japoński król horroru w znakomitej formie!

Tomik jako całość prezentuje się bardzo nierówno. Pełno tu dobrych pomysłów, ambitnych rozwiązań, jest też z pewnością szalenie klimatyczny. Mimo to pewna doza przesady oraz fabularnej naiwności psuje dobre wrażenie. Dla wielbicieli mangaki oraz nietuzinkowych opowieści grozy Remina to pozycja obowiązkowa, do postawienia na półce. Na początek przygody z dokonaniami Junjiego Ito polecałbym jednak raczej wzmiankowaną na samym początku Uzumaki. Spiralę. Niebawem przekonamy się, czy schemat sinusoidy wciąż obowiązuje. Ja sam z przyjemnością (trochę, przyznam, niezdrową, fani strasznych historii wiedzą zapewne, co mam na myśli) zapoznam się z kolejnym dziełem wschodniego mistrza makabry.    



autor: Junji Ito
tytuł: Remina. Gwiazda piekieł
przekład: Paweł „Rep” Dybała
wydawnictwo: J.P.Fantastica
miejsce i rok wydania: Mierzyn 2014
stron: 294
format: 145 × 205 mm
oprawa: miękka    

Tłumacz z zawodu, pisarz z ambicji, humanista duchem. W wolnych chwilach pochłania nałogowo książki, obserwuje zakręcone losy fikcyjnych bohaterów telewizyjnych i ucieka w światy wyobraźni (z powrotami bywają problemy). Wielbiciel postmodernizmu, metafikcji oraz czarnego humoru. Odczuwa niezdrową fascynację szaleństwem i postaciami pokroju Hannibala Lectera. Uważa, że w życiu człowieka najważniejsza jest pasja.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %