Szorstka egzotyka

Parandowski na surowo. O rapowej „Alchemii Słowa” Mady i Temzkiego

Polski rap potrafi zmęczyć dosłownością i ugłaskaną, przearanżowaną muzyką. Dlatego album dwóch warszawskich hiphopowców pozwala odetchnąć. To prostota, choć nie bez finezji.

Są z jednego miasta, obu można określić mianem „warszawskich undergroundowych hip-hopowców”, ale tak poza tym różnią się wiekiem – a przez osiem lat w rapowej branży zmienia się właściwie wszystko – i estetyką. Temzki to brzmienia organiczne, rapowanie stonowane, pogodne i bez napinania się, pokłosie miękkości i oddechu Native Tongues. Głównie z takich nagrań dał się poznać solowo, a także w projektach Mardi Gras czy Vibe Quartet. Z kolei Madzie, dumnemu reprezentantowi zespołów Zetenwupe i kolektywu WCK, bliżej do repertuaru z nowojorskiej dzielnicy Queens, ulicznej szorstkości z dawką liryzmu, zdecydowanych wersów, mocniejszego bitu. Współpraca tych dwóch może zatem wydawać się nie tyle egzotyczna, co nieoczywista.

Fot. Katarzyna Fronczak

A jednak to, jak rap robisz, a jaki lubisz, to nie musi być to samo, hiphopowe gusta i inspiracje nie są proste do sformatowania, tym bardziej jednoznacznego określenia. Temzki lubił u młodszego kolegi progres słyszalny z projektu na projekt, a przede wszystkim pasję, z jaką podchodzi do muzyki i pisania. Zaprosił go więc na zeszłoroczną płytę, do produkowanego przez Spinache’a kawałka „NWOCCH”.

„Kojarzyłem jakieś dokonania Temzkiego wcześniej i gdy dostałem zaproszenie na płytę Te La Soul, to mimo że się nie znaliśmy, jakoś instynktownie się zgodziłem. Spotkaliśmy się w studio i zrobiliśmy numer, który wyszedł jak dla mnie kozacko. Potem Mateusz napisał na Facebooku, że ma paczkę starych bitów à la Griselda (surowe, ascetyczne, znowu modne obecnie rzeczy – przyp. MF) i zapytał, czy ktoś jest chętny. Powiedziałem mu „pokaż” i wziąłem większość. To jest dla mnie mega klimat i coś ciekawego, na czym chciałem się sprawdzić, a dodatkowo produkcje naprowadziły mnie na koncept album” – mówi Mada.

Skąd u Temzkiego taka muzyka? Sam śmieje się, że dlatego, że najłatwiej i najszybciej ją zrobić, bo chodzi o znalezienie w innym nagraniu tej „złotej próbki” do wycięcia i zapętlenia. Podkreśla, że nie jest żadnym producentem, tylko „dłubie sobie” w programach, które mniej więcej opanował. Grunt, że jego szkice okazały się inspirujące. Mada pożenił je z Alchemią Słowa Jana Parandowskiego. „Podróż po literackim, lekko oderwanym świecie w konwencji rap. Zabawa słowem okraszona ironią, abstrakcją i ciętym językiem przeplata się z surową stylistyką i emocjami. Autentyczność oraz osobiste rozterki skrywają się za hiperbolą i plastycznymi formami. Od powagi przez obojętność aż po groteskę. Wszystko to spięte zgrabnie dobranymi cytatami” – zachęca opis płyty nazwanej tak samo jak książka.

„Jakoś półtora roku temu moja siostra podarowała mi Alchemię słowa, chyba na urodziny. Przeczytałem ją i mi się spodobała, bo jakby rozkłada życie pisarza na części, na powody, skutki i różne takie. Było to dla mnie intrygujące, w dodatku miałem dobre nastawienie, bo wcześniej w Dzienniku Tyrmand chwalił styl autora znanego nam tylko z Mitologii…” – wyjaśnia Mada.

 „Ja lubię mieć pomysł na krążek, jakiś taki chociażby luźny. A że zawsze chciałem zrobić lekko oderwaną, literacką płytę i dostałem mocno oderwane bity, to jakoś tak to mi się w głowie połączyło z ładnym tytułem i mamy hybrydę” – dodaje.

„Po pierwszym spotkaniu w studio już wiedziałem, że będzie dobrze. Jedyną trudniejszą kwestią było zrobienie odpowiednich aranży, bo jednak chcieliśmy zachować surową formę i nie przesadzić z patentami. Dlatego m.in. wzięliśmy do współpracy dwóch doświadczonych muzyków. I oczywiście Świętego, który nadał moim bitom odpowiednie brzmienie” – uzupełnia Temzki.

Alchemia słowa może zafrapować udaną, „pozszywaną” okładką Kasi Fronczak, udziałem instrumentalistów (Master Sondij, Wuja HZG) i całym szeregiem rapujących gości (Miły ATZ, Marceli Bober, KPSN, Koza i członkowie WCK: Ryfa Ri, Kaietanovich). Można żałować, że Kuba Knap jest tylko wśród „czytających” (utwory przerywają cytaty z Parandowskiego). Ale przede wszystkim trzeba oddać gospodarzom, że to oni są tu najważniejsi.

Ascetyzm podkładów Temzkiego z żywym basem pod spodem sprawdza się – mało kto podąża tu drogą Alchemista i Madliba, pozornie prostą, dostępną jednak tylko tym, którzy hip-hop znają doskonale i dogłębnie rozumieją jak działa. Te pętle iskrzą, co pozwala wersom Mady zapłonąć. Rap żyje, nietrzymany na smyczy korzysta z wolności, gryzie abstrakcją, merda słuchaczem. Od Sławomira Mrożka do Remigiusza Mroza jest tu zaledwie chwila, wulgarność idzie w parze z erudycją, a mistrz ceremonii, jeżeli akurat nie chce sadzić ludziom kaktusów na dłoniach czy nie obraca na języku bon motów, to mnoży słowa, wyciąga je z siebie jak króliki z kapelusza. Drugiej takiej płyty nie ma i nie będzie. 

Okładka: Katarzyna Fronczak

Album do kupienia na stronie www.wck47.com. Premiera 4 lipca 2020. Wydawnictwo limitowane i numerowane (tylko 300 sztuk).

Dwie dekady pisania o rapie i nadal tego żałuje. Współpracował m.in. z „Klanem”, „Ślizgiem”, Radiostacją, „Życiem Warszawy”, „Machiną”, „Przekrojem”, „Polityką” i „Gazetą Magnetofonową”. Współautor Dymu graficznego wywiadu z Pablopavo i Antologii Polskiego Rapu. Prowadzi autorski cykl wywiadów „Flintesencja” na CGM.pl. Lubi duże tyłki (poza swoim), mało odpowiedzialności, dziwaczną architekturę i egzotyczną kuchnię.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %