Przeczytaliśmy

Filozofia podskórna

Nazwisko Jolanty Brach-Czainy nie pojawia się na okładce tej książki. Błony umysłu mają autorkę, która podpisuje się tak: Jolanta, córka Ireny, wnuczka Bronisławy, prawnuczka Ludwiki. Filozofka takim zabiegiem celowo zwraca uwagę na feministyczny aspekt swojego dzieła. I takie spojrzenie na tę książkę utrwaliło się od pierwszego wydania. Nic w tym dziwnego, biorąc pod uwagę wszystkie eseje Błon umysłu. Wydawnictwo Dowody na Istnienie wydało je niemal dokładnie rok po śmierci filozofki.

Tę książkę nazywa się prowokacyjną. Choćby dlatego, że napisała ją kobieta i wcale nie zajęła się sprawami powszechnie uznawanymi za wielkie. Przecież w uniwersalnym pojęciu filozofia zajmuje się sensem istnienia i bólem życia. Powszechne podejście nakazuje filozofom szukać odpowiedzi na te fundamentalne problemy w rzeczach wzniosłych. Tymczasem Brach-Czaina w swojej pierwszej książce Szczeliny istnienia analizuje zmywanie naczyń i strukturę mięsa. W Błonach umysłu szuka odpowiedzi na fundamentalne pytania w sposobie używania kubków lub w menstruacji. To musiało szokować, kiedy książka po raz pierwszy ukazała się na początku wieku. Z pewnością niektórych oburza i dziś. 

Brach-Czaina na odwieczne pytanie: Jak żyć? odpowiada – życiem codziennym. Tak można zrozumieć jej poszukiwania wartości filozoficznych w rozsypanych zakupach na ulicy, zaginionym kocie, w „pozbawionych zaufania” schowkach na rzeczy i w dynamice bezruchu. 

„(…) jeśli mamy zrozumieć funkcjonowanie nas samych, a zarazem wskazać kategorię przystającą do naszej sytuacji egzystencjalnej czy naszego losu, jest nią płynność, stopniowe i nieprzerwane przeistaczanie. Powoduje ona skutki paradoksalne. Dzięki niej przystosowujemy się i nabieramy zdolności trwania w warunkach, które inaczej trudno byłoby znieść” (s. 119).

Jolanta Brach-Czaina w swoich tekstach namawia nas do uważności. To ostatnio dość popularny trend – skupianie się na własnym ciele, potrzebach, oddechu, rozpoznawaniu tego, co się z nami dzieje. Nie nazwałbym jej jednak prekursorką mindfulness, raczej obserwatorką fenomenu życia postrzeganego jako proces fizjologiczno-filozoficzny. W poprzedniej książce zwracała uwagę na to, co robimy, i tam szukała absolutu, w Błonach umysłu natomiast kieruje się na ciało. Jest nowym Guntherem von Hagensem, ale ona preparuje nie ciało, a funkcje życiowe, nadając im – słusznie zresztą – znaczenie nadrzędne. Ale to skupienie na ciele nie jest modą czy sposobem na depresję. To metoda patrzenia na świat z perspektywy filozoficznej. Ona ma nas nie tyle podnieść na duchu, co uduchowić. Brach-Czaina dokonuje plastynacji, jednak nie wpuszcza w ciało polimerów, tylko skupia się na analizie funkcji życiowych, których zwykle nie obserwujemy z uwagą. Oddychanie, trawienie, menstruacja są dla niej nie tyle procesami, co najistotniejszymi wydarzeniami życia, w których doszukuje się wartości filozoficznych. Bo skoro oddychamy, żeby żyć, spożywamy, żeby przeżyć, naskórek macicy obumiera, bo nie spotkał życia, to wszystkie te funkcje nie mogą być jedynie czynnościami fizjologicznymi. 

„Moją najbardziej oczywistą granicą jest skóra. Wyznacza ona wewnętrzne terytorium. Wyodrębnia je i oddziela od reszty świata, który przez zewnętrzność położenia względem zamykającej mnie powierzchni jawi się jako rzeczywistość odrębna, różna, obca, naturalnie przeciwstawiona wszystkiemu, co osłonięte żyje w środku. To, co pod skórą, choć niewidoczne i niezbyt dobrze znane, jest mną” (s. 84).

Jolanta Brach-Czaina jest nazywana filozofką feminizmu chyba przede wszystkim dlatego, że zajrzała za wytworny tron, na którym siedzi patriarchalna filozofia. Dojrzała tam coś, czego nie zauważali jej poprzednicy, że absolut, idea, niematerialny byt rodzą się nie (tylko) w umyśle. Że w płynach ustrojowych ciała podróżuje najważniejsza prawda o człowieku. Warto do niej dotrzeć w czasie lektury esejów filozofki. 


autor: Jolanta Brach-Czaina

tytuł: Błony umysłu 

wydawnictwo: Dowody na Istnienie

miejsce i rok wydania: Warszawa 2022

liczba stron: 184

format: 120 x 120 mm

okładka: miękka ze skrzydełkami

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %