Czy to komedia? Czy to dramat? Nie! To dramedy!
Od tej pory nawet w wyraźnie rozrywkowych produkcjach komediowych znajdzie się miejsce na szczyptę powagi, chociażby dlatego, że tego rodzaju podejście czyni całość bardziej wiarygodną, bardziej angażującą dla widza. Warto w tym miejscu zauważyć, że często właśnie odcinki poruszające trudne zagadnienia znajdują się potem w czołówce najlepiej ocenianych bądź najbardziej lubianych przez fanów, doceniających okazjonalne wyjścia poza strefę humorystycznego komfortu.
Co ciekawe, ostatnimi czasy status quo w serialach komediowo-dramatycznych uległ radykalnej zmianie. Stopniowo to element dramatyczny zaczął dominować, a efekty tego procesu są doprawdy nietuzinkowe. Przesunięcie środka ciężkości wynikało z pewnością częściowo z tego, że znaczna większość sitcomów zaczęła się do siebie bliźniaczo upodabniać, świeższe podejście było zatem koniecznością, biorąc pod uwagę szybko postępującą ewolucję telewizji jako medium. Między innymi dlatego w 2012 roku HBO stanowczo zabrało głos w feministycznym dyskursie przez wyemitowanie produkcji Dziewczyny Leny Dunham (która na dodatek oparła ją na własnych doświadczeniach). Serial okazał się ważnym elementem dyskursu. Losy czterech mieszkanek Nowego Jorku stawiających czoła życiowym wyzwaniom wzbudzają tyleż zachwytu, co kontrowersji, ale nie da się ukryć, że przez cztery lata silnie zaznaczyły swoją obecność w popkulturze (w 2017 będzie można zobaczyć finałowy, szósty sezon). Idąc za ciosem, stacja poruszyła także tematykę homoseksualizmu w dwusezonowych Spojrzeniach oraz w wieńczącym serialowe wątki filmie pełnometrażowym, który miał premierę 23 lipca tego roku. Jak większość dokonań tej platformy telewizyjnej, zarówno ten, jak i kolejny zwrot w stronę dramedy cieszyły się sporą popularnością. Jednak wyemitowana w 2015 roku Bliskość braci Duplass pomimo ożywczo autentycznego podejścia do codzienności oraz relacji międzyludzkich została ostatecznie wycofana z ramówki po drugiej serii.
Jak to zwykle w tej sytuacji bywa, platformy streamingowe walczące o prym z HBO nie mogły zostać w tyle. Netflix podszedł do tematu z tradycyjną już przekorą i zdecydował się na ukazanie w niezwykle gorzkim Love uczucia, które obu stronom raczej szkodzi, niż przynosi szczęście. Cięty humor Judda Apatowa w scenariuszu oraz znakomita gra głównych aktorów – znanej z Community Gillian Jacobs i Paula Rusta – spodobały się publiczności, dzięki czemu perypetie dwójki niezwykle zagubionych w życiu ludzi będzie można śledzić w 2017 roku w kolejnym sezonie serialu. Podobnie daleki od ideału obraz miłości zaprezentowało Hulu w bardzo ciekawym Casual (którego druga seria całkiem niedawno dobiegła końca), tam jednak posunięto się o krok dalej. Oprócz ostrego komentarza o stanie społeczeństwa (internetowe randki, reinterpretacje tradycyjnej koncepcji związku etc.) w serialu pojawiają się bowiem wątki biseksualności, radzenia sobie ze śmiertelną chorobą, a nawet wyjątkowo szokująco ukazany problem eutanazji. W obu tych produkcjach podczas seansu widz szybko uświadamia sobie, że śmianie się z sytuacji upokarzających dla bohaterów wynika bardziej z reakcji obronnej na ich uderzający realizm niż z samego komizmu. To przykład humoru, który skłania do myślenia, zmusza do zadania fundamentalnych pytań o własne życie i podejście do niektórych spraw.
Najbardziej treściwa i poruszająca dramedy nie pojawiła się jednak za sprawą telewizyjnego giganta ani pionierów programów internetowych. Za You’re the Worst odpowiada FX (obecnie FXX, należące do Fox Studios). W ciągu trzech sezonów (jeden nadal w trakcie) ta z pozoru prosta opowieść o próbie zbudowania relacji przez dwójkę wyjątkowo toksycznych ludzi niejednokrotnie ujawniała drugie dno. Wspomniani główni bohaterowie to Jimmy Shive-Overly, cyniczny pisarz, który zawsze ma gotową listę obelg na każdą okazję, i Gretchen Cutler, prawdziwa dziewczyna z problemami zajmująca się PR-em gwiazd. Krytycy często wyrażają opinię, że serial stanowi jedno z lepszych przedstawień klinicznej depresji na małym ekranie, ale to zaledwie czubek góry lodowej, choć zarazem i najmocniejszy wątek tej produkcji. Głównie dlatego, że każdy członek paczki przyjaciół tworzącej się wokół głównych bohaterów, wypaczonej wersji popularnego sitcomowego leitmotivu, ma swoje własne demony. Począwszy od trudnych relacji z ojcem, niechcianych ciąż czy problemów małżeńskich, a skończywszy na PTSD. A tym, co sprawia, że cała ta (w gruncie rzeczy niezwykle obciążająca psychicznie) mieszanka działa, jest świetne aktorstwo, momentami ordynarna bezpośredniość i scenariusz mocno osadzony we współczesnych realiach (chociaż o pewnych rzeczach, np. o tym, na czym polega cocking, pewnie nie chcielibyście wiedzieć). W rezultacie widz szybko przywiązuje się do bohaterów (jakkolwiek okropnymi byliby ludźmi), cierpi razem z nimi, cieszy się z ich sukcesów lub martwi popełnionymi przez nich błędami. Niewiele seriali wygospodarowuje tyle czasu antenowego na pogłębianie charakteru postaci (także drugoplanowych), a w tym przypadku niekiedy cały odcinek opowiada przeżycia jednej z nich. You’re the Worst potrafi w ciągu 30 minut rozbawić do rozpuku, sprawić, że poczujemy się niezręcznie, wzruszyć, a później zdruzgotać. A że po trzech latach wciąż nie traci rozpędu, należy mu się tym większy szacunek jako bodaj najlepszej amerykańskiej produkcji komediowo-dramatycznej.
Wielbicielom amerykańskiego podejścia do dramedy można również polecić najnowsze This is Us. Produkcja ukazująca losy trójki bohaterów na kilku przeplatających się płaszczyznach czasowych już zbiera pozytywne recenzje. Protagoniści to troje dzieci urodzonych tego samego dnia – biologiczni brat i siostra oraz ich adaptowany brat, mający zastąpić ostatniego, przedwcześnie zmarłego trojaczka. Już po tym krótkim opisie widać, że twórcy nie boją się podejmować ryzyka. Dodatkowymi atutami serii są postaci, które budzą prawdziwą sympatię oraz umiejętność ciągłego zaskakiwania widza. Stacja NBC zwiększyła liczbę odcinków sezonu do 18 – wobec takiego kredytu zaufania zdecydowanie warto rzucić na ten serial okiem.
Nie jest bynajmniej tak, że nasz kraj zupełnie odciął się od tego rodzaju prób połączenia poważnych tematów z bardziej swobodnym do nich podejściem. W Polsce są one jednak obecne nie w telewizji, lecz w kinie. Ostatnio – a szczególnie w zeszłym roku – dużą popularnością cieszył się gatunek nazywany przez niektórych cancer comedy, czyli komedia o raku. Już sam pomysł wydaje się ryzykowny jak na nasze warunki, no bo jak można śmiać się z czegoś tak przerażającego? Ale na szczęście nie do końca o to tutaj chodzi: filmy mają spełniać funkcję poniekąd terapeutyczną. Do pewnego stopnia oswajają ludzki dramat, pokazując, że nawet w tego rodzaju sytuacjach nie musi być zupełnie beznadziejnie. Często zresztą są inspirowane autentycznymi zdarzeniami.
Najsłabiej na tle innych cancer comedies wypada Chemia, oparta na historii założycielki fundacji Rak’n’Roll Magdy Prokopowicz. Jej twórcom nie udało się to, czego dokonano w Żyć nie umierać z Tomaszem Kotem czy wyśmienitych Moich córkach krowach (ze świetnymi Kuleszą i Dziędzielem w rolach głównych), czyli właśnie zgrabne połączenie tragizmu z komizmem, luzu z powagą. Nie wspominając już o nietrafionych eksperymentach formalnych i nie do końca przekonującym aktorstwie. Natomiast dwa pozostałe wyżej wymienione tytuły zwyczajnie dobrze się ogląda pomimo trudnego tematu, do bohaterów łatwiej się przywiązać, a przez to współprzeżywać z nimi życiowe trudy. Dobrze, że staramy się podchodzić z dystansem do rzeczy ważnych, radzić z bolesnymi kwestiami, ale miejmy nadzieję, że będziemy to robić raczej w stylu Moich córek, z autentyzmem i lekkością, ale też świadomością wagi problemu.
XXI wiek przyniósł ze sobą zastanawiającą dominację dramatu nad komedią, przełamanie stagnacji w sitcomach oraz na srebrnym ekranie i świeże podejście do bieżących zagadnień społecznych. Uważam ten proces za zdrowy przejaw prężnego rozwoju filmu i telewizji. Dobrze jest czasem nie tylko pośmiać się czy odprężyć, ale również doświadczyć odrobiny katarktycznego dyskomfortu, skłaniającego do myślenia. Lub też przestać na chwilę traktować wszystko śmiertelnie poważnie, zakosztować odrobiny humorystycznego dystansu. Na szczęście nie brak ludzi, którzy mają pomysł na inteligentne opowiedzenie wcale niełatwych historii, i stacji, które gotowe są postawić na tak niepewnego konia i okazują godne podziwu zaufanie widzom. Mawia się, że śmiech to zdrowie, ale zdrowo też czasem wyjść poza strefę komfortu, postawić na rozrywkę nieco mniej oczywistą.