Fantastyczny entuzjazm debiutanta
O
zróżnicowanym rynku komiksu w Polsce, narodzinach nowego wydawnictwa i jego książkowym
debiucie – z Rafałem Majem, właścicielem wydawnictwa Okami, rozmawia Magdalena
Pawłowska.
Magdalena
Pawłowska: Na początku proszę powiedzieć, jak zaczęła się Pana przygoda z
komiksem, który przecież nie jest sztuką taką jak każda inna – jak na przykład
kino, które każdy w jakimś stopniu zna i lubi.Rafał Maj, wydawnictwo Okami:
Komiks zawsze kręcił się wokół mnie. Już w podstawówce znałem chłopaka, który
miał hopla na punkcie Kaczora Donalda – posiadał nawet publikacje wydane
przed swoimi narodzinami; później w liceum chodziłem do jednej klasy z twórcą
komiksów. Na dobre wciągnęło mnie podczas studiów, gdy zacząłem jeździć na
konwenty. Pierwsza była Avangarda w Warszawie [konwent fantastyki organizowany przez Politechnikę
Warszawską – przyp. red.]. Później po prostu miałem ochotę na więcej,
przejrzałem więc ofertę warszawską i trafiłem na Animatsuri [Warszawski
Festiwal Kultury Japońskiej – przyp. red.] – zgłosiłem się do pomocy przy
organizacji, bo to więcej frajdy niż udział w charakterze zwykłego uczestnika.
Do informatora konwentowego dołączono wtedy fragment komiksu Stana Sakaiego Usagi
Yojimbo, oczywiście go przeczytałem i chciałem jeszcze więcej. Wtedy jeden
ze znajomych, którego poznałem na imprezie, przyniósł mi cały tomik i
powiedział: „Masz, poczytaj sobie, i tak siedzisz tu na tej akredytacji i nic
nie robisz” [śmiech]. Kolejne tomy zacząłem kolekcjonować już sam, aż dotarłem
do bariery wydawniczej – starszych tomów wydanych przez Mandragorę nie można
było dostać, a nowych Egmont nie zdążył jeszcze opublikować. Dlatego zacząłem
szukać innych tytułów dla siebie i poszło to lawinowo.Czyli zaczęło
się od fantastyki, a potem nastąpiło naturalne przejście do komiksu. A jak ta
fascynacja przerodziła się w założenie antykwariatu, sklepu i wydawnictwa?Zacznijmy od tego, że po drodze
pracowałem dla jednego z wydawnictw – była to co prawda praca w sklepie, ale
zdarzało mi się na przykład siąść przy komiksie i sprawdzić ewentualne błędy w
tekście. Zaobserwowałem wtedy dużo prawideł, nawiązałem znajomości i kiedy
przyszło do rozstania z tą firmą, ostatecznie stwierdziłem, że nadal chcę robić
to samo, ale już na własny rachunek. Najpierw założyłem sklep, bo wydawnictwo
to jednak spore koszty – trzeba zacząć od czegoś mniejszego. Z czasem rozwinęło
się to w drugi sklep (jeden jest mangowy, w drugim sprzedajemy zachodnie komiksy)
i potem przyszła pora na wydawnictwo samo w sobie.Wiele osób z
branży narzeka na komiksowy rynek wydawniczy, który jest skromniejszy chociażby
w porównaniu z rynkiem literackim, ale przecież cały czas się rozwija. Jak
ogólnie wygląda sytuacja komiksu w Polsce?Problem rynku komiksowego (ja nie
lubię tego określenia, jest mało adekwatne) polega na tym, że przez wiele lat w
Polsce panowało myślenie o komiksie jako o czymś elitarnym. Pamiętam jeszcze te
wielkie wydania Batmana, które kosztowały po 100 złotych, to były jakieś
chore pieniądze. A trzeba pamiętać, kim są czytelnicy komiksów – to głównie nastolatkowie,
którzy mają najwięcej czasu i których nie stać na tak duże wydatki. W momencie
więc, kiedy w Polsce zaczęły się ukazywać mangi (które są tanie z założenia)
wydawane w druku czarno-białym, nastolatek mógł pójść do mamy i poprosić o 12
złotych na komiks. Teraz te starsze wydawnictwa, takie jak chociażby Egmont,
zaczynają widzieć, że wydawanie czegoś z ceną powyżej 100 złotych to lekka
przesada, więc tworzą tańsze wydania, na przykład z serii „Marvel Now”, które
kosztują do 40 złotych.A czemu nie
lubi Pan określenia „rynek komiksowy”?To było odpowiednie określenie
jakieś 10-15 lat temu, kiedy faktycznie dało się wszystko wrzucić do jednego
worka. W tym momencie istnieje rynek mangowy, który naturalnie wyodrębnił się z
głównego nurtu. Tworzy się rynek komiksu superbohaterskiego, który ma skrajnie
odmienną grupę odbiorców (manga – dziewczyny w wieku 13-17 lat, komiks
superbohaterski – mężczyźni w wieku 18-34 lat). Więc jeśli mówi się o teorii
wielkiego krachu na rynku komiksowym, to nawet jeśli recesja dotknie jednego
działu, nie będzie musiała dotyczyć także innego, który rządzi się swoimi
prawami. A przecież mamy jeszcze wiele innych podgrup, na przykład komiks frankofoński
wydawany przez Taurus Media. Nie należy więc generalizować, bo nikt nie mierzy
rynku książki tylko podług tego, co dzieje się z odbiorem kryminałów.Co jest
teraz najchętniej kupowane i czytane?Rzeczy Marvela ze względu na
popularność filmów. Mangi także nie tracą na popularności, bo to nadal tanie
pozycje, rynek się do nich przyzwyczaił, a wśród nich występuje bardzo duża
różnorodność tematyczna: horror, przygodówki, romans – każdy znajdzie coś dla
siebie. Wcześniej był taki problem, że mangi za bardzo skupiały się na
młodszych czytelnikach, więc z pewnych tytułów po prostu się wyrastało, bo ileż
można czytać o problemach nastolatków. Teraz to się zmienia, ta branża raczej
będzie się rozwijać, tym bardziej, że jest mocno podzielona i każdy dział może
przyjąć inną drogę ewolucji, ale to już temat, któremu dałoby się poświęcić
cały wykład.Myśleliście
może o takiej właśnie działalności – organizacji wykładów, spotkań, prelekcji?Tak, będziemy nawet organizować
konkurs wiedzy o baśniach na G-conie w Starogardzie Gdańskim [11-12 czerwca – przyp.
red.].Zobaczymy, jak to wyjdzie, i będziemy myśleć o czymś na przyszłość.
Przede wszystkim musimy się teraz skupić na nowym projekcie, którym jest
wydawnictwo. Gdy to dopniemy, zastanowimy się nad intensywniejszym kontaktem z
czytelnikami, klientami, bo to daje też dobry obraz tego, czego ludzie od nas
oczekują. Pewnie w okolicach wakacji sprawa się unormuje, będzie można poszukać
odpowiedniego lokum – wszystko przed nami.Przejdźmy
więc teraz do tematu wydawnictwa, za którym już debiut – pierwszy zeszyt Grimm
Fairy Tales. Dlaczego wybór padł na tę amerykańską serię?Kiedy pierwszy raz zacząłem się
zastanawiać, od czego możemy zacząć, zrobiłem listę siedmiu czy ośmiu tytułów.
Pojawiły się tam między innymi Grimm Fairy Tales, bo to publikacja, która
już wcześniej mi się przewijała na horyzoncie, gdy szukałem po prostu czegoś do
poczytania. Przypomniałem sobie, o czym jest ten komiks – wydał się dobrze
poukładany i poruszał problemy nastolatków, czyli grupy, do której będę chciał
kierować swoje wydania. Pierwszy zeszyt „Grimmsów” opowiada na przykład o
inicjacji seksualnej wśród licealistów (16-17 lat) – niezależnie od kraju
zamieszkania czytelnik może odnieść się do tego problemu i wczuć się w
doświadczenia bohaterów, a to jest ważne zawsze, w każdej opowiadanej historii.Komiks dla
nastolatków – taka będzie linia programowa wydawnictwa?Na pewno komiks dla młodzieży zostanie mocnym
punktem Okami, ale nie chcemy się ograniczać. Planujemy też coś dla dorosłego
czytelnika, ale dopóki wszystkiego nie dopniemy, nie będę jeszcze zdradzał, o
czym myślę. Chcielibyśmy mieć w miarę różnorodną ofertę.Na
fecebookowym fanpejdżu wydawnictwa pojawiło się też ogłoszenie o naborze
powieści fantastycznych, więc nie tylko komiks będzie można poczytać od Okami?Tak, jak już mówiłem, nie chcemy
się ograniczać ani wiekiem grupy docelowej, ani konkretnym gatunkiem.
Chcielibyśmy wydawać komiksy oraz książki polskich i zagranicznych twórców. Pozostajemy
otwarci na różne możliwości. Zaczęliśmy akurat od fantastyki, bo jest mi ona
dosyć bliska i po prostu realizuję moje małe marzenie [śmiech]. Będziemy się
dostosowywać do sytuacji. Gdy tylko pojawi się coś ciekawego, zaczniemy nad tym
pracować – nic na siłę.A jakie są
najbliższe plany? Kolejne zeszyty Grimm Fairy Tales?Tak, zgadza się. Ogólnie seria
oryginalna ma 125 zeszytów i około 20 podserii. Nie wiemy jeszcze, czy i w
jakim stopniu będziemy się zajmować podseriami, ale jeśli czytelnicy będą nimi
zainteresowani, to prawdopodobnie któreś się pojawią.Poza tym wysłaliśmy też kilka
zapytań o inne tytuły.Niektóre rozmowy licencyjne trwają bardzo długo, ponieważ
wydawcy chcą się spotkać z nami osobiście, dlatego w zeszłym miesiącu
przytrafił mi się wyjazd do Paryża. Przedstawiciele innego wydawnictwa będą na
konwencie w Niemczech, więc musimy czekać do końca roku, aby rozmowy w ogóle
ruszyły. Zawsze to jednak wygodniejsze niż podróż na przykład do Stanów
Zjednoczonych, która mogłaby zakwestionować opłacalność całego przedsięwzięcia.
Na szczęście wydawcy „Grimmsów” odpuścili sobie ten element, dogadaliśmy się
przez internet, w trzy miesiące udało się zamknąć negocjacje i doprowadzić do
wydania pierwszego zeszytu, z którego jestem bardzo dumny.Wróćmy zatem
do Grimm Fairy Tales. Komiks dla młodzieży, współczesne adaptacje
baśni plus spore nasycenie erotyzmem…Chciałbym zaapelować do
czytelników, aby przy tym komiksie nie zważali za bardzo na okładki, ponieważ są
one bardzo mylące. Już teraz pojawiają się głosy w internecie, że to pewnie
publikacja żerująca na goliźnie. Po pierwsze, i tak na co dzień obcujemy z tego
typu przekazem na ulicach, billboardach, reklamach. Po drugie, Grimm Fairy
Tales mają dużo większą zawartość merytoryczną, niż mogłoby się wydawać na
pierwszy rzut oka. To zdecydowanie nie jest pornografia w stylu fantasy,
okładka po prostu wpisuje się w formę marketingu, którą przyjął amerykański
wydawca. Pomijając nasycenie erotyzmem, te okładkowe arty pozostają na wysokim
poziomie estetycznym, można je często spotkać w internecie nawet w oderwaniu od
komiksu, i to w pozytywnym kontekście.Nasz wydawniczy debiut był także
debiutem rysowników Grimm Fairy Tales i Zenescope Entertainment
[oryginalny wydawca GFT – przyp. red.]. Te debiuty przerodziły się w
długo trwające serie zapewne nie bez przyczyny. Tytuł wart jest uwagi
czytelników.Co wyróżnia
tę serię na tle innych komiksów publikowanych w Polsce?Młodzieżowy rynek komiksowy nie
do końca istnieje u nas w kraju. O ile mamy komiksy dziecięce, które od czasu do
czasu wydaje Kultura Gniewu czy Egmont, o tyle dla nastolatków trudno jest coś
znaleźć. Większość tego targetu zagarnęły mangi, które nie każdemu mogą odpowiadać
ze względu na stylistykę i różnice kulturowe. A potem już mamy komiks superheroes
z również dosyć specyficznymi motywami (charakterystyczne lateksowe stroje i
ciągłe walki). Brakuje linii wydawniczej koncentrującej się na młodzieży, co
dla mnie jest nie do pojęcia, bo jak już mówiłem, to grupa potencjalnie najchętniej
sięgająca po komiksy. Chcemy, żeby Okami wypełniło tę lukę.Jak
wyglądały sprawy czysto techniczne? Mieliście jakieś problemy z polskim
wydaniem?Dużą wagę przywiązaliśmy do
wyglądu naszego wydania Grimm Fairy Tales. Zeszyty dla prenumeratorów
pakujemy w specjalne folie z tekturką. Pierwszy zeszyt jest dostępny w trzech
wariantach okładkowych. Chcielibyśmy za każdym razem oferować wybór spośród
kilku okładek – czekamy nawet na ostateczną zgodę Zenescope na to, aby polscy
komiksiarze stworzyli okładki dla tych zeszytów, które w oryginale mają tylko
jeden wariant. Dodatkowo wprowadziliśmy rozwiązania, których nie znajdziemy w
wydaniu oryginalnym: rysunki na wewnętrznych okładkach, siatkę matową z
wybiórczym lakierem na froncie, tylną okładkę, na której w wersji amerykańskiej
są reklamy. Chcemy w ogóle uniknąć wszelkich reklam, nawet własnych, żeby
klient dostał tylko to, co kupuje. Dopracowaliśmy też tłumaczenie, które
przeszło przez trzy redakcje – mocno zastanawialiśmy się nad każdym słowem i
wyrażeniem. Na szczęście nie ma tu wielu onomatopei, które zmuszają do ingerowania
w rysunek i włączenia się w odwieczną dyskusję, czy należy je tłumaczyć, czy
lepiej zostawić w oryginale.Zdecydowaliśmy się ostatecznie na
zeszyty, a nie tomy zbiorcze, ze względów finansowych – na pewno łatwiej
przeznaczyć drobniejszą kwotę na jeden zeszyt niż pokaźną sumę na gruby tom.
Mnie osobiście też łatwiej czyta się taki mniejszy format. Tym bardziej, że do
12. numeru Grimm Fairy Tales to oddzielne historie, dopiero później
wszystko łączy się w całość, w jedno uniwersum (nasza rzeczywistość,
Nibylandia, Kraina Czarów i Kraina Baśni) z główną bohaterką, która wykłada
literaturę na uniwersytecie i dzięki temu jej droga przecina się ze ścieżkami bajkowych
postaci.Czego można
się spodziewać po kolejnych zeszytach serii?Na pewno jeszcze lepszej warstwy
graficznej – wraz z rozwojem serii rysunki bardzo się poprawiają. Scenariusz
gwarantuje ciekawe rozwiązania. Przykładowo: w drugim zeszycie mamy historię
Kopciuszka, gdzie za wszystko trzeba zapłacić odpowiednią cenę, a wróżka
chrzestna to nie do końca wróżka chrzestna. To jedna z moich ulubionych części.
Później będzie bardzo mroczna opowieść o Jasiu i Małgosi, a potem – Rumpelstiltskin
z motywem nastolatki w ciąży i Śpiąca Królewna z przepięknym wątkiem, którego na
razie nie zdradzę.Trzeba pamiętać, że mówimy o
tytułach dla nastolatków, które powinny być oceniane jako takie właśnie–
dorosły czytelnik może nie odnaleźć w nich niczego dla siebie, dlatego nie
wszystkie negatywne recenzje muszą być w pełni sprawiedliwe. Dopiero jeśli
dostaniemy nieprzychylne informacje zwrotne od młodych ludzi, zastanowimy się
nad przyszłością tytułu.