Przeczytaliśmy

Haiku zaklęte w powieści

Imperium chmur Jacka Dukaja to zupełnie inna powieść, niż się spodziewałam. I bardzo dobrze!

Po zapoznaniu się z opisem na okładce i innymi materiałami marketingowymi oczekiwałam alternatywnej rzeczywistości literackiej i niejakiej czerstwoty przeżyć Stanisława Wokulskiego wrzuconego do steampunkowej Japonii pod koniec XIX wieku. Już niejednokrotnie jednak nacięłam się na nieadekwatne opisy książek Dukaja, dlatego teraz starałam się odłożyć na bok wszelkie przewidywania, nadzieje i obawy.

Mimo wszystko polski autor zaskoczył mnie po raz kolejny. Dostałam bowiem powieść napisaną językiem niemal poetyckim. Tym razem Dukaj nie budował efektu inności i obcości na elementach transhumanistycznych czy innych motywach charakterystycznych dla hard science fiction. Tym razem zwornikiem tego klimatu jest japońska kultura.

Akcja dzieje się głównie w Japonii, przez co powieść przepełniają odniesienia do kultury i tradycji tego kraju, a narrator pełnymi garściami czerpie z japońskiego słownika. Koncept ten jednak sięga dużo głębiej. Czytając Imperium chmur, zauważyłam, że coś się dzieje w strukturze języka. Po pierwsze, jego poetyckości nie sposób zaprzeczyć. Mnóstwo w nim metafor, epitetów, porównań. Po drugie, narracja niezauważalnie zmienia się z pierwszo- na trzecioosobową i z powrotem. Po trzecie, tekst wyraźnie dzieli się na części, zapowiedziane przed każdym rozdziałem, gdzie ich pierwsze zdania tworzą coś w rodzaju motta. Po czwarte, w opowieść wtrącane są przerywane zdania, które nie tyle niosą ze sobą treść, ile budują klimat.

„Po zmroku, w otoczeniu tuzinów policjantów, schodzi z drogi, wspina się na przełęcze i wzgórza, i w ciszy moszczonej dźwiękami skrzydeł nocnych ptaków i rzekotem żab podziwia piękno i okrucieństwo świata śmiertelników. Komponuje poezję, której nikt nigdy nie przeczyta.

Podróż bez końca – pusta jest głowa wędrowca – dzban na kamienie tęsknoty” (s. 13).

Nie wiedziałam za bardzo, co zrobić z takim językiem, ale przyjęłam to jako cechę stylu. Zagadka rozwiązała się jednak na końcu książki, w odautorskim dodatku O cięciu, czyli jak powstają znaczenia. Dukaj poświęca ten tekst językowi, budowaniu znaczeń, przekazywaniu doświadczeń – tematom, które od dawna go fascynują. I tutaj dowiadujemy się, o co chodzi w Imperium chmur: „Spośród wielu niemożliwych lub prawie-niemożliwych wyzwań, jakie przyciągają mnie niczym ogień ćmę, stworzenie haiku prozą jawiło mi się szczególnie szlachetną formą literackiego seppuku”. Megalomańskie, przeszarżowane? Może. Ale w ostateczności nikogo nie krzywdzi i nawet jeśli można się spierać, czy zadanie zostało wykonane (czy w ogóle jest wykonalne?), to rezultat starań jest na dobrym poziomie.

Dobra, a co z fabułą? Mamy tu jakąś fabułę, owszem. Nie liczcie na Wokulskiego w Kraju Kwitnącej Wiśni, bo to tylko zagrywka marketingowa, wyciągająca na pierwszy plan postać z tła opowiadanej historii. Najważniejsza jest Kiyoko, dzięki której nie tylko poznajemy tradycję, obyczajowość i politykę Nihonu, ale która też niejako uosabia językowy koncept tej powieści. Razem z nią śledzimy rozwój kraju, przyglądamy się produkcji metalu lżejszego od powietrza, konstruowaniu floty podniebnych maszyn i użyciu ich w konflikcie zbrojnym.

Akcja jest jednak potraktowana pretekstowo, to forma liczy się tu najbardziej. Podkreśla ją jeszcze wspaniałe, dopracowane wydanie. Przed każdym rozdziałem znajdują się wspomniane fragmenty tekstu, znaki kanji wydrukowane na czerwono oraz przepiękne, klimatyczne ilustracje Aleksandry Uklei. Całokształt robi wrażenie, chociaż zdaję sobie sprawę, że ostateczna ocena zależy od tego, w którym miejscu postawimy granicę grafomanii.


autor: Jacek Dukaj
tytuł: Imperium chmur
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
miejsce i rok wydania: Kraków 2020
liczba stron: 288
format: 145 x 205 mm
okładka: twarda

warto przeczytać

Jeśli chcielibyście więcej Dukaja, to pisałam także o jego poprzedniej książce Po piśmie, o jego nowym przekładzie Jądra ciemności oraz o motywach transhumanistycznych w jego powieściach. Natomiast japońskie klimaty znajdziecie w książkach recenzowanych przez Artura: Zapiski dla zabicia czasu, Jestem, tęsknię, mówię oraz Struktura iki.

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %