PrzeczytaliśmyRecenzje

Manga na Dzikim Wschodzie

Zawsze przyjemnie jest trafić na utwory, które przełamują stereotypy nagromadzone wokół danej sztuki czy jakiegoś gatunku. Takie, których tytuły można potem rzucić ignorantom, starającym się wszystkie przejawy życia trzymać w ryzach niezmiennych schematów, porządkujących i upraszczających rzeczywistość. Manga wciąż jeszcze musi się zmagać z wieloma takimi prześladowcami, ale nie przeszkadza to jej w rozwoju i zdobywaniu nowych fanów.
Ja co prawda nigdy nie należałam do przeciwników komiksu japońskiego, ale już pozycja laika jest mi bliższa. Przez długi czas w ogóle nie czytałam mang i miałam o nich tylko mgliste wyobrażenie. Teraz natomiast, gdy stykam się z nimi bezpośrednio i stopniowo poznaję gatunek, wiem dobrze, że nie można tu generalizować i z góry zakładać czegokolwiek, ponieważ świat azjatyckich opowieści obrazkowych cechuje cudowna różnorodność przedstawianych historii oraz wykorzystywanych stylów rysunkowych. Doskonały tego przykład to Green Blood Masasumi Kakizaki – pięciotomowa seria, której pierwszą część polski czytelnik otrzymał od wydawnictwa J.P.Fantastica w październiku (premierę drugiego tomu zaplanowano na 30 grudnia, reszta w dwumiesięcznym cyklu wydawniczym).

Źródło grafiki: http://www.jpf.com.pl/tytuly/duza_strona.php?tytul=green_blood&id=2

Fabuła Green Blood nie musi się w pierwszej kolejności kojarzyć właśnie z mangą. Opowiada bowiem o rodzącej się w drugiej połowie XIX wieku metropolii: Nowym Jorku, wypełnionym emigrantami z różnych zakątków Europy, którzy przybyli na nowy ląd w poszukiwaniu szczęścia i realizacji amerykańskiego snu. A trzeba zaznaczyć, że miejsce akcji nie jest przypadkowe – dzielnicę Five Points śmiało można nazwać pełnoprawnym bohaterem historii. Tło społeczno-obyczajowe zarysowano całkiem dokładnie; kształtuje ono także tożsamość postaci i decyduje o ich czynach i marzeniach. Bardzo dobrze zasada ta realizuje się w konstrukcji dwóch głównych bohaterów – braci zdanych tylko na siebie i swoje umiejętności przetrwania. Młodszy z nich, Luke, nie ma złudzeń co do paskudnego charakteru Nowego Jorku i ciężko pracuje, by móc się w końcu wyrwać z jego sideł. Starszy, Brad, dąży do podobnego celu, ale do jego realizacji wybrał inne środki – nocami, w tajemnicy przed bratem, współpracuje z jednym z gangów rządzących się w mieście w roli płatnego i owianego już mroczną legendą zabójcy, Grimm Reapera.

Ze swoimi saloonami, rewolwerowcami, gangami i awersją do prawa, fabułę Green Blood z powodzeniem można by zaklasyfikować jako klasyczny western – oczywiście gdyby nie fakt, że akcja umieszczona jest nie na Dzikim Zachodzie, a na przeciwległym wybrzeżu Stanów Zjednoczonych Ameryki. Okoliczności takich nie kojarzy się zwykle z mangą. To samo dotyczy warstwy graficznej. Ilustracje Kakizakiego są największą zaletą komiksu. Jego styl nie przypomina konwencji wiązanej z komisem japońskim – rysunki w Green Blood wychodzą poza proste linie, wielkie oczy i typowo azjatyckie rysy twarzy (ten sposób obrazowania można ewentualnie odnaleźć w złagodzonej wersji w wizerunkach dziewcząt). Zamiast tego mamy kadry naznaczone głębią, rysunki mroczne i mocno cieniowane. Ich kunszt możemy podziwiać dzięki skupieniu na detalu, który albo spowalnia akcję, albo wręcz przeciwnie – dynamizuje ją (np. w scenach morderstw). Autor nie skąpi nam także pięknych kompozycji na całą stronę, a czasem i całą rozkładówkę, przy których marginesy – w odróżnieniu od reszty komiksu – są czarne i poziome, co dodaje im filmowego rysu. Można jedynie wyrazić ubolewanie, że tak doskonałe ilustracje dostajemy w druku czarno-białym, gdyż wersja w kolorze (o czym przekonujemy się dzięki kilku pierwszym stronom) zdecydowanie zagwarantowałaby odbiorcom stan estetycznego upojenia.


Można stwierdzić, że Green Blood to idealna pozycja dla tych, którzy chcieliby zacząć swoją przygodę z mangą, ale nieco przytłacza ich egzotyczność tej formy sztuki. Komiks Masasumiego Kakizakiego pozwala oswoić się z niektórymi elementami charakterystycznymi dla japońskich historyjek obrazkowych, jak na przykład układem stron i paneli czytanych od prawej do lewej czy odmiennym kształtem i kompozycją kadrów. Jednocześnie artysta nie wprowadza sztandarowego stylu mangi czy typowych dla niej problemów i składników świata przedstawionego. Dzięki temu pierwszy kontakt z komiksem japońskim nie jest tak drastyczny i można spokojnie rozkoszować się lekturą. Bo że ogólnie czyta się przyjemnie i warto ją polecić, co do tego nie mam wątpliwości – sama będę czekać z niecierpliwością na kolejne tomy serii.    


autor: Masasuki Kakizaki
tytuł: Green Blood #1
przekład: Paweł „Rep” Dybała
wydawnictwo: J.P.Fantastica
miejsce i data wydania: Mierzyn 2015
liczba stron: 200
format: 148 × 210 mm
oprawa: miękka w obwolucie

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %