Przeczytaliśmy

Starożytny obóz przetrwania

Najpierw zaintrygował mnie tytuł oraz opis z okładki. Zamówiłam książkę bez długiego zastanawiania się i dostałam malutką, niepozorną paczuszkę. Zaskoczyło mnie to, spodziewałam się raczej czegoś większego. Mur duchów Sarah Moss zostanie jednak ze mną na dłużej.

Wakacje bez butów, normalnych ubrań, telewizji, z dala od cywilizacji, prysznica i znajomych nie dziwią kilkunastoletniej Silvie. Przywykła do tego schematu. Jej ojciec, na co dzień kierowca autobusu, bezgranicznie poświęca się historii i kulturze starożytnej. Co roku w trakcie urlopu zabiera rodzinę na obóz antropologiczny, podczas którego próbuje się odtworzyć życie z epoki żelaza. Tym razem nie jest inaczej. Poza nimi trojgiem w ekspedycji uczestniczy też grupka studentów pod pieczą profesora Slate’a. Młodzi traktują wyjazd jak zabawę i sposób zaliczenia przedmiotu, ale dla ojca Silvie jest to jedno z najpoważniejszych doświadczeń i nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś może je traktować inaczej. Pasja przeradza się w obsesję, a rodzinny obóz zaczyna się zmieniać w obóz przetrwania.

Silvie próbuje zbliżyć się do studentów, a tym samym – do normalności. Zafascynowana ich wolnością, beztroską i optymizmem zaprzyjaźnia się z Molly, dziewczyną świadomą swojej kobiecości, inteligentną, umiejącą korzystać z uroków obozu, ale niezapominającą o świecie obok, słuchającą poleceń profesora, ale jednocześnie myślącą krytycznie. Molly jest szczera, uczciwa, ma własne zdanie i umie postawić na swoim – czyli jest dokładnie taka, jaka chciałaby być zalękniona Silvie. W ostatecznym rozrachunku to właśnie Molly przychodzi jej z pomocą i przerywa zaklęty krąg przemocy.

Atutem Moss jest umiejętność kreowania wyrazistych postaci – każda z nich zapada czytelnikowi w pamięć. Myślę, że sam opis obozu wymagał od autorki sporej wiedzy z zakresu archeologii, historii, a nawet przyrody. Mnie osobiście podobało się to, że w nienachalny sposób przemycono nam sporą dawkę wiadomości z różnych dziedzin, nawet jeśli – prawdopodobnie – nijak nam się przydadzą w życiu.

Wątek przemocy jest nakreślony w dość oczywisty sposób i kontrasty między światem Silvie a Molly czy zachowaniem ojca bohaterki a profesora są wyraźne od samego początku. Jeśli chodzi o doświadczenia głównej bohaterki, nie ma tu elementu zaskoczenia – właściwie od pierwszych zdań wiemy, w jaką historię właśnie wchodzimy. Dla mnie mimo wszystko lektura Muru duchów była dość wstrząsającym przeżyciem i co jakiś czas kręciłam z niedowierzaniem głową. Autorce można zarzucić, że wystarczy przeczytać prolog, żeby wiedzieć, jak będzie wyglądał epilog. Ja potraktowałam to jednak jako zaproszenie do głębszego zanurzenia się w tę opowieść. Po kilku zdaniach wstępu nasuwa nam się od razu pytanie: „Dlaczego?” i towarzyszy do samego końca.

Przesłanie Muru duchów może wydawać się nazbyt oczywiste, ale myślę, że czasami warto potrząsnąć czytelnikami, wskazać im konkretne sytuacje i zmusić do próby odpowiedzi na pytania: „Skąd bierze się zło?” i „Jakie formy przybiera zło?”. Dobrym zabiegiem jest zestawienie współczesności z przeszłością, bo pokazuje, że chociaż rozwinęliśmy się cywilizacyjnie i już nie musimy biegać z maczugą po lesie, to schematy przemocowe wcale się nie zmieniły. Jedynym pocieszeniem jest to, że być może jakaś Molly zdąży nadejść z ratunkiem.


autor: Sarah Moss
tytuł: Mur duchów
przekład: Paulina Surniak
wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
miejsce i data wydania: Poznań 2020
liczba stron: 158
format: 135 × 205 mm
oprawa: miękka ze skrzydełkami

Polonistka z wykształcenia, skandynawistka w przyszłości. Miłośniczka nauki, jedzenia, filmów oraz seriali. Wielbicielka literatury dziecięcej, młodzieżowej i fantastycznej, a zwłaszcza dystopii. Zakochana w Norwegii i norweskim, ogląda, słucha i czyta wszystko, co powstało w kraju nad fiordami. Darzy miłością pieski i świnki morskie. Redaktor naczelna tego przybytku. Od niedawna udziela się na bookstagramie @mons.reads.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %