Zaraza w czasach miłości. „Wierzyliśmy jak nikt” – recenzja
W listopadzie 1991 roku zmarł na AIDS Freddie Mercury. Śmierć gwiazdora miała znaczący wpływ na uświadomienie społeczności międzynarodowej w temacie HIV i wywoływanej przez niego choroby. Ale ja nie mogłem wówczas o tym wiedzieć. Miałem dopiero 10 miesięcy.
W tym samym roku Magic Johnson poinformował o pozytywnym wyniku swojego testu na obecność wirusa. Koszykarz zakończył karierę i zapowiedział, że poświęci się działaniom na rzecz walki z chorobą. Przeżył i słowa dotrzymał. W drugiej połowie lat 90. jego nazwisko wciąż powracało w kontekście zapobiegania oraz leczenia. To pamiętam, ale byłem jeszcze zbyt mały, by cokolwiek z tego zrozumieć. Mając zaś lat naście obejrzałem film o wykluczeniu i stygmatyzacji osób cierpiących na AIDS – Filadelfia. Los słabnącego, poznaczonego mięsakami Kaposiego bohatera, który do końca bierze udział w sądowej batalii o swoje prawa, śledziłem z właściwym dla okresu dojrzewania poruszeniem. Lecz znów raczej z miernym zrozumieniem omawianego tematu. Po drodze były jeszcze jakieś śmiesznie krótkie akapity w podręcznikach do biologii i WOS-u, urywki dokumentów telewizyjnych i zalecenia korzystania z prezerwatyw rzucanie szybko i ze wstydem, czyli typowo dla naszego pruderyjnego społeczeństwa. Tyle. Potem źródła informacji zaczęły wysychać. Gdy poprawił się poziom medycyny i pojawiły się leki, które chorobę śmiertelną zamieniały w chorobę przewlekłą, problem przestał elektryzować świat. Siłą rzeczy moja wiedza o HIV i AIDS pozostała na etapie mieszanki romantyzowanej wizji z courtroom dramy, kilku suchych faktów i uspokajających wieści o tym, że z chorobą da się żyć. To żadna wiedza z perspektywy ludzi, którzy na własne oczy obserwowali horror, jakim był szczyt epidemii i ogólnoświatowej paniki. Wierzyliśmy jak nikt jest próbą przywrócenia tematu do dyskusji publicznej przez przywołanie ich spojrzenia.
Fabuła powieści Rebekki Makkai obejmuje lata od 1982 do 1992 oraz rok 2015. W zamyśle to dwie uzupełniające się historie – samej choroby i tego, jaki wpływ miała ona na późniejsze życie tych, którzy widzieli ją z bliska. Najpierw poznajemy Yale’a. Młodego geja z ogarniętego epidemią AIDS Chicago. Choroba dotyka coraz więcej osób z jego otoczenia, a wizja zarażenia staje się dla bohatera coraz bardziej realna. Jakby na przekór mrocznym czasom właśnie wtedy Yale nieoczekiwanie staje przed wielką zawodową szansą – ma okazję doprowadzić do wystawienia kilkunastu nieznanych dzieł Modiglianiego, Foujity, Soutine’a, Pascina i innych malarskich tuzów paryskiej bohemy artystycznej. To, czy sam Yale będzie mógł zobaczyć je na ścianach galerii, zaczyna w większym stopniu zależeć od wirusa niż od bogatych mecenasów i zawiłych przepisów praw własności. Centralną postacią drugiej historii jest zaś Fiona. Poznajemy ją w chwili przyjazdu do Paryża, gdzie rzekomo ma przebywać jej córka, która zerwała kontakt z matką kilka lat wcześniej. Z biegiem czasu coraz jaśniej widzimy, że kulawe macierzyństwo Fiony to efekt swoistej traumy frontowej z lat młodości, podczas której patrzyła, jak AIDS po kolei zabiera jej wszystkich bliskich.
Choć Makkai dołożyła wszelkich starań, by pod kątem warsztatu całą książkę napisać niemalże perfekcyjnie, Wierzyliśmy jak nikt to dzieło dość typowe dla amerykańskiej powieści – autor jest doskonale niewidzialny, a liczy się tylko historia do opowiedzenia. Ja fascynację literaturą Stanów Zjednoczonych mam już za sobą i może dlatego, wbrew zapewnieniom innych recenzentów, jakoby tę książkę się połykało, mierzyłem się z nią ponad miesiąc. Jednak po odłożeniu powieści na półkę nie mogłem przestać o niej myśleć. Bynajmniej nie z tego powodu, że musiałem ją zrecenzować.
Rzecz w tym, że przy całej swojej super dopiętej strukturze, w której nie ma miejsca na żadne domysły i refleksje, książka poraża sugestywnością opisu choroby i wykluczenia. Wykluczenia, dodajmy, nie tylko ze względu na AIDS, ale też na orientację seksualną. „Boystown” – słynna enklawa homoseksualistów w Chicago – mimo swojego idyllicznego klimatu sprawia wrażenie getta otoczonego przez nieprzychylne USA doby prezydentury Reagana. Yale i jego przyjaciele są rajskimi ptakami, ale tylko dla siebie nawzajem. Tak naprawdę to społeczne wyrzutki, o czym nie daje im zapomnieć chociażby to, że niemal każdy z nich został odtrącony przez rodzinę. W legendarnym hedonizmie imprez homoseksualnej społeczności widać przez to więcej potrzeby odreagowania, zapomnienia, a nawet wyparcia, niż beztroskiej zabawy.
Makkai może za mało skupia się na tym, by pokazać, jak gniew i złość ludzi, którym nie wolno być sobą, przeradza się w walkę o prawa (mamy tylko jedną sentymentalną scenkę z protestu i trochę nadętych dyskusji o kierunkach działań aktywistów). Ale można jej to wybaczyć – wszak książka to ponad 600 stron pogłębionych opisów stanów psychicznych z założenia bliskich nam bohaterów. Jedyne, czego chcą postacie, to kochać. Nie heroicznie – pomimo tragedii, czy rebeliancko – na przekór niej, tylko tak po prostu, jak ty i ja. AIDS jest tu tragedią spadającą na zwykłych ludzi, a nie polem walki, na którym może zakwitnąć wzniosła miłość. Makkai nie zamierzała tworzyć obrazów superbohaterów, bo też sama powieść nie została napisana ku pokrzepieniu serc. Yale i Fiona po prostu dają swoje świadectwo. I chyba właśnie dzięki temu świadectwu książka pozostaje w pamięci bez względu na swoje wady.
Mimo to nie przestałem się dziwić, skąd rozgłos, jaki zdobyła książka Amerykanki. To w końcu pozycja, która znalazła się w finale Nagrody Pulitzera i National Book Award, nie wspominając o wyróżnieniach zdobytych po drodze. O opublikowaniu polskiego tłumaczenia Sebastiana Musielaka przez Wydawnictwo Poznańskie też sporo się nad Wisłą mówiło. Ciężko było mi zrozumieć, dlaczego akurat teraz temat HIV miałby powrócić do mainstreamu dyskusji publicznej. Cóż, odpowiedź jest prosta. A właściwie taka sama, jak przed laty – temat nie zniknął. To ja wiedziałem za mało.
Premiera Wierzyliśmy jak nikt zbiegła się w czasie z ogłoszeniem danych Światowej Organizacji Zdrowia. Statystyki WHO z 2018 roku mówią o 37 milionach ludzi żyjących z wirusem. Niemal 26 milionów z nich to mieszkańcy Afryki[1]. Jednocześnie odnotowano, że z powodu chorób związanych z HIV zmarło w 2018, według różnych szacunków, od 570 000 do 1 100 000 ludzi[2]. Problem HIV wciąż istnieje. Został tylko zamieciony pod dywan przez Zachód, gdy tylko uznaliśmy, że to już nie nasz problem.
autorka: Rebecca Makkai
tytuł: Wierzyliśmy jak nikt
przekład: Sebastian Musielak
wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
miejsce i data wydania: Poznań 2020
liczba stron: 624
format: 180 × 250
okładka: twarda
Wierzyliśmy jak nikt to dziś jeden z najgłośniejszych tytułów literatury amerykańskiej, ale jesteśmy na bieżąco z nowościami wydawniczymi z całego świata. O powieści Blizna islandzkiej autorki Auđur Ava Ólafsdóttir pisała na ZCYKLU.pl Monika Jasek. Piśmiennictwo Kraju Kwitnącej Wiśni reprezentuje zaś Yoshida Kenkō. Jego książkę Zapiski dla zabicia czasu recenzował Artur Baranowski. Ten sam redaktor opisywał też swoje wrażenia po lekturze tomu Drzazga. Kłamstwa silniejsze niż śmierć autorstwa Mirosława Tryczyka.
[1] https://apps.who.int/gho/data/view.main.22100WHO?lang=en
[2] https://www.who.int/data/gho/data/indicators/indicator-details/GHO/number-of-deaths-due-to-hiv-aids