Rzeczy, których mężczyźni mogą nauczyć się od kobiet
Dlaczego właśnie współpraca? Wiąże się to z czynnikami ewolucyjnymi, o których pisałam przy okazji tematu komunikacji międzypłciowej. Kobiety nie były obarczone obowiązkiem zapewnienia bytu rodzinie. Nie walczyły o mamuta, nie rywalizowały z innymi samcami alfa. Zostawały przy ognisku, zajmowały się dziećmi, przygotowywały pożywienie. Tworzyły osadę. Były razem. Wiedziały, że przebywanie w zwartej grupie pod nieobecność mężczyzn chroni je przed ewentualnym zagrożeniem, dzięki życiu we wspólnocie mogły też dzielić się obowiązkami. To kobiety przez całe wieki rozwijały stosunki społeczne, to one widziały wartość w dbaniu o „długą ławkę” kontaktów. Umiejętność kreowania przyjacielskich relacji interpersonalnych została im do dziś.
Bardzo dobrze widać to w charakterystykach tak zwanego kobiecego stylu zarządzania. Specjaliści twierdzą, że cechą szczególną tego podejścia jest stawianie na demokratyczność i „miłość” (oczywiście mówiąc teraz o miłości, dokonuję skrótu myślowego) zamiast na autorytarność i „strach”[1]. Oznacza to, że panie o wiele bardziej doceniają rolę relacji w zarządzaniu grupą. Rozumieją, a może nawet intuicyjnie wyczuwają, że w zespole, którego członkowie czują się akceptowani, lubiani i szanowani, rośnie poziom bezpieczeństwa, a to bezpośrednio przekłada się na wzrost poziomu energii do pracy i motywacji. Kobiety często promują działania zespołowe, łatwo jest im zajmować pozycję członka grupy, a nie lidera, co również pomaga, bo niweluje rywalizację i podnosi wartość rzetelnego wykonywania wszystkich zadań – nie tylko tych bardzo efektownych i strategicznych.
To między innymi troska o podbudowanie relacji sprawia, że zwłaszcza kobiety zwracają w swoich komunikatach uwagę na funkcję fatyczną języka, która związana jest z utrzymywaniem ciągłości kontaktu. Funkcja fatyczna skupia w sobie cały szereg zachowań dających nadawcy poczucie, że odbiorca jego słów pozostaje z nim w stałym, aktywnym kontakcie, a poza tym – że obojgu rozmówcom zależy na rozmowie. Kobiety w większym stopniu zdają sobie sprawę z tego, że aktywne słuchanie, zadawanie pobudzających pytań i wyrażanie sympatii w komunikatach niewerbalnych „ociepla” komunikację. To takie czynniki, które mogą wydawać się mało istotne, ale sprawdźcie sami, kiedy lepiej się Wam rozmawia: gdy Wasz interlokutor jest zdystansowany, rzadko reaguje ciałem, a na jego twarzy nie widać emocji, czy gdy się uśmiecha, kiwa od czasu do czasu głową, a jego oczy wyrażają życzliwość. To nie głupoty i nie błahostki, to też nie do końca coś, co (dosyć lekceważąco) nazywamy „kobiecym czarem”. To wyraz wyczucia, inteligencji emocjonalnej i opierania relacji na przyjacielskich fundamentach.
W poprzednim tekście z tego cyklu deklarowałam, że kobiety mogłyby wziąć sobie od mężczyzn pewność siebie, a niekiedy nawet brawurę. Dziś napiszę przekornie: panowie, czasem przydałyby się Wam refleksyjność, rezerwa i spokój pań. Dlaczego? Dlatego, że to obniża poziom agresji, zdejmuje z barków wyimaginowany wymóg bycia najlepszym zawsze i wszędzie, przenosi uwagę na tworzenie wspólnego świata z innymi ludźmi. Dzięki tym cechom nie zapominamy, że nie ma jednej, kanonicznej definicji sukcesu, a już na pewno nie przekłada się ona wyłącznie na stanowisko w firmie czy liczbę zer na koncie.
Idealnie byłoby, gdybyśmy
potrafili niezależnie od płci umiejscowić się gdzieś pośrodku – podejmowali
wyzwania, odważnie wykazywali inicjatywę, wierzyli w swoje możliwości, ale
jednocześnie nie tracili z oczu tego, że żyjemy w społeczeństwie, a obok nas są
inni ludzie ze swoimi potrzebami, tożsamością i charakterami. Oni mogą dodać
nam wartości, o ile na to pozwolimy. O ile zechcemy. O ile zrozumiemy, że oni
też dużo widzą, słyszą, potrafią, wiedzą – może nawet więcej niż my. I niech
tak będzie zawsze, bez względu na płeć.