Archimpresje

Kompaktowe pałace dla ludu. Część 1

Według wielu socrealizm to zło. Ale czy tak jest na pewno? Po przełomie ustrojowym sztandarowe dzieła architektury socrealistycznej stały się synonimem komunistycznej opresji, czemu zresztą trudno się dziwić. Postulowano nawet wyburzenie Pałacu Kultury i Nauki. Jednak po kolejnych dekadach ocena tych realizacji przestała być jednoznaczna. Istnieje zwłaszcza jedna kategoria obiektów, które wciąż się bronią – są to pozbawione zadęcia, stosunkowo niewielkie obiekty użyteczności publicznej.

Cechą powszechnie kojarzoną z socrealizmem w architekturze jest rozmach. Jego symbolami stały się monumentalny Pałac Kultury oraz wielkie założenia urbanistyczne: Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa i Nowa Huta. Jednak jest to tylko jedna z odsłon tego stylu. Zgodnie z socrealistycznymi założeniami budowano także wiele obiektów znacznie mniejszych, mniej wystawnych a przy tym często dobrze zaprojektowanych. Dzisiaj zwracają one uwagę swoją użytecznością i jakością realizacji.

Władza mówi do obywatela

Realizm socjalistyczny, nazywany potocznie socrealizmem, obowiązywał w Polsce krócej niż przez dekadę. Wprowadzono go w zasadzie za pomocą dekretów: w architekturze był nim referat Edmunda Goldzamta na Konferencji Architektów Partyjnych w czerwcu 1949 roku. Już cztery lata później, po śmierci Stalina, ideologiczne nakazy zaczęły być krytykowane. W 1956 odwilż posłała socrealizm do lamusa i zrobiła to również za pomocą dekretu – było nim oficjalne stanowisko Ogólnopolskiej Narady Architektów.

Mogłoby się wydawać, że w takiej dziedzinie jak budownictwo kilka lat to zaledwie mgnienie. W tzw. „normalnych czasach” krajobraz miasta w takim okresie zmienia się minimalnie – powstaje kilka, najwyżej kilkanaście znaczących inwestycji. Ale przełom lat 40. i 50. XX wieku w Polsce to nie były „normalne czasy”. Budowano bardzo dużo i bardzo szybko. Warszawa leżała w gruzach, wiele innych miast także było poważnie zniszczonych. Potrzebne były zatem mieszkania, fabryki, budynki użyteczności publicznej. Nowa władza podnosiła kraj z ruin, ale wiedziała też, że jej głównym oparciem są radzieckie bagnety na których przyszła do Polski. Dzieło odbudowy      było zatem sposobem na jej legitymizację i przekonanie do siebie społeczeństwa. Dlatego też budowano wystawnie. W biednym, przeoranym wojną kraju powstały w ciągu tych kilku socrealistycznych lat imponujące gmachy, zespoły budynków i wreszcie całe dzielnice miast.

Wedle oficjalnych założeń partyjnych teoretyków realizm socjalistyczny miał tworzyć przestrzeń dialogu pomiędzy władzą a ludźmi. W istocie jednak był to monolog. Przez obrazy, filmy czy budynki reżim przemawiał do obywatela, którego zadaniem było jedynie słuchać. Z tego powodu sztuka była także narzędziem opresji – obywatel poruszał się tylko w takiej estetyce, na jaką władza zezwalała. Sama estetyka natomiast była sprzęgnięta z propagandowym przekazem. Tak to funkcjonowało w ZSRR, gdzie za pomocą sztuki już od początku lat 30. XX wieku wykuwano nowego, radzieckiego człowieka. W Polsce jednak nie do końca to zadziałało tak, jak chcieli propagandziści – przynajmniej jeśli chodzi o architekturę.

Narodowa forma dla socjalistycznej treści

Sztuka socrealistyczna miała być „narodowa w formie i socjalistyczna w treści”. Trzeba było zatem znaleźć ową „narodową formę”. W Polsce, zupełnie logicznie zresztą, postanowiono odwołać się do czasów, w których silne państwo budowało materialne pomniki swojego znaczenia. Sięgano zatem w architekturze do znanych i lubianych wzorców renesansowych oraz barokowych. Chętnie też spoglądano na klasycyzm z początku XIX wieku, czyli styl charakterystyczny dla Warszawy przed jej zburzeniem. Wzorowano się na architekturze pałaców i wystawnych, burżuazyjnych rezydencji. Dbano o harmonię fasad i klasyczne proporcje budynków. Chętnie sięgano po zdobienia: kolumnady, pilastry czy attyki. Twórcy polskiej odmiany socrealizmu chcieli, by budynki urzekały „swojskością”, nie sprawiały wrażenia czegoś narzuconego z zewnątrz. Przywiązywano przy tym wagę do wysokiej jakości wykonania i nie szczędzono środków na drogie materiały. Przesłanie ideologiczne było takie, że kiedyś pałace budowano dla elit, a dzisiaj buduje się je dla zwykłych ludzi.

Narośl na nosie pijaka

Problem w tym, że w Polsce nikt się na coś takiego nie nabierał. Dla elit taka gra była szyta zbyt grubymi nićmi. Oficjalnie oczywiście nikt nie protestował, ale w prywatnych dziennikach ludzi kultury aż roiło się od zjadliwej krytyki. „Groza socrealizmu zmaterializowała się w samym środku miasta jak kwitnąca narośl na nosie pijaka. A teraz wokół ruskiego architektonicznego rozpasania projektuje się polski jarmark socrealistycznej wyobraźni” – pisał Leopold Tyrmand o Pałacu Kultury i Nauki (Dziennik 1954, Londyn 1993, s. 221).

Zwykli ludzie z kolei, którym po wojnie żyło się naprawdę trudno, patrząc na nowe pałace raczej nie myśleli o świetlanej przyszłości. Ich reakcją była częściej irytacja z powodu nadmiernego przepychu połączona z nostalgia za „starymi dobrymi czasami”, którą przywoływały te wszystkie swojskie motywy.

Drugi problem z polskim socrealizmem w architekturze był taki, że nakazano go realizować ludziom, którzy nie nadawali się do roli żołnierzy w propagandowej walce. Po wojnie doszła do głosu liczna grupa bardzo zdolnych architektów, zapatrzonych często w modernistyczne wzorce. Wielu z nich miało silne społecznikowskie zacięcie i chcieli, żeby ich dzieła oprócz walorów estetycznych miały jak największą wartość dla społeczeństwa znękanego II wojną światową. Przemycali więc jak mogli do socrealistycznych realizacji to wszystko, co uważali za ważne w sensie użyteczności i formy. To dlatego wiele z ich realizacji czasem mocno krytykowanych w momencie powstawania w toku kolejnych lat udowadniało swoja użytkową wartość.

A jak to wygląda teraz, w praktyce, z perspektywy czasu? W kolejnym artykule zaprezentuję trzy budynki. Teatr Komedia i Kino Iluzjon spełniają do dzisiaj pierwotnie przeznaczoną im rolę obiektów służących kulturze. Dawne Kino 1 Maj miało mniej szczęścia – przerobiono je na Biedronkę, ale przynajmniej gmach stoi do dzisiaj w nie najgorszym stanie. 

Przeczytaj więcej za tydzień.

Absolwent politologii na Uniwersytecie Opolskim. Kultywuje swoje włościańskie korzenie, aczkolwiek z wyboru i zamiłowania jest Warszawiakiem. Współczesny flaner, lubi odkrywać miasto z pomocą starych map i albumów. Uprawia fotografię tradycyjną (powszechnie i niepoprawnie nazywaną analogową). Niezmiennie ubolewa nad upadkiem modernizmu w architekturze.

    1 Comment

    1. […] Tutaj przeczytasz pierwszą część artykułu […]

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %