Szok? A co to takiego?
Muzyka? Oglądać, a nie słuchać!
Utwór Nataszy
Urbańskiej, dzięki któremu możemy dowiedzieć się co nieco o „rolowaniu blanta
na bekstejdżu”, nie jest już wprawdzie świeżynką, lecz nadal świetnie wpisuje
się w klimat rozważań o granicy dobrego smaku. Wydaje się, że słuchaczy
naprawdę zszokował tekst piosenki, zapisany w języku (?) ponglish, używanym – według Urbańskiej – przez młode pokolenie
Polaków (bzdura, nigdy nie słyszałam z ust moich znajomych podobnych
lingwistycznych dziwactw). Ziarno niepewności zostało również zasiane za sprawą
pamiętnego teledysku z lizaną umywalką w roli głównej (fuuj, ileż bakterii!).
Ferment był, a i owszem. Przez media przetoczyła się fala dyskusji dotyczących
czystości języka rodzimego oraz stopnia skomercjalizowania działalności
artystycznej, a Internet na chwilę zawrzał nieskrępowanym i nieudawanym
zaszokowaniem. Wszystko to jednak błyskawicznie minęło – Urbańska rozpoczęła
promocję kolejnego singla, a Rolowanie
stało się niepisaną egzemplifikacją porzekadła „Patrz, córko, dokąd prowadzi
ślepa miłość do zaborczego męża”. Zapomnieliśmy równie szybko, jak sprawnie
piosenkarka wypucowała językiem ceramikę łazienkową. Szok w mgnieniu oka
przeistoczył się w groteskę.
A co w takim razie
czujemy, gdy widzimy Lady Gagę odzianą w sukienkę z surowego mięsa? Rodzi się w
nas głęboki sprzeciw o podłożu estetycznym, dusza nam krwawi, gdy pomyślimy o
zarzynanych zwierzątkach, czy po prostu zastanawiamy się, jak projektant
poradził sobie ze smrodem niecodziennego surowca? Naturalizm być może nas
porusza, ale to poruszenie ma wiele twarzy. Prześledźcie internetowe dyskusje i
oceńcie sami, czy większym wstrząsem dla użytkowników sieci nie okazało się
opublikowanie zdjęć piosenkarek… bez makijażu. Niewykluczone, że surowe mięso
jest dla nas tak abstrakcyjne i tak mocno niezwiązane z domeną codzienności, że
łatwo przychodzi nam uznanie krwistej sukienki za kuriozum. Co innego naoczne
przekonanie się, że celebrytki też mają pryszcze i że tak naprawdę wcale nie są
idealne (a powinny być, jak zresztą każda kobieta, która uważa się za ładną).
To dopiero szok! I nieważne, jak te panie śpiewają – muzyka stała się
obrazkiem. Ma być albo ładnie, albo ohydnie (czytaj: szokująco). No i jest!
Reklama?
Dziś będzie na twarz, skarbie!
Powyższą reklamę
zapewne kojarzycie, ponieważ internauci odebrali ją z dużym wzburzeniem. Nie
trzeba zapewne tłumaczyć, skąd ten szok: kampania jest na wskroś seksistowska,
wykorzystuje sformułowania właściwe mocno spotocyzowanej warstwie języka i
podtrzymuje szkodliwe stereotypy płciowe. Sprzeciw zasługuje na docenienie –
dobrze, że odbiorcy protestują i głośno mówią o złamaniu zasady decorum. Szkopuł tkwi jednak w tym, że
przecież nie mamy tu do czynienia z pierwszą reklamą wykorzystującą szablonową,
erotyczną poetykę. Wręcz przeciwnie, takich grafik znajdziemy w internecie
mnóstwo, a żaden szanujący się specjalista od reklamy nie używałby przecież
chwytów, które nie działają, prawda? Wniosek stąd aż nazbyt oczywisty: jesteśmy
hipokrytami, którzy codziennie przedzierają się przez ocean komercyjnej
pseudoerotyki i bynajmniej nie rozdzierają szat z tego powodu. Przykłady?
Proszę bardzo.
1.: Dobrze, że jest
Play, bo inaczej mężczyźni byliby wiecznie sfrustrowani:
2.: Gdyby jednak nie
można było skończyć wtedy, kiedy się chce, zawsze można odwiedzić później jakiś
hipermarket. A nuż trafi się prawdziwa okazja?
3.: Nie zapomnijmy
wpaść do działu z ceramiką sanitarną!
4.: Pamiętajmy jednak,
że nie samymi zakupami człowiek żyje. Dzięki reklamom na pewno skusimy się też
na chwilę wartościowej edukacji (wszak wiedza jest rozkoszą!):
Zaszokowani? Jeśli tak,
sprawdźcie, jak długo ten stan się utrzyma. Jeśli nie, nie biczujcie się, to
normalne. Przeładowanie ohydnymi bodźcami nieuchronnie prowadzi do kulturowego zobojętnienia
na nie. Sieć Media Markt nadal będzie osiągać dobre wyniki sprzedaży, a
abonenci Playa nie popędzą do punktów obsługi klienta, żeby wypowiedzieć
operatorowi umowy. Uwaga, uwaga – szok kontrolowany!
Wybory?
Nieważne co, ważne, żeby mówili!
Szok jako sposób na
sukces wyborczy to wbrew pozorom całkiem skuteczna taktyka. Oczywiście można
postawić na merytoryczne programy, poważne życiorysy i eleganckie spoty, ale
przyznajmy, że Piosenka wyborcza Józka Maślaka
wpada w ucho (wszak to cover Hej,
sokoły!), a panią, która jest pół bratkiem, pół kobietą, kojarzą nie tylko
mieszkańcy Radomia. Sympatyczna kandydatka na radną w powiecie piskim może już
nieco zbyt dosłownie potraktowała metaforę o świni przy korycie, ale za to miała
pewność, że jej kampania wyborcza nie przejdzie bez echa. Wybory przyjdą i
odejdą, mandat posła pozostanie, więc jeśli kompetencja nie wystarcza, to z
pomocą przychodzi terapia szokowa. Możemy się śmiać, możemy dowodzić
prymitywizmu powyższych metod, możemy kręcić z niedowierzaniem głową, ale nie
możemy zaprzeczyć jednemu: to działa. Nie na wszystkich i nie zawsze, to jasne.
Ośmielam się jednak mówić, że zaszokowanie i początkowy wstręt mijają, a na
poziomie mózgu pierwotnego imię i nazwisko kandydata tak czy siak w nas
zostaje. A potem co? Potem patrzymy na poczynania rad miejskich, na sejmiki
wojewódzkie, na sejm, i wtedy rzeczywiście bywamy nieźle zszokowani.
Szok jest składnikiem
zarówno życia codziennego, jak i popkultury. Coraz więcej rzeczy powinno
szokować, a tak naprawdę bawi, podnieca, intryguje i uzależnia. Na usta ciśnie
się pytanie: czy coś nas właściwie jeszcze dziwi?
I jeszcze jedna rzecz, chyba gorsza, przychodzi na myśl: czy rozwikłanie tej kwestii nie poskutkuje utratą szacunku do rodzaju ludzkiego?
Obyśmy mogli pozytywnie się zadziwić odpowiedziami.