Żarty Milana Kundery
Na czym zatem Kundera zbudował swój żart?
Czechosłowacja, lata 60., Ludwik Jahn staje przed komisją uczelnianą, która ma zdecydować o jego być albo nie być zarówno na studiach, jak i w partii. Drobny żart z ustroju obraca w kpinę całe jego życie. Ludwik traci wszystko, co miał, i trafia do obozu karnego. Donosicielem okazuje się dziewczyna, którą był zauroczony. Przyjaciele znikają, a on nie może nawet udać się na pogrzeb własnej matki. W szarym męskim świecie poligonów i musztry pojawia się blade światełko w osobie Łucji, tajemniczej pensjonarki. Choć jednak skrada jego serce, pozostaje nieco zdystansowana.
Kundera snuje swoją opowieść w dwóch płaszczyznach czasowych. W jednej główny bohater jest cierpiącym odosobnienie młodzieńcem zakochanym w Łucji, w drugiej dojrzałym mężczyzną, który z powodu nieznanego dla nas przez większą część książki wraca do rodzinnej miejscowości, a tam, niczym duch, staje mu przed oczami dawna miłość, wiele lat po tym, gdy zniknęła z jego życia.
Chociaż Milan Kundera apeluje do nas, abyśmy „oszczędzili mu naszego stalinizmu”, bo jego książka mówi przede wszystkim o miłości, trudno nam ignorować liczne słowa krytyki wobec komunizmu – ideologii, która założenia ma piękne (tego nikt nigdy nie negował), ale ze względu na naturę ludzką nie zdobędzie ani powszechnego uznania, ani szacunku ze strony panujących, przejawiającego się we właściwym moralnie wprowadzaniu jej w życie, o czym Kundera nie raz i nie dwa wspomina. Tym, co jeszcze bardziej za taką interpretacją Żartu przemawia, jest historia samego autora, łudząco podobna do losów Ludwika. Jak więc nie dojść do wniosku, że pisarz śmieje się nawet z czytelnika? Zwłaszcza kiedy zdamy sobie sprawę, z jaką złośliwością prowadzi wszystkie wątki do niemożliwych do przewidzenia punktów kulminacyjnych, a na samym końcu pozostawia nas z niczym: oferuje zakończenie bez zakończenia…
Mamy zatem kpinę z komunizmu (czy też może lepiej: jego krytykę) oraz powieść, która wyśmiewa wszelkie znane nam świętości. Miłość jest tu igraszką losu, życie – zabawką w rękach niezidentyfikowanej siły wyższej, a przyjaźń chorągiewką na wietrze, wartością zależną od humoru boga Apeliotesa, który zapewne w swej radziecko-komunistycznej wersji dzierżyłby w dłoniach sierp i młot.
Książka ta, naznaczona niezwykłym egzystencjalizmem, mimo iż traktuje o igraszkach losu, sama nie jest byle czym i nie można jej z byle czym zostawić. Wymaga komentarza, namysłu, woła o uwagę, domaga się nie tyle aprobaty, ile okazania szacunku. To bez wątpienia powieść wybitna, wymykająca się schematom, w których tak często lubuje się klasyka. Pozycja w każdym calu warta swojego miejsca wśród najważniejszych książek epoki.