Kultura w dymkach

Zjawiskowa paleta znaczeń

Jeśli zapytacie mnie, co najbardziej lubię w komiksach, odpowiedź będzie prosta: wszystko. To dlatego, że w komiksie każda rzecz, którą można obejrzeć i przeczytać, coś znaczy. A przynajmniej powinna znaczyć, chociaż to oczywiście zależy od umiejętności twórcy i jego zamysłu na wykorzystanie potencjału formy komiksowej.
Jednym z bardziej zjawiskowych elementów, któremu absolutnie nie można odmówić znaczenia, jest kolor. Oczywiście nie towarzyszył on komiksowi od początku i nawet teraz nie należy do jego warunków gatunkowych sine qua non. Niemniej jednak odkąd zmiany technologiczne pozwoliły na druk w kolorze, stał się on dopełnieniem sztuki komiksowej. Opowiada o tym Scott McCloud w komiksie-książce teoretycznej Zrozumieć komiks. Amerykański badacz wypełnia swoje najważniejsze dzieło wiadomościami o wynalezieniu kolorów podstawowych (addytywnych i subtraktywnych), roli farby oraz czterokolorowym procesie drukarskim opierającym się na ograniczonym nasyceniu.

Jednak dużo ciekawsze są te fragmenty, które mówią o wpływie zmian technologicznych i technicznych na rynek oraz formę komiksu. Na początku kolorowe stronice obrazkowych historyjek zwiększały sprzedaż, równocześnie podnosząc także koszty produkcji. Stąd charakterystyczna stylistyka wczesnych komiksów amerykańskich, które na długo stały się symbolem niskiej jakości artystycznej mojej ukochanej sztuki. Nic dziwnego przecież – wykropkowane facjaty bohaterów czy jednostajna jaskrawość barw w superbohaterskim świecie to żadna przyjemność dla oka. McCloud zwraca jednak uwagę, że w tych zabiegach kryła się także duża moc ikoniczna – kolory kostiumów ukształtowały symbolikę każdego z ważniejszych superbohaterów. Potrzebujecie dowodu? Zagrajmy w grę! Intensywna zieleń i fiolet? Czerń, szarość i żółć? A niebieskości, czerwienie i biel? Wiecie, o kim mowa?

Źródło grafiki: „Iron Man” & „The Adventures of Superman”

Jak jeszcze kolor wpływa na konstruowanie rysunkowych światów? Autor książki Zrozumieć komiks opisuje pokrótce trzy stylistyki kolorystyczne. Jego zdaniem komiksy czarno-białe wywołują wrażenie większej bezpośredniości ze względu na swoją przejrzystość. W oczywisty sposób znaczenie przeważa w tym przypadku nad formą, dlatego tak opowiadane historie łatwiej zrozumieć. Płaskie kolory charakterystyczne dla stylu ligne claire stanowią z kolei przyczynek do demokratyzacji formy i tworzenia obiektywnych światów, w których każdy element jest równie ważny, a jednocześnie więcej informacji kryje się w samej formie. Scott McCloud tę domenę Hergégo nazywa „placem zabaw dla kształtów i przestrzeni”. Kolory ekspresywne w komiksie dostarczają natomiast „odurzających doznań”, a sensy wynikające z ich użycia w pojedynczym dziele mogą posłużyć za temat niejednego opracowania teoretycznego.

Niewątpliwie kolor dodaje komiksom głębi, wciąga odbiorcę w wir dodatkowych odczytań. Na co powinniśmy zatem zwracać szczególną uwagę, aby nie umknęły nam interpretacyjne niuanse? Justyna Czaja w artykule Kolory i ich funkcja w powieści graficznej Zaduszki Rutu Modan wskazuje na kreacyjne właściwości barw, które zostają często sfunkcjonalizowane na użytek komiksowej fabuły, narracji, dramaturgii. Kolory mogą służyć jako symbol stanów emocjonalnych, mogą działać jako dominanty konkretnych postaci, przestrzeni bądź płaszczyzn czasowych. Niekiedy stylistyka wyrażona głównie barwami naprowadza na interpretację całych fragmentów dzieła – w Zaduszkach tak się dzieje z motywami miłości, które opowiedziane jasnymi barwami pełnymi różu, błękitu i seledynu, jednoznacznie kojarzą się z sentymentalizmem, a nawet kiczem.

Tyle teorii. Zejdźmy teraz na ziemię, do praktyki i konkretu. Żeby natomiast podejrzeć praktykę i konkret od strony twórczej, zgłosiłam się po pomoc do Sebastiana Skrobola – kto lepiej od komiksiarza objaśni tajemnicę powoływania do życia kolorowych historii z dymkami? Akurat u tego twórcy dymki to rzadkość, ponieważ lubuje się on w komiksie niemym, za to kolory zdecydowanie pozostają charakterystyczne – jaskrawe, żarówkowe akcenty łatwo skojarzyć z jego stylem. Skąd pomysł na taką barwę? „Podpatrzyłem to u innych rysowników i kolorystów” – zdradza Skrobol. „Przede wszystkim Dave Stewart, kolorysta Hellboya, często podkreśla w ten sposób różne elementy. Z lokalnych artystów mogę wymienić Patryka Hardzieja czy Mateusza Kołka. Zacząłem sam stosować podobne zabiegi i powoli stały się one moim znakiem rozpoznawczym”.

Skrobol potwierdza także wysnute wcześniej teorie na temat funkcji koloru w komiksie: „Kolor jest jedną z broni w arsenale rysownika. To kolejne narzędzie, które pomaga opowiedzieć daną historie tak, jak chcemy. Właśnie barwą możemy pokazać, że akcja dzieje się podczas wschodu słońca, albo uwypuklić na planszy kontrastowym kolorem element, na który chcemy zwrócić uwagę czytelnika.  Ja zawsze lubiłem zabawę narracją w filmach, książkach i komiksach. W moim pierwszym pełnometrażowym komiksie Quiet Little Melody też postawiłem na taki zabieg. Początkowo nie miałem pojęcia, jak to pokazać (historia jest niema, więc odpadały jakiekolwiek przypisy, daty i podobne wskaźniki). Wtedy wymyśliłem, że każdy przedział czasowy dostanie dominującą barwę (główny teraźniejszy wątek – zieloną, a dwie retrospekcje – niebieską i czerwoną)”. Mimo wszystko Sebastian Skrobol przyznał mi, że mógłby w przyszłości zdecydować się na jednorazowy eksperyment w postaci czarno-białego komiksu. Komiksiarz zdradził, że ostatnio stara się, aby jego rysunki wyglądały dobrze jeszcze przed nałożeniem koloru („wcześniej chciałem jak najszybciej przeskakiwać do kolorów, żeby ukryć braki warsztatowe”). Jednocześnie Skrobol jest samokrytyczny: „Kiedy zaczynałem przygodę z rysowaniem komiksów, żeby poczuć się bardziej komfortowo w roli kolorysty i szybciej załapać tajniki Photoshopa, podejmowałem się kolorowania prac innych rysowników. Pokolorowałem całkiem sporo stron innych autorów, dzięki czemu nabrałem pewności siebie w tej dziedzinie, i od tamtej pory idzie mi to w miarę naturalnie i przyjemnie. Oczywiście cały czas mam braki – na przykład w teorii koloru czy nakładaniu światłocienia – ale uczę się i szukam nowych technik”. Taki rozwój oczywiście dobrze wróży każdemu artyście, a zarazem daje fanom nadzieję na coraz bardziej wysmakowane wrażenia czytelnicze.

Źródło grafiki: „Quiet Little Melody”

Żeby jednak móc się nimi rozkoszować, kolorowy komiks musi przejść jeszcze jedną próbę – proces wydawniczy. Opowiedział mi o nim Wojciech Szot, redaktor naczelny Wydawnictwa Komiksowego, który przyznaje, że kolor zdecydowanie wpływa na koszty produkcji i cenę końcową komiksu. „Największym problemem są pantony, a więc specjalne kolory, dzięki którym można uzyskać bardzo ciekawe i różnorodne efekty, ale ponieważ nie powstają one z prostego mieszania kolorów, trzeba je osobno zamawiać. Gdy w komiksie jest więcej niż jedna barwa pantonowa, zaczyna się robić cenowe szaleństwo. O tym, czy w komiksie będą pantony, czy «zwykłe» kolory, decyduje często autor i określa dokładnie, jakiego pantonu się spodziewa.

Na końcowy efekt wpływ ma jeszcze oczywiście papier i jego właściwości, zatem nie zawsze to, co widzimy na ekranie komputera, zobaczymy także na żywo. Każdy wydawca ma swoje ulubione papiery i wie, jakie komiksy wyjdą fajnie na danym papierze. Musi pamiętać jeszcze o nafarbieniu, czyli najprościej mówiąc, o użyciu odpowiedniej ilości farby na danym obszarze. Osobiście bardzo lubię papiery z rodziny Munken, bo kolory na nich wychodzą może lekko przygaszone, ale bardzo naturalne i świetnie wyglądają w różnym oświetleniu. Zwracam uwagę na fakt, że czerń to też kolor i ona może wyjść inaczej na papierze spulchnianym, a inaczej na najtańszym offsecie”.

Źródło grafiki: „Oczko w głowie tatusia”

Chociaż współcześnie techniki druku rozwijają się bardzo dynamicznie, redaktor Szot nie widzi ich wpływu na rynek wydawniczy – nowości pozostają raczej w obszarze ciekawostek i bajeranckich gadżetów. Drukowanie komiksów w kolorze wciąż pozostaje skomplikowanym zagadnieniem. Rolą wydawcy i osób przygotowujących publikację do druku jest zminimalizowanie ryzyka w scenariuszu, w którym egzemplarze przywiezione z drukarni niewiele mają wspólnego z wizją autora.

A jednak Wojciech Szot zdradza, że wydał więcej komiksów w kolorze: „Główny powód jest taki, że na tzw. Zachodzie nie ma wielu komiksów czarno-białych. Co innego polscy autorzy –  tu często dostajemy propozycje bez kolorów, czasem ponieważ jest to prostsze, a czasem dlatego, że paletę barw ograniczono ze względów artystycznych. We Francji wychodzą zaś ekskluzywne wydania komiksów, wcześniej znanych w wersjach kolorowych, i pokazują swoją moc w wersjach czarno-białych. No i trzeba pamiętać o Tytusach…, które też były publikowane w wersjach czarno-białych oraz kolorystycznych. Myślę, że młodzi czytelnicy i czytelniczki chętniej sięgną po komiks kolorowy. Dorosły, wyrobiony odbiorca nie będzie czuł różnicy, ale to jasne, że lubimy ładne kolory, ciekawe barwy i chętniej wybieramy po prostu kolorowe obrazki”.

Nie ma co ukrywać – chociaż komiksom czarno-białym niczego nie brakuje, to paradoksalnie te kolorowe mają w sobie czegoś więcej. Jest to piękny nadmiar, wzbogacający paletę środków artystycznych i przynoszący dodatkową frajdę czytelnikom.

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %