Winne the book

Zwiewne natchnienia

Nieduża książeczka. Niemal broszurka. Zeszycik z notatkami. Jarosław Mikołajewski podczas jednego z pobytów w szpitalu zapisał swoje obserwacje i wrażenia. Dał się ponieść wyobrażeniom, a chwilami nawet poetyckim uniesieniom. Szpitalne dają nam dowód tego, że codzienność jest warta zapisania. 

Książka przywodzi wspomnienie wydanego ponad dekadę temu Sentymentalnego portretu Ryszarda Kapuścińskiego. Mikołajewski stworzył wtedy, na prośbę wdowy po dziennikarzu, osobisty obraz jednego z największych polskich autorów non-fiction. Dołączono do nich Zapiski szpitalne Cesarza Reportażu – jak go nazywano – czyli jego ostatnie zanotowane pojedyncze zdania i słowa.

Szpitalne Mikołajewskiego nie są tylko jednozdaniowymi notatkami z dnia. Są delikatnie rozbudowanymi spostrzeżeniami z obserwacji rzeczywistości. Autor w czterech ścianach szpitalnej sali stara się pochłaniać banał i okiełznać czający się w kątach lęk przeszłych i obecnych pacjentów. Pomagają mu w tym wspominane przez niego postaci literackie i książki, które zabrał ze sobą. A właściwie te, które zwykle wozi w samochodzie i sięga po nie w sytuacjach takich jak ta, szpitalna.

„W tym momencie życia piszę ciągami krzywej wybrykowej. Ciągnę linię tego, co ma niby być słowem, i co jakiś czas burzę ją gwałtownym poderwaniem, które niby powinno rozróżniać te linie od siebie, nadawać im rozpoznawalność, ale gdzie tam” (s.6).

Mikołajewski staje się trochę Mesjaszem, który zagląda nierozpoznany do szpitala i wnosi ze sobą elementy poezji posiadającej moc uzdrawiającą. Leczy się nią sam, ale ona jest jak fale gamma – nie da się jej zamknąć w jednym ciele. Przenika sąsiadów na innych łóżkach. Nie mamy jednak do czynienia z nagłym olśnieniem. Jest raczej codzienność, w którą wkrada się lekki, ale czytelny blask literackiej poetyki. Wyczuwamy mimo wszystko, że choć nie dzieje się spektakularny cud, to w zeszycie z notatkami autora pozostaje ślad wyraźnego natchnienia. A trzymając się biblijnych porównań – Mikołajewski zamienia szpitalny zapach leków i bandaży w subtelną woń kadzideł swojej wyobraźni. Wypala nimi litery na kartkach, a dym pachnie lekkim winem.

Kiedy myślę o lekkim winie, pierwsze skojarzenie kieruję ku hiszpańskiemu szczepowi airen. Jest bardzo rozpowszechniony na Półwyspie Iberyjskim, a mimo to używa się go przede wszystkim do wyrobu brandy. Winiarze obawiają się jego delikatności i rzadko można spotkać butelki z jednoszczepowym winem z tej odmiany. Najczęściej występuje w mieszankach z verdejo czy sauvignon blanc. Za każdym razem jednak zaznacza swoją obecność przez dodanie trunkowi powabu. Staje się tym, czym są koronki w damskiej garderobie.

Zwiewność wina „Moon wine” z airen i jego niska kwasowość, zapach jabłek i smak smażonego musu jabłkowego z nutami ananasa i kwiatów świetnie pasuje do Szpitalnych Mikołajewskiego. Bo mimo delikatności airen nie zapominajmy, że drzemie w nim moc, która potrafi stworzyć wyrazistą brandy. Tak jak wspomniany tekst nadaje zwyczajnej rzeczywistości wręcz poetyckiej finezyjności.
autor: Jarosław Mikołajewski



tytuł: Szpitalne
wydawnictwo: Austeria
miejsce i rok wydania: Kraków 2018
stron: 39
format: 120 × 205 mm
oprawa: miękka

Nie wychodząc ze szpitala, możemy jeszcze polecić Psy ras drobnych Olgi Hund oraz Zapiski z domu wariatów Christine Lavant.

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %