Kultura w dymkach

Alan Moore – nadworny mag komiksu

Alan Moore to nie tylko jeden z filarów sztuki, jaką jest współczesny komiks. To także pisarz, muzyk, anarchista i… mag. Wizerunku ekscentryka dopełniają długie, siwe włosy i nie mniej długa i siwa broda oraz ogromne pierścienie na palcach. Obok kogoś takiego nie sposób przejść obojętnie, szczególnie gdy jego prace swoim wpływem wykraczają poza domenę komiksu.
Moore urodził się w Northampton w środowisku robotniczym, do którego często wracał w swojej twórczości i do którego – po amerykańskiej przygodzie – wrócił także jako stały mieszkaniec. We wczesnych latach życia idea szkolnictwa nie przypadła mu zbytnio do gustu, a i sama szkoła nie była Moore’em zainteresowana – szczególnie po tym, gdy został wydalony z placówki za handlowanie LSD. I już w tym młodzieńczym doświadczeniu można dopatrzyć się początków fascynacji dwoma ruchami, z którymi Alan Moore (jako artysta i jako osoba prywatna) jest powszechnie wiązany: anarchizmem i okultyzmem. Sam po latach przyznaje w wywiadach, że eksperymenty z narkotykami okazały się dla niego o tyle dobre, że pozwoliły mu obok codziennej rzeczywistości dojrzeć jeszcze inne, rządzące się odmiennymi regułami, niemniej równie prawdziwe i wiarygodne.



Aby związać koniec z końcem, jako młody chłopak mieszkał z rodzicami i dorabiał na różne sposoby, m.in. czyszcząc toalety czy pracując w garbarni. W końcu jego los się poprawił – Moore poznał odpowiednią dziewczynę, przeprowadził się na odpowiednie osiedle i dostał odpowiednią pracę. Nie byłby jednak sobą, gdyby zadowolił się siedzeniem w biurze. Mając dwadzieścia parę lat, postanowił utrzymywać się wyłącznie z bardziej artystycznych zajęć. Miał już za sobą debiut literacki i komiksowy, ale skupił się tylko na tym drugim medium. Pierwsze próby przede wszystkim nauczyły Moore’a, że z czysto praktycznych powodów powinien się skupić tylko na pisaniu scenariuszy, gdyż nigdy nie uda mu się równocześnie i rysować, i pisać zadowalająco dobrze i szybko. Świat komiksu, w którym sprawa autorstwa publikacji nie jest wcale oczywista, zyskał dzięki temu potężny autorytet i głos świadczący na korzyść scenarzystów, często spychanych na dalszy plan przez ilustratorów.

Alan Moore stopniowo wspinał się po szczeblach sukcesu, zyskując pozytywny oddźwięk tak wśród czytelników jak i krytyki. Wyszedł od małych historyjek pisanych dla magazynów „2000 AD” oraz „Doctor Who Weekly”, a przez Marvel UK dotarł do amerykańskiego mainstreamu i potężnego DC Comics. Cała jego kariera okazała się sinusoidą zahaczającą o duże, popularne wydawnictwa z jednej strony oraz o małe, prywatne, niezależne przedsięwzięcia z drugiej (np. wydawnictwa Mad Love i America’s Best Comics). Kontestacja jako przyrodzona cecha Moore’a oczywiście musiała zaważyć na jego współpracy z machiną ogromnych korporacji, aczkolwiek kiedy patrzy się z zewnątrz na jego najznamienitsze dzieła, nie widać ogromnej różnicy między wartością tytułów stworzonych pod patronatem (nad)opiekuńczych gigantów a efektami zupełnej samowolki w małych projektach.

Weźmy na przykład trzy wybrane tytuły z najważniejszych dzieł Moore’a: Strażnicy, V jak vendetta oraz Zagubione dziewczęta. Jeden został wydany przez DC, drugi przez Vertigo – jego imprint, a trzeci to dziecko małej oficyny Taboo, której pracę nad serią kontynuował później Top Shelf. A każdy z tych komiksów jest wyjątkowy, znaczący i doceniony przez krytyków oraz czytelników. Bo nieważne, w jakich okolicznościach powstają dzieła Moore’a – on zawsze ma do powiedzenia coś ważnego, oryginalnego i kontrowersyjnego. Strażnicy ukazują się jako krytyka ogólnie przyjętego podejścia do motywu superbohaterów i proponują ciekawe rozwiązania formalne (opowiadania zbudowane z kadrów stanowiących niemal odbicia lustrzane). Komiks ten został wyróżniony w wyjątkowy sposób – jury Hugo Award (jednej z najbardziej prestiżowych nagród literackich z dziedziny science fiction i fantasy) utworzyło dla niego jednorazową kategorię „Najlepsza inna forma”, aby móc wyrazić uznanie dla wspólnej pracy Moore’a i Dave’a Gibbonsa. Dystopia V jak vendetta zaś na stałe wpisała się w historię jako inspiracja wielu protestów przeciw nierównościom społecznym i ekonomicznym, organizowanych przez takie grupy jak Anonymous czy Occupy Movement, a maska głównego bohatera to stały symbol ruchów sprzeciwiających się tyranii. Za to Zagubione dziewczęta to zupełnie inna bajka, w której Moore wykorzystuje postaci Alicji z Przygód Alicji w Krainie Czarów, Dorotki z Czarnoksiężnika z krainy Oz oraz Wendy z Piotrusia Pana, by zrewolucjonizować… społeczne wyobrażenia o pornografii.



Czterdzieste urodziny to dla wielu data wyjątkowa, nawet magiczna. W przypadku Alana Moore’a była ona magiczna całkiem dosłownie – w dniu, w którym stuknęła mu czterdziestka, twórca zadeklarował się jako wyznawca magii ceremonialnej. Pomysł ten nie wziął się z powietrza, bezpośrednią przyczyną była praca nad powieścią graficzną Prosto z piekła, przesiąkniętą symboliką masońską i okultystyczną. Magia w wyobrażeniu Moore’a jest też ściśle związana z tworzeniem sztuki, jako że obie te dziedziny manipulują znakami (symbolami, obrazami, słowami) w celu oddziaływania na ludzką świadomość. Artysta jest więc w pewnym sensie współczesnym odpowiednikiem szamana. Rzecz jasna, poglądy te mają odzwierciedlenie w utworach Moore’a, czego dobrym przykładem jest Promethea zawierająca elementy magii, mistycyzmu, spirytualizmu i motywy życia pozagrobowego.



Umiejętności tchnięcia nowej energii w starych bohaterów, krytycznego spojrzenia na zastane motywy, splątania twórczości i życia osobistego w jedno dzieło oraz sprawne szafowanie kontrowersyjnymi tematami – to wszystko i jeszcze więcej ustawiło Alana Moore’a na pozycji boga komiksu i obiektu kultu. I chociaż pewnie strach by było spotkać go w ciemnej uliczce, to obcowanie z jego komiksami jest bardzo przyjemnym doznaniem.

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %