Barwne bajania Kraju Kwitnącej Wiśni
Nie sposób zaprzeczyć, że
folklorystyczna kultura Japonii należy do jednych z najbardziej kreatywnych na
świecie. Trudno się temu dziwić, skoro praktycznie wszystko może się w niej stać
domem dla duchów błąkających się po świecie – zwierzęta, rośliny, zjawiska
atmosferyczne, przedmioty, a nawet słowa! W konsekwencji oprócz istot prawdziwie
przerażających napotkamy w wierzeniach tego egzotycznego kraju także stworzenia
dziwaczne i groteskowe (śmiejące się owoce w kształcie ludzkich głów,
człekokształtne bananowce) – obce dla naszej kultury, bo mocno zanurzone we
wschodnim kolorycie. I to między innymi takim yōkai jako szczególnym przykładom wschodniej kreatywności chcę się
dogłębniej przyjrzeć. Zapraszam zatem na kolejne spotkanie z mitologicznym
dorobkiem ludzkości.
Pretekstem
do powstania tej odsłony mojego cyklu stało się pierwsze pełne anglojęzyczne wydanie
kanonicznych dzieł Toriyamy Sekiena (w rzeczywistości Sano Toyofusy z
dziedzicznej linii tzw. obōzu, wysokich
urzędników w służbie Szoguna), jednego z czołowych badaczy tematu z XVIII wieku,
o którym pisałem również w rozdziale Popkulturowego bestiariusza poświęconym
tym niezwykłym kreacjom. W zbiorze zatytułowanym Japandemonium Ilustrated zgromadzonych zostało kilkaset miejscowych
legend, można go zatem postrzegać jako swoisty przekrój niewyobrażalnie
obszernej bazy podań. Warto jednak zaznaczyć, że bardziej niż naukowe
opracowanie miał on stanowić rodzaj wyrafinowanej rozrywki, przepełniony jest
zatem mnóstwem opisów bogatych w gry
słowne oraz imponujących ilustracji autorstwa samego Sekiena, które to same w
sobie stanowią kopalnię odniesień czytelnych tylko dla Japończyków. Nie dość
przy tym, że wymyślił on wiele spośród stworzeń przywołanych na kartach tego
opracowania (ostatni z oryginalnych tomów to już niemal w całości owoc jego sennych
wyobrażeń) – na dodatek uczynił to z takim kunsztem, że z czasem stały się one integralną
częścią ludowości. Co jednak istotniejsze, mamy tu do czynienia z dziełami
przełomowymi w kontekście historycznym: wzmiankowane grafiki to pierwsze
przykłady uzupełnienia nadnaturalnych sylwetek o tło. Ponadto nigdy wcześniej gawędy
rozsiane po kraju nie zostały zebrane w formie książkowej. Niewątpliwie bez nich
niemożliwa byłaby opisywana przeze mnie wcześniej inwazja yōkai na popkulturę. Przekonajmy się zatem, o co tyle szumu.
Pretekstem do takiego a nie
innego przedstawienia przez Sekiena niektórych z rozlicznych demonów Kraju
Kwitnącej Wiśni bywały niekiedy wyłącznie względy lingwistyczne oraz
specyficzne poczucie humoru twórcy. Tak narodził się na przykład ami-kiri – „przecinacz siatek”[1],
którego nie można jednak nazwać zwykłym insektem-pogromcą zasłonek przeciw
komarom. Przypomina on bowiem bardziej krewetkowatego skorupiaka, a wszystko
dlatego, że termin ami określa
zarówno element domowego wyposażenia padający jego ofiarą, jak i pewien gatunek
smacznego morskiego stworzonka. Żeby przekonać się, jakież dziwadło powstało z
tego połączenia, wystarczy zerknąć na powyższą ilustrację. Natomiast w
przypadku chochlikowatych yanari,
odpowiedzialnych za skrzypienie starych domów (no bo niby dlaczego miałaby to
być wina osiadającej budowli albo wiekowego drewna?), twórca odwrócił kolejność
znaków kanji naru ya, oznaczających „skrzypiący
dom”, aby zasugerować, że to właśnie coś innego powoduje te irytujące odgłosy. Ożywiony
i obdarzony mnóstwem oczu zasuwany ekran shōji,
czyli mokumoku-ren, oraz towarzyszący
mu krótki opis stanowią nawet dalej posunięty, podwójny żart – w nazwie użyty
został dwa razy znak oznaczający oko (będący zarazem piktogramem oka), w
tekście zaś pojawia się aluzja do gry w go,
w której punkty niezajęte przez kamienie nazywane są właśnie „oczami”. Zawiłość
japońskiego języka jeszcze bardziej widać na przykładzie, kiedy to przez drobną
zmianę we frazie „bóg za tobą” dostajemy „włosy na tyle twojej głowy”. Niekiedy
jednak geneza bywa o wiele prostsza: powszechnie rozpoznawalna taka-onna („wysoka kobieta”), czyli istota
o wydłużonym ciele i wyrazistym makijażu, stanowi aluzję do wysokich kurtyzan –
prostytutek nie dość, że drogo
sprzedających swe usługi, to jeszcze trudno dostępnych. Albo dajmy na to iyaya („o nie!” w japońskim mówionym),
ukazujące odbicie w wodzie brzydsze niż rzeczywiste: nazwane zostało tak tylko
dlatego, że to najbardziej prawdopodobna fraza, która wyrwie się z ust kobiety
spoglądającej na nie.O wiele ciekawsze, ale też momentami mniej czytelne ze
względu na silne powiązanie z wierzeniami budyjsko-taoistycznymi albo nō – tradycyjnym teatrem japońskim łączącym
mimikę, taniec, śpiew oraz muzykę – są wpisy nawiązujące do bardziej
rozwiniętych historii. Shōkera,
strażnicy śpiących, uosabiają słowo ochronne obecne w rytualnym zaśpiewie
doktryny Kōshin. Głosi ona, że ciało
ludzkie zamieszkują swego rodzaju „robaki”, które rejestrują wszystkie nasze
dobre i złe uczynki. Co sześćdziesiąt dni opuszczają swoje schronienie, aby
zdać raport bogom, jednak mogą to uczynić tylko wtedy, kiedy człowiek śpi. Shōkera w swojej zarówno werbalnej, jak
i fizycznej formie mają za zadanie powstrzymać owe „robaki”. Pewna buddyjska
przypowieść zawiera wzmiankę o innym niezwykłym przypadku: oto mnich studiujący
nauki Buddy wyłącznie dla sake i zysku umarł, a następnie odrodził się jako
bestia o wielkim ciele, ale bez dłoni, nosa, oczu czy stóp – obdarzona tylko
ustami, aby żywić się ludźmi. Stało się tak dlatego, że posiadał on może i
bystre usta, jednak nie dostąpił daru oczu mądrości, dłoni wiary ani nóg
cnotliwego postępowania.
Toriyama Sekien przy tworzeniu
swego kompendium okropności korzystał z sag stanowiących część ogólnie znanego
dziedzictwa. Jedną z nich jest Heike monogatari
(Opowieść o Heike), w której opisane
zostały dzieje okrutnego Tairy no Kiyomoriego, mimo swej bezwzględności
uważającego się za cnotliwego człowieka. W jego ogrodzie pojawiały się coraz to
kolejne czaszki zabitych przez niego ludzi, tworząc jedną wielką zjawę, z którą
Kiyomori mierzył się tylko wzrokiem.Inne stworzenie nazwane zostało
na cześć sutry Hannaya-kyō,
zawierającej opowieść o pani Rokujō, która odrzucona przez swego kochanka
Hikaru Genjiego do tego stopnia wpada we wściekłość, że jej dusza wychodzi z
niej nocą, aby prześladować żonę niegodziwca, Aoi.Jeszcze bardziej nieszczęśliwą
historią miłosną jest ta o dzwonie Dōjōji. Opowiada ona o tragicznych
kochankach – mnichu Anchinie oraz pięknej Kiyohime, którą poznał podczas swej
pielgrzymki. Chociaż łączyło ich prawdziwe uczucie, duchowny zdecydował się
uciec, żeby nie złamać swych ślubów czystości. Ukochana ruszyła w ślad za nim,
przemieniając się w pewnym momencie w węża, aby przebyć rzekę, aż doścignęła go
w świątyni Dōjō-ji, gdzie mnicha na jego prośbę ukryto wewnątrz potężnego
dzwonu. Kiyohime zamieniwszy się ponownie w węża, oplotła schronienie
mężczyzny, które wedle jednej z wersji podania stopiło się w kałużę wrzącej
wody.Todai-ki („świeczkowy demon”) nawiązuje do legendy bardziej
ugruntowanej w systemie politycznym Japonii. Oto minister Karu przybył do Chin
jako posłaniec, lecz został tam otruty: nie mógł mówić, jego ciało
przemalowano, a na głowie umieszczono świeczkę. W odwiedziny do ojca przybył
kanclerz Hitsu, a ujrzawszy go, Todai-ki załkał, ugryzł się w palec i spisał
krwią wiersz, który zdradził jego prawdziwą tożsamość.Jedną z najsilniej obecnych w
folklorze, a zarazem najpotężniejszych istot prześladujących Japonię pozostaje Tamamo-no-mae,
zmiennokształtna lisica – duch kitsune,
której ciało wydzielało wciąż cudny aromat, a ubranie pozostawało nieskazitelne
przez cały dzień. Ta niesłychanie mądra i przebiegła oszustka rozkochała w
sobie cesarza i została jego faworytą z zamiarem zagarnięcia dla siebie tronu. Podstęp
został jednak wykryty, a ściganą Tamamo zastrzelono strzałą. Jej ciało stało się
faktycznie istniejącą strukturą, Sessho-seki
(Kamieniem Odbierającym Życie).Równie intrygująco prezentują się wycinki z japońskiej
mitologii we właściwym tego słowa znaczeniu, choćby w postaci narodzin
księżniczki Ama-no-zako. Parafrazując opis Sekiena (stanowiący zresztą cytat),
„gdy pierś boga Susano-o przepełniła wściekłość, wypuścił ją z siebie wraz z
oddechem, poczynając właśnie to dziecię. Miała ona ciało ludzkie, lecz głowę
zwierzęcia z długim nosem i uszami. Nawet gdy stawiło jej czoła potężne bóstwo,
nadziewało się na hak jej nosa i ciągnięte było przez dystans 1000 ri. Nawet
gdy nacierał na nią potężny miecz, jego ostrze nie mogło sprostać jej zębom.
Imię jej było ksieżniczka Ama-no-zeko. Wypełniła swe ciało życiodajną esencją ki i dziewiczo poczęła syna. A imię jego
Ama-no-saku”.
Na koniec warto przyjrzeć się
sekcji książki poświęconej sennym widziadłom artysty, gdyż najbardziej obfituje
ona w fantazyjne koncepcje i wizualnie kreatywne rozwiązania. Dominują w niej ożywione
przedmioty – pióra, przeklęte sutry, lustra, porcelana, umywalki, a nawet…
siodła czy strzemiona! To pierwsze, kurayarō,
jest tak naprawdę rozzłoszczoną ofiarą dawnego konfliktu w erze Hōgen. Kurayarō zostało nacięte z przodu, aby dzielny Kamada Masakiyo mógł
się go mocniej trzymać w obliczu surowej pogody. Natomiast strzemię, abumi-guchi, wierszem przytoczonym przez
autora przypomina o epizodzie ze znanej
sztuki nō, kiedy to jego
jeździec-wojownik został postrzelony strzałą w kolano i przyszpilony do boku
konia. I chociaż udaje mu się wydostać z potrzasku, decyduje się popełnić
rytualne samobójstwo, aby nie spowalniać towarzyszy.Oryginalny tytuł niezamierzonego
opus magnum Sekiena – w głównej mierze to właśnie przez nie został zapamiętany
– brzmi (w uproszczonej formie) Gazu-hyakki-yakō, co można przetłumaczyć
jako Nocna parada stu demonów. Wyobraźcie sobie zatem groteskową
procesję fantazyjnych maszkar, kroczących ulicami jakby nigdy nici nawiązującą
tym samym do legendarnej plagi yōkai, która rzekomo spadła na dawne
Kyoto. Zobaczcie oczami wyobraźni wszystkie te ożywione siodła i strzemiona,
zmniennokształtne bestie tanuki i kitsune, miniaturowych ludzi z
porcelanowymi głowami, opętane lampy, żywe płomienie, na poły humanoidalne widma,
jędze, kobiety-pająki, zjawy oraz widziadła – wszyscy zgromadzeni w jednym
miejscu, stłoczeni zupełnie jak na kartach tej obszernej księgi, wydrukowanej
na japońską modłę. Ach, cóż to byłby za niezwykły widok!
[1]
Wszystkie tłumaczenia terminów oraz fragmentów tekstu z języka angielskiego
zostały dokonane przeze mnie.