Szorstka egzotyka

Bedoes/schafter. Kwiaty ulotne

Pierwszy z nich należy do SB Maffiji, jednej z dwóch najprężniejszych wytwórni w kraju i jest jednym z najgłośniejszych młodych raperów. Drugi wybił się na podziemnych kanałach rapowych na YouTube i współpracy z kolektywem polskich sadboyów, ale wciąż pozostaje relatywnie nieznany. Pierwszy wydał album, co do którego były olbrzymie oczekiwania, drugi wrzucił kompilację swoich utworów na Spotify. Kto w tym porównaniu wypadł lepiej?
Jeśli przypomnimy sobie wszystkie zapowiedzi Bedoesa, złotego dziecka Białasa i SB Maffiji oraz jednej z gwiazd Młodych Wilków 2016, słuchanie Kwiatów Polskiej Młodzieży może skutkować niezłym dysonansem poznawczym. Spodziewał się człowiek co najmniej drugiej Muzyki poważnej duetu Pezet/Noon i… jej nie dostał.

Raper, owszem, dojrzał od czasu wydania Aby śmierć miała znaczenie (udanego zbioru przyjemnych dla ucha, lecz trochę głupich utworów), ale niestety jest to dojrzewanie negatywne. Zamiast sublimować swoją wcześniejszą konwencję, idzie on w stronę w źle pojętej dojrzałości, ten mityczny „przekaz” w polskim hip-hopie, w efekcie rozwadniając album. Przekaz bowiem sprowadza się do tego, że Bedoes rapuje o kobietach tylko, gdy je kocha lub gdy mu złamały serce (1000 koni, 05:05), w dość płytki sposób krytykuje konsumpcjonizm i kult marek (Givenchy). Poza tym rodzina, być może najważniejszy temat po problemach rapera na scenie (tu najczęstszy obraz: bagażnik i groźni ludzie czekający na niego pod blokiem), sprowadza się do częstego przywoływania mamy i kanapki z cukrem, a także nieprzemyślanych wtrętów à propos ojca, zazwyczaj nie chwytających za serce (jak sławetne wersy o wynoszeniu naczyń z domu) i często w ogóle nie pasujących do utworu. Zresztą rzadko zdarza się, by raper utrzymał spójność tematyczną kawałków. To jednak nie jedyny przejaw nadpobudliwości gospodarza.

Bedoesowi nie można odmówić bagażu doświadczeń – choć trzeba pamiętać o tym, że najpierw były one przejaskrawiane przez konwencję, a teraz przez rodzaj rozhisteryzowania, które niestety zbyt często przejmuje stery na tym albumie. W konsekwencji słuchaczowi brakuje poczucia wyważenia – ale może to być też kwestia potrzeby jeszcze większego wyostrzenia pióra, może kwestia dojrzałości, a może niedostatecznego doglądu formy przez osobę trzecią. Chodzi bowiem o to, że album jest przekrzyczany. W niektórych utworach to pasuje (Delfin, nawet mimo popadania w groteskę w wiadomym momencie), w innych brzmi nienaturalnie i psuje pieczołowicie budowany klimat (Toy Story). Do tego raper, który ma doskonałe flow i potrafi płynąć na bicie jakby się na nim urodził, w Tarzanie zdołał dać jedną z najsztuczniej zarapowanych zwrotek, jaką dano mi było słyszeć.

Te wszystkie wady nie znaczą jednak, że Kwiat Polskiej Młodzieży to krążek jednoznacznie słaby. Kiedy zwrotki mają bujać, to bujają (Delfin, Bardzo przepraszam). Kiedy mają podbijać radio (Janosik), Bedoes daje radę. Do najlepszych kawałków zalicza się jednak 05:05, gdzie chłodny, melancholijny podkład wraz z przesterowaną gitarą w refrenie komponuje się z autotunowym wyciem nastolatka przeżywającego zawód miłosny. Do tego wymienię Chłopaki nie płaczą, głównie przez zestawienie życiowych przemyśleń everymańskiego chłopaka z bloku ze świetnym Taco Hemingwayem, który wykorzystuje je do własnego manifestu anty-macho (utwór jeszcze niedostępny na YT). Jest jeszcze Śnieg ‒ dość ciekawa, bandycko-melancholijna ballada odmienna od reszty albumu.

Jednak paradoksalnie najważniejszą rolę odgrywa tu Kubi Producent. Swego czasu waliły w niego gromy za brak umiejętności i oryginalności; po wyprodukowaniu tego albumu raczej nikt już nie powinien się go czepiać, bo wszystko tu siedzi: agresywny trap przyspiesza tętno (Kwiat polskiej młodzieży), 05:05 i Śnieg wyciskają łzy. Chłopaki nie płaczą to z kolei doskonały podkład w konwencji synthwave’owej, o zupełnie innym tempie i brzmieniu, do których nas przyzwyczaił Kubi, podobnie intryguje Givenchy. Wielki plus za produkcję.

Natomiast krążek schaftera hors d’oeuvre to prawie całkowite zaprzeczenie Kwiatu Polskiej Młodzieży. Prawie, bo punktem stycznym będzie wspomniany kilkukrotnie utwór Chłopaki nie płaczą, a raczej stylistyka synthwave’owa: schafter, odpowiadający za wszystkie bity, porusza się właściwie tylko w ramach tej konwencji. Jego podkłady są nostalgiczne, przepełnione motywami retro, w których często przewija się jakiś smęcący instrument (np. good will hunting i trąbka). Można powiedzieć, że album cechuje ulotność – jedyną kotwicą jest regularnie wirujący bas. Ta nostalgia za latami 90. i 80. jest o tyle zadziwiająca, że najprawdopodobniej autor ma dopiero 15 lat. To dopiero młody wilk!

Unikalność jego projektu wynika nie tylko z brzmienia. Na pewno ważny jest specyficzny i właśnie ulotny klimat: utwory nie są agresywne, nie walą w słuchacza, w czym pomaga nienachalny wokal rapera, często wyciszony i trochę zglitchowany. Jego flow jest niejednokrotnie powtarzalne, ale melodyjne. To muzyka na późne wieczory, z przygaszonym światłem, z ewentualną chmurą dymu (najlepiej z e-papierosa), przez którą prześwitują dziwne światełka w trakcie odsłuchu cameltoe albo z deszczem za oknem podczas good will hunting czy pubu.

Lecz właściwie za fenomenem schaftera (i sukcesem jego największego hitu, kooperacji z młodymskinem, dvd), stoi nadzwyczaj specyficzny styl pisania, pełen angielskich wstawek (tylko czy przy tej częstotliwości nadal można mówić o „wstawkach”?), które nie kłują w uszy akcentem, i pewnej niegramatyczności, która tworzy sztuczność. Ale ta sztuczność u schaftera jest naturalna: można by to porównać do naturalnie urodzonego bionicznego skowronka. Do tego zwrotki pisane są metodą skojarzeniową, często z lekko abstrakcyjnymi zestawieniami dwuwersów. To co u Bedoesa drażni, tutaj działa doskonale. Pierwsze linijki z brzegu, tom & jerry: Egzaltowana panna / Jadę do niej w 304 / Jestem Sheldon z Misery / Nadzieja jak konfetti / To ta znana zabawa typu Tom i Jerry / W kotka i myszkę /Mówi do mnie „daddy” / Ja robię biznes / Nadal gonię fetti. Piękne sadboysowe linijki można też znaleźć w moim faworycie, good will hunting: Czułem się samotny mimo twojej obecności / Usłyszałem, że to wszystko to niechcący / Wszystkie złe rzeczy to już przeszłość/ To jest relatywne piękno / Już nie chcę kopać w krzesło. To jest tekst napisany przez, powtórzę, piętnastolatka. Wspomnianą wcześniej manierę makaronizmów najlepiej obrazuje dvd:

refren: Body kit w mojej foreign whip, got all in / Jestem zero trzy albo ninety six / Palę nicotine / Twenty eight inch rims w mojej foreign whip / Włączam DVD

czy zwrotka schaftera z tego fragmentu: Żaden Młody Wilk / I got ten phones bitch / Wszystkie robią bling (what?) / Ona robi cyrk / Suko, face my fears / F society (boy) / Jeśli palisz spliff albo bierzesz pills dla mnie jesteś nic (worth) / Z moją brand new bitch w moim śmiesznym fit / Kluczyk robi pik.

Propsy dla takich wersów mogą zostać odebrane jako żart z mojej strony, ale wcale tak nie jest: powtórzę, u schaftera owa sztuczność jest naturalna, a w wybranej konwencji odnajduje się on doskonale. Teksty nie są kroniką dosłowności i ekshibicjonizmu, a pretekstem do budowania skojarzeń i wzbudzania odczuć. Jeśli od Bedoesa wymagało się trafionych linijek i bezczelności, a potem jakiejś dojrzałości czy wrażliwości, to teraz każdy wers w rodzaju doświadczyłem wiele gówna tak jak mucha wywołuje tylko zażenowanie i irytację, potęgowaną oczekiwaniami po bardzo dobrym Gustawie. U schaftera wszystko porusza się na stałej płaszczyźnie, nawet jeśli uznać ją za mało ambitną i głupawą, bo takie były też moje pierwsze odczucia po odsłuchu dvd, przyznaję; zmienił je dopiero niezwykły repeat value (puść to sobie na repeat).

Mamy więc dwóch bardzo obiecujących artystów. Jeden nie dźwignął pompowanych przez siebie oczekiwań; czy wynika to z ułomności charakteru? Raczej skłonny jestem przypisywać winę specyficznemu okresowi w życiu Bedoesa, szybkiemu sukcesowi i dużej presji ze strony sceny, której nie spodobały się jego działania. Kiedy młody Bydgoszczanin bardziej się uspokoi i jednak trochę dojrzeje, również artystycznie, to będzie tu potencjał na rapera pierwszej ligi. Na obecną chwilę jednak z dużych obietnic mało co wyrosło. Z kolei schafter, z racji jeszcze młodszego wieku, to najczarniejszy z koni polskiej sceny, którego nikt się nie spodziewał, a największą prawdziwą wadą hors d’oeuvre, jest to, że jest, cóż, przystawką, i trwa tylko 18 minut. Obecnie schafter pracuje nad epką i jakąś płytą kooperacyjną. Czego można się po nich spodziewać? Raper odpowiada: Teraz gdy mam możliwości, zrobię co zechcę, bo i tak będę dobry.


Polub Z CYKLU na Facebooku, żeby wiedzieć, kiedy ukaże się kolejny tekst (o, tutaj), a nic nie stoi na przeszkodzie, by sprawdzić nasze inne ciekawe artykuły, np. recenzję debiutu reżyserskiego Bradleya Coopera: Narodziny gwiazdy.


Album: Kwiat Polskiej Młodzieży

Artysta: Bedoes  & Kubi Producent

Label: SBM Label

Rok wydania: 2018


Album: hors d’oeuvre

Artysta: schafter

Label: self-released

Rok wydania: 2018


Albumy znajdziecie na wszystkich platformach streamingowych.
Absolwent translatoryki i filologii angielskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Od zawsze miłośnik dziwnych mieszanek; fan hip-hopu, science-fiction z twarzą Philipa K. Dicka, a także anime. Pisuje opowiadania i tłumaczy różne różnostki. Uczy się absurdu od Kafki, Camusa i Gombrowicza. Można go śledzić jako @tl3vis na Instagramie.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %