Gdzie rządzą niepokój i magia
Sporo czasu minęło od ukazania
się ostatniego zbioru opowiadań Neila Gaimana, ale pewne rzeczy nie ulegają
zmianie – Drażliwe tematy łączy z poprzednimi
książkami jedna jedyna wada: teksty zawarte w tym tomie są dość nierówne. Po
głębszym namyśle jednak także i ona staje się właściwie zaletą, gdyż Brytyjczyk
podejmuje odważną decyzję, rzadką w środowisku literackim, aby ofiarować nam
siebie oraz swoją twórczość w pełnej, nieprzedestylowanej, a przez to jeszcze
bardziej uderzającej formie. Roztacza tym samym przed nami pełen asortyment
opowieści, prawdziwie urzekający kalejdoskop tworów wyobraźni. I tylko w takiej
postaci można tego pisarza docenić w pełni jako jedynego w swoim rodzaju
artystę.
Zacznijmy jednak od początku. A
na początku było słowo – słowo odautorskie. Gaimanowskie wstępy to jakość sama
w sobie. Przede wszystkim są zazwyczaj niezwykle obszerne i szalenie treściwe. Sugeruję,
aby zajrzeć do tej części książki zarówno przed czytaniem, jak i w jego trakcie,
ponieważ tego rodzaju podejście znacząco uatrakcyjnia odbiór opowiadań, a także
wyjaśnia kilka – po prawdzie niewiele, ale zawsze – mniej jasnych kwestii.
Pisarz nie ma bowiem w zwyczaju ot tak wrzucać czytelnika w sam środek
stworzonych przez siebie beletrystycznych ruchomych piasków, lecz wpierw
prowadzi go za rękę, pokazuje i objaśnia swoje inspiracje (niekiedy wielce
osobiste, kiedy indziej zupełnie prozaiczne, pojawia się też całkiem ciekawy
wątek polski), dzieli się niewykorzystanymi pomysłami (osobiście bardzo chętnie
przeczytałbym „historię kryminalną o kobiecie zabitej przez maszynę do
pisania”), prezentuje wreszcie swój własny pogląd na świat oraz sztukę.
Wszystko to mądrze i z humorem. Gaiman nie traktuje czytelnika z wyższością,
lecz jak partnera. Charakteryzuje go również niezwykła szczerość: bez owijania
w bawełnę przestrzega, iż historie odmalowane na kartach książki bywają
mroczne, bywają niepokojące i ciężko w nich o happy end.Tak rzeczywiście jest. I byłyby
one przez to dołujące, gdyby nie silna obecność, między słowami, w samej tkance
opowieści, czegoś, czego nie sposób nazwać inaczej, jak tylko magią. Nieważne jak
dziwne czy smutne zdawać się mogą poszczególne teksty – talent fantasty z Wysp
powołuje je do życia, obdarza te twory własną egzystencją, tak że nabierają
głębi, stają się niejednoznaczne. Krainy zaś, które opisuje ten wyśmienity
gawędziarz w czerni, częstokroć jedynie przypominają naszą rzeczywistość: tam
jest ona wzbogacona o pierwiastek niewytłumaczalny, wyraźnie zarysowaną i
odczuwalną obecność niezwykłych zjawisk oraz wszelkiego rodzaju dziwów.
Znajdziemy tu jednak nie tylko stwory rodem z opowieści grozy (Księżycowy labirynt, Klik-Klak Grzechotka) czy echa
baśniowych opowieści oraz folkloru (tu szczególnie zasługują na uwagę
klimatyczna „Prawda to jaskinia w
czarnych górach”, przewrotnie feministyczna reinterpretacja baśni z
twistem, a właściwie całym szeregiem zwrotów akcji, zatytułowana Śpiąca i wrzeciono, a także zamykający
zbiór Czarny pies, w którym powraca
bohater Amerykańskich bogów,
enigmatyczny Cień). Niektóre z historii skłonią nas do refleksji (melancholijny
Człowiek, który zapomniał Raya
Bradbury’ego), poruszą (zamierzenie nieprzyjemne W bezsłoneczną morską toń) albo wprawią w rozbawienie („I zapłaczę jak Aleksander”, historia,
którą autor obdarzył takim, a nie innym tytułem, żeby podkreślić, jak bardzo
jest niemądra). Powracają bohaterowie popkultury – Sherlock Holmes, który
rozwikła swoją ostatnią sprawę, dla wielu prawdopodobnie dość zaskakującą, gdyż
przeciwnikiem stanie się tym razem sama śmierć, a także Doktor Who w
autentycznie przyprawiającej o ciarki przygodzie z zamaskowanymi najeźdźcami
spoza czasu, którzy najwyraźniej „wykupili” od ludzkości Ziemię (po lekturze
pytanie: „Która godzina?” już nigdy nie wyda się równie niewinne jak przedtem).
Jak jednak pisze sam autor, te kontynuacje można swobodnie czytać bez znajomości
materiału źródłowego, stanowią one przemyślaną całość, najważniejsza pozostaje
zaś fabuła. Wszystko to przeplatane – lepszymi lub gorszymi – wierszami oraz
ciekawymi, aczkolwiek nie zawsze sensownymi (ale przecież trzeba uszanować
decyzje twórcy) eksperymentami formalnymi.Najistotniejsza jest jednak tak
naprawdę stworzona atmosfera – kiedy już raz zostaniemy pochwyceni w sieć słów
artysty nasączonych pewną szczególną mocą, odczucie obcowania z czymś
niezwykłym nie opuści nas do samego końca. A to, że w tych twórczych odmętach
czekają na odszukanie prawdziwe perełki (moimi największymi odkryciami są chyba
zaskakujący Problem z Cassandrą i
wzruszająco ciepła Przygoda), a każdy
z pewnością znajdzie coś dla siebie, to tylko dodatkowy bonus.Idealnym reprezentantem całych Drażliwych tematów, swoistą ich esencją,
jest chyba Kalendarz opowieści powstały
przy pomocy użytkowników Twittera, którzy dostarczyli Gaimanowi inspiracji. Tak
jak i w całym tomie obok siebie umieszczone zostały teksty prawdziwie wybitne,
ale także trudne do rozgryzienia, a nawet wprawiające w konsternację. W tym
także tkwi piękno twórczości pisarza – to proza pod każdym względem własna,
realizowana na podstawie pomysłów, które Brytyjczyk chciał przenieść na papier,
choć nam wydawać się mogą nietrafione. Rezultat stanowi mieszankę mało
harmonijną, ale dzięki temu tym bardziej unikalną. To podróż, którą naprawdę
warto odbyć. Zwłaszcza jeśli przewodnikiem jest ktoś taki jak angielski
gawędziarz oraz rzemieślnik fraz, jak autor Nigdziebądź.
Z pewnością nie będzie nudno.
autor: Neil Gaimantytuł: Drażliwe tematy. Krótkie formy i punkty
zapalneprzekład:
Paulina Breiterwydawnictwo:
MAGmiejsce
i rok wydania: Warszawa 2015stron:
402format:
140 × 210oprawa: twarda