Kultura uzdalniona
Co to jest „kultura uzdalniona”? To jakiś błąd? Nie, i postaram się to wyjaśnić w tym tekście. Oglądając transmisję wręczenia tegorocznych „Paszportów Polityki”, napisałem krótki post i opublikowałem go na Facebooku. Tak na gorąco i w wyniku emocji. Poniżej przytaczam jego treść, którą później rozwinę. Napisałem tak:
No to spróbujmy puścić wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że w marcu 2020 roku nie ma internetu. Zamknięte są teatry, kina, sale koncertowe, księgarnie, biblioteki, domy kultury i wszystko inne, co się kulturą zajmuje. Czarna dziura – tak właśnie wyglądałoby życie kulturalne po zgaszeniu ostatniego światła w najmniejszej świetlicy osiedlowej. Najpewniej po jakimś czasie pojawiłoby się rozwiązanie. Najpewniej jednak lokalnie i w bardzo ograniczonym zakresie, no bo jak emanować żywym słowem ze sceny, kiedy widownia zamknięta? Jak zagrać dla fanów, kiedy wszyscy siedzą w domach? Pozostałaby tylko święta trójca – prasa, radio i telewizja. Nawet najmniejszej szansy na wspólne zaśpiewanie z domów piosenki „tak dla otuchy”. Recytacja wiersza tylko z archiwów telewizji lub radia. Najpewniej upowszechnianie kultury wyglądałoby jak telewizyjne lekcje w TVP z wiosny 2020 roku.
Mniejsza lub większa niechęć laureatów „Paszportów” i prowadzących galę do internetu była jak kręcenie nosem na Zbawiciela, który umożliwił w ogóle zaistnienie w pandemii wielu rodzajom kultury i jej przejawom. Teatry grały on-line, odbywały się spotkania autorskie, wydawnictwa mogły szybko zareklamować nowości wydawnicze, grano koncerty (najpierw z domów, potem z profesjonalnych sal), niektóre imprezy festiwalowe doskonale dały sobie radę w sieci, zbierając nierzadko sporą widownię. Można tak wymieniać bardzo długo, bo sieć pomogła wielu ludziom i instytucjom zaistnieć, przetrwać i przeżyć.
Mam jednak wrażenie, że sporo organizatorów imprez i samych „podmiotów wykonawczych” patrzy na sieć tylko w jednym kierunku. Zapomina lub nie dostrzega, że internet uwolnił wielu odbiorców z okowów prowincji. Kultura, która przedtem była zwyczajnie i z przeróżnych powodów niedostępna, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przepchała się wszędzie. Powodów owego uprowincjonalnienia jest wiele – od położenia geograficznego przez przeszkody finansowe po choćby strach. Tak, tak – w XXI wieku można bać się kultury. Internet okazał się dobrą wróżką, która zamieniła wiele Kopciuszków w królewny i królewiczów, i to w ich własnych domach.
Ten stosunek niektórych twórców kultury do internetu najpewniej wynika z wielu przesłanek. Być może niektórzy musieli zejść z gwiazdorskich piedestałów na ziemię i im to wadzi? A może na naszych oczach umiera tradycyjne pojmowanie relacji twórca – odbiorca? Może właśnie pękła kopuła oddzielająca wykonawcę od widza? Moim zdaniem rewolucja w kulturze zaczęła się wtedy, gdy w internetowy eter poszła pierwsza zagrana z kilu miejsc na raz nuta, pierwsze zdanie wypowiedziane do kamerki internetowej ze sceny. A to, że mogłem za pośrednictwem aplikacji na smartfonie oklaskiwać Filharmoników Wiedeńskich podczas Koncertu Noworocznego i być przez nich słyszalnym, tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu.
Niech żyje zatem kultura uzdalniona!