Muzodzielnia

Muzyczne inspiracje – luty 2021

Ostatnie dni mijają mi na porządkach. Przypadkowe znaleziska odgrzebują z pamięci to, co zapomniane. Zdjęcia, zapiski, okazjonalne pamiątki przywołują żywe obrazy, często kojarzące się z konkretnym miejscem, zapachem czy dźwiękiem. Każde doświadczenie czegoś uczy, pozwala nam lepiej poznać i zrozumieć siebie. Jestem wdzięczna zarówno za te dobre chwile, jak i złe. Z pespektywy czasu wszystko wygląda inaczej, dlatego też kontempluję przeszłość, słuchając nowej muzyki i sentymentalnie powracając do starych, ważnych dla mnie wydań.

Arlo Parks Collapses In Sunbeams (2021)

Brytyjska artystka, znana mi bliżej za sprawą swojego występu na Opole Songwriters Festival, podbiła moje serce już jakiś czas temu. Teraz po kilku epkach wydała w końcu swój pierwszy długogrający album. Dwudziestolatka zrobiła na mnie ogromne wrażenie swoją niezwykłą wrażliwością. Sama nazywa siebie empatką i potrafi śpiewać o uczuciach jak nikt. Collapses In Sunbeams charakteryzuje ciepłe brzmienie, które niesamowicie współgra z delikatnym głosem Arlo Parks.

Nosowska Sushi (2000)

Kasi Nosowskiej nikomu nie trzeba przedstawiać. W swoim artystycznym życiu poza muzyką, jaką tworzyła z zespołem Hey, pozwalała sobie także na solowe eksperymenty. Sushi, wyprodukowane przez Andrzeja Smolika z gościnnym udziałem m.in. Roberta Brylewskiego czy Mikołaja Trzaski, jest wynikiem poszukiwań na gruncie elektroniki. Mamy tutaj zarówno triphop, jak i elementy techno, nowoczesne brzmienia stoją w kontrze do akustycznej gitary czy tamburyna.

Shame Drunk Tank Pink (2021)

Londyński post punkowy band Shame po trzech latach powraca z Drunk Tank Pink nagranym jeszcze przed pandemią. Współpracując z Jamesem Fordem (producentem Foals czy Arctic Monkeys), wypracowali brzmienie głośne i intensywne, ale także bardziej wymiarowe i dokładniejsze niż na debiucie Songs of Praise. Wciąż młodzi i głośni na Drunk Tank Pink opowiadają o dziwnym okresie pomiędzy nastoletniością a dorosłością.

Lucia Cadotsch Speak Low II (2020)

Jazz niejedno ma oblicze. Lucia Cadotsch udowadnia, że i ten gatunek może być niejednoznaczny i czerpać z różnych zastosowań. Pierwsze, co wychwytują nasze uszy, to powolnie płynąca muzyka i leniwie snujący się głos szwajcarskiej artystki. Te dźwięki rozchodzą się w ciszy, rezonując z nią. Piękno wybrzmiewa, pieści nasze uszy.

The Body I’ve Seen All I Need To See (2021)

Wszelkie dziwności są tym, co mnie pociąga w muzyce. Choć często są one wymagające, wiem, że można przedrzeć się przez te gęste dźwięki, by wydobyć z nich esencję. Słuchanie muzyki z I’ve Seen All I Need To See to intensywne doświadczenie. Dużo w tym chaosu, osobliwej brutalności i czającego się gdzieś za rogiem niebezpieczeństwa. The Body kreuje ciężką, mroczną nosową strukturę zbudowaną z perkusji, gitary i growlu, bardzo ciekawą do samodzielnej eksploracji.

W poprzednim życiu z pewnością była kotem. Zawsze chodzi własnymi drogami, stroni od ludzi, działa według własnych zasad. Uzależniona od muzyki – najbardziej lubi te dziwne, offowe dźwięki, których nie sposób znaleźć w mainstreamowych mediach. Z pasji studiuje kulturoznawstwo. Marzy jej się świat pełen szczerości, tolerancji i różnorodności.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %