Między rozrywką a filozofią – rozedrgane wizje Joanna Sfara
Zostajemy jeszcze we
Francji, kraju, który wydał na świat wielu ważnych oraz
wyjątkowych twórców powieści graficznej. Jednym z nich jest
właśnie Joann Sfar – rysownik, scenarzysta, satyryk i reżyser
filmowy pochodzenia żydowskiego. Nas interesować będą szczególnie
dwa pierwsze aspekty jego twórczości. Przede wszystkim ze względu
na to, że artystę wyróżniają dwie rzeczy: jego niepodrabialny
(choć nie do końca, ale o tym za chwilę) styl oraz szeroki
wachlarz poruszanych przez niego tematów.
Zacznijmy od kreski:
wpierw drżącej i falującej, a przez to niemalże żywej, chwilę
potem zaś statycznej i konkretnej, ujętej w karby. Styl Sfara jest
zarazem jakby pospiesznie niechlujny i dopieszczony, malarski, bogaty
w detale; momentami karykaturalny, kiedy indziej wręcz podręcznikowo
realistyczny aż do anatomicznego szczegółu; zaskakująco spójny w
swojej niekonsekwencji. W wielu przypadkach także same kadry
charakteryzują się mniej zwartą formą oraz kształtem. Postaci z
kart dzieł Francuza mają często za duże oczy, chwilami tracą
naturalną anatomię, jakby wymykając się spod kontroli autora, to
jednak tylko dodaje im charakteru, w wielu przypadkach służy
podkreśleniu szczególnych cech bądź nastrojów. Do ostatecznego
efektu trzeba się przyzwyczaić, ale po pewnym czasie wprost nie
sposób nie docenić go również jako wyrazu silnie
zindywidualizowanej estetyki.
Fabularnie Sfar sprawdza
się najlepiej, kiedy koncentruje się na refleksji nad
człowieczeństwem oraz wszystkim, co się z nim wiąże. Kiedy z
filozoficznym zacięciem pochyla się nad zagadnieniem religii albo
analizuje relacje międzyludzkie, ujawnia sekrety naszych dusz i bez
owijania w bawełnę dokonuje konstruktywnej krytyki, wtedy jego
scenariusze prawdziwie błyszczą, pokazując jak bardzo ambitny może
być komiks jako medium.
Najlepszym przykładem
tego rodzaju dzieła jest Kot rabina, który doczekał się
trzech wydań zbiorczych oraz tegorocznej publikacji szóstego tomu
(nie wspominając o wyśmienitym filmie tego samego twórcy).
Opowiada on o przygodach bezimiennego kota z Algierii posiadającego
dar mowy (zjadł kiedyś papugę) chowanego w kulturze żydowskiej i
starającego się zrozumieć zwyczaje dwunogów. Funkcjonujący poza
społeczeństwem czy kulturą narrator umożliwia artyście podszytą
ironią ocenę systemów wierzeń oraz obyczajowości, nie tylko ludu
Abrahamowego, ale też innych wspólnot, afrykańskich i nie tylko (w
jednym albumie kot trafia także do Francji). Pomimo z lekka
humorystycznego wydźwięku jest to na pewnym poziomie historia o
braku tolerancji oraz wewnętrznym skostnieniu kultur. Stworzeniem
najbardziej otwartym na innych wydaje się ostatecznie czworonóg
pozbawiony jakichś konkretnych norm moralnych. Prawdziwie
humanistyczny tekst, który wielokrotnie bawi, ale przy tym skłania
do myślenia.
Podobnego wydźwięku
należy się prawdopodobnie spodziewać w zapowiedzianej na listopad
publikacji Sokrates Półpies, z tym że protagonistą będzie
tym razem najlepszy przyjaciel człowieka obracający się w świecie
mitologii greckiej. Jest na co czekać!
W kręgu żydowskim
rozgrywa się także akcja pięcioczęściowego cyklu Klezmerzy,
którego pierwszy tom ukazał się również w Polsce. Ukazanie
tragikomicznej natury życia umożliwiają Sfarowi perypetie Noégo
Davidovitcha, Barona Tyłka Swego i niezwykłej trupy muzyków: Havy,
uciekinierki ze swojej wioski, Yaakova wydalonego z jesziwy [1],
choć był najlepszym uczniem rabina, Vincenza, lunatyka i wirtuoza
skrzypiec oraz Tchokoli, Cygana, który cudem uniknął śmierci z
rąk Kozaków, wędrującej za chlebem po kraju pogrążonym w II
wojnie światowej w poszukiwaniu wesel i bar micw [2].
Bogaty w elementy muzyczne, jak wiele innych utworów tego artysty,
nawiązujący do obrazów Marca Chagalla – komiks ten pokazuje
dobitnie, jak wszechstronny to twórca. Szkoda, że na pierwszej
odsłonie serii się skończyło.
Wszystko zaczęło się
od cokolwiek infantylnych opowiastek o małym Wampirku i jego
przyjaciołach (w tym dziecięcej wersji samego Sfara). Potem
nadeszła dłuższa opowieść, nieco fragmentaryczna pod względem
fabuły, lecz z pewnością interesująca, czyli Mały świat
Golema. Wreszcie całość nabrała kształtu, głębi oraz
charakteru wraz ze zbiorczym wydaniem komiksu Wampir. Głównym
bohaterem jest tutaj melancholijny romantyk starej daty (nowoczesność
przyprawia go wręcz o ból głowy) Ferdynand, krwiopijca z Wilna,
który swoje ofiary kąsa tylko jednym zębem, aby nie czynić im
zbytniej krzywdy. Wprost nie da się go nie polubić. Osią jego
przygód są zakończone zazwyczaj klęską próby odnalezienia
miłości, a towarzyszy im całe mnóstwo epizodów komicznych.
Barwne jest tutaj wszystko: paleta wykorzystanych kolorów, mitologia
świata przedstawionego, postaci drugoplanowe (z których część
pojawia się także w innym cyklu, Profesorze Bellu), takie
jak choćby gburowaty inspektor Humpty Dumpty (takie przezwisko, nie
prawdziwe imię), nieszczęśliwy Człowiek-Drzewo, zwariowana
mandragora Lio czy psotny duch Westchnienie. Rysownik miesza
konwencje, bawi się stylistyką gatunku (wygląd wampira nawiązujący
do filmu Nosferatu, gotyckie wnętrza itp.), wrzuca do
fabularnego kotła coraz to inne surrealistyczne pomysły, znajduje
nawet miejsce na odrobinę metafikcji (fenomenalny wątek odrzuconego
sumienia Ferdynanda). Najważniejsze jest jednak to, że tę
ryzykowną oraz brawurową mieszankę czyta się po prostu świetnie!
W tomie zbiorczym wydanym przez Timofa i Cichych Wspólników
znalazły się na razie cztery z sześciu opowieści o Wampirze,
reszta podobno ma się ukazać w publikacji pod tytułem Aspirine.
Na tle tych twórczych
kreacji znacznie słabiej prezentuje się wzmiankowany już Profesor
Bell. Ta intertekstualna opowieść, wydana u nas w formie trzech
albumów w twardej oprawie, wyraźnie czerpie z opowiadań o
Sherlocku Holmesie (wskazówką jest choćby wizerunek głównego
bohatera czy postać jego nemezis), a także filmów (King Kong)
oraz mitologii (wierzenia irlandzkie, żydowska kabała). Choć łatwe
w odbiorze, historie te nie wyróżniają się niczym szczególnym
poza komicznym motywem pomocnika detektywa – ducha oraz drugą
częścią cyklu pt. Lalki Jerozolimy, która w ciekawy sposób
ponownie nawiązuje do kwestii religii i potrafi nieźle zaskoczyć.
Graficznie mamy do czynienia z tym samym co zwykle. Od trzeciego tomu
zmienia się rysownik, stara się on jednak jak najwierniej odtwarzać
styl Sfara. Ogólnie rzecz biorąc, jest to przykład dość
standardowej historii o zagadkach paranormalnych, której nieco
zabrakło pazura.
Co ciekawe, Francuz nie
ogranicza się tylko do własnych projektów. W roku 2008 (rok
później rzecz trafiła do Polski) podjął się niełatwego zadania
adaptacji klasycznej książki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego
Mały książę dla potrzeb powieści graficznej. Wyszedł z
tej próby zwycięsko, wzbogacając dodatkowo już w swej esencji
oniryczną baśń i celnie oddając jej ducha oraz zachowując
wielopoziomowe płaszczyzny interpretacji. Dzieło to to przede
wszystkim majstersztyk wizualny, do wielokrotnego podziwiania.
Nad większością wyżej
omówionych cykli Joann Sfar pracował równolegle, dlatego też
należy na nie patrzeć z tym większym podziwem. Niełatwo
przeskakiwać od jednej opowieści do drugiej, pozostając wiernym
atmosferze każdej z nich. Świadczy to znów o szerokim wachlarzu
inspiracji komiksiarza, chęci dotknięcia wielu problemów,
opowiedzenia wielu historii. Wszystkie je łączy jednak wyjątkowa
oprawa graficzna i równie szczególne podejście. I już z choćby
tego powodu warto po nie sięgnąć.